Dom dla zasłużonych zwierząt, mundurowych na czterech łapach i kopytach, działa w Gierłatowie w województwie wielkopolskim. To tu psy i konie służbowe mogą w spokoju i z godnością spędzić ostatnie lata czy miesiące życia. Niczego im w Zakątku Weteranów, bo tak nazywa się to miejsce, nie brakuje. Mają miłość, opiekę i spokój. A ich służbowi partnerzy – przewodnicy i jeźdźcy – pewność, że ich przyjaciołom nie dzieje się krzywda. Bo nie każdy z nich mógł pozwolić sobie na to, żeby wziąć psa lub konia do siebie.
– Ten problem istnieje od lat. Z Policji wycofywanych jest rocznie około 140 psów. Większość z nich zostaje ze swoim dotychczasowym opiekunem, ale nie wszystkie – opowiada Grzegorz Chmielewski, były funkcjonariusz Policji i prezes stowarzyszenia Zakątek Weteranów. – Jeszcze trudniej jest z końmi. Znalezienie mu stajni, utrzymanie, zapewnienie opieki weterynaryjnej wiąże się z potężnymi kosztami. A trzeba pamiętać, że najczęściej są to zwierzęta stare i schorowane.
Stan zdrowia i wiek to dwa główne powody, dla których psy i konie są wycofywane ze służby. Do Zakątka trafiają zwierzęta z dysfunk-cjami aparatu ruchowego, z niedowładem. Po latach intensywnej pracy, pełnej napięć i stresu potrzebują troskliwej opieki, takiej, która byłaby dostosowana do ich stanu zdrowia. Dach nad głową, leki, rehabilitacje, wózki inwalidzkie dla psów, które mają niedowład tylnych łap, często długotrwałe leczenie, odpowiednia dieta to tylko część z materialnych rzeczy, które zapewniają twórcy domu dla emerytowanych zwierząt.
– Dbamy nie tylko o ich zdrowie fizyczne, ale i o komfort psychiczny – mówi Grzegorz Chmielewski. – Chodzi o to, by zwierzęta, które przez długi czas służyły i pomagały człowiekowi, nie czuły się nagle porzucone i niepotrzebne.
– Przepracowały dla państwa mnóstwo lat. Nie możemy zapominać o ich specjalnych zasługach – dodaje Sławomir Walkowiak, również były policjant i jeden z założycieli Zakątka Weteranów. – A bywa różnie. Pamiętam historię psa, który po wycofaniu z Policji trafił do hurtowni. Przez dwa, trzy lata było mu dobrze. A potem firma splajtowała, pies został w budzie, niczyj, dokarmiali go ludzie. Albo koń kupowany na przetargu za pięćset złotych, a potem sprzedawany w skupie za trzy tysiące. Nikt z nas nie chce, żeby takie historie miały miejsce.
DOM SPOKOJNEJ STAROŚCI
Chmielewski i Walkowiak temat znają doskonale, bo przez lata pełnili służbę ze zwierzętami. Chmielewski był również koordynatorem do spraw związanych z psami i końmi w województwie wielkopolskim. Uczestniczył więc w całej procedurze od zakupu, przez szkolenie i potem leczenie zwierzęcia. Był też przewodniczącym komisji powoływanej do wycofywania zwierząt. Swoje widział i swoje wie. Po pierwsze, że najlepiej, gdy pies czy koń po zakończeniu służby zostaje z dotychczasowym opiekunem. Po drugie, że nie zawsze jest to możliwe, a przeszkodą mogą być warunki zdrowotne, lokalowe albo finansowe. I wreszcie, że największym problemem jest brak rozwiązań systemowych – państwo w żaden sposób nie wspiera psich i końskich emerytów. Jeśli opiekun weźmie emerytowanego psa czy konia, to na jego barki spada obowiązek utrzymania, karmienia i leczenia zwierzęcia. Czasem są to naprawdę gigantyczne koszty. Co więc dzieje się w przypadku, gdy odmówi? Gdy nie ma odpowiednich warunków lokalowych? Gdy go zwyczajnie nie stać?
– To nigdy nie jest łatwa decyzja, bo wiadomo, przez lata pies i przewodnik, tak samo jak koń i jeździec, zżyli się, pokochali. Zwierzę stało się członkiem rodziny, serce pęka, gdy trzeba się z nim rozstać – mówi Chmielewski. – Ale nie można mieć do nikogo pretensji, bo życie jest okrutne i pisze przeróżne scenariusze. Przykład? Trafił do nas owczarek z postępującym paraliżem kończyn. Jego opiekun mieszkał w bloku na czwartym piętrze. No, sytuacja dramatyczna. Albo teraz: mamy konia, który do tej pory był ze swoim opiekunem, tyle że mężczyzny po obniżeniu mu emerytury nie stać na utrzymanie zwierzęcia. Albo jeszcze inna historia: pies idzie na emeryturę, przewodnik zostaje w służbie i dostaje nowego psa, z którym jedzie na pół roku na szkolenie. Kto ma się zająć emerytem podczas nieobecności funkcjonariusza?
Przykłady można mnożyć. Każdy podopieczny Zakątka to właśnie taka historia. Dlatego twórcy domu dla zwierząt weteranów, byli i obecni policjanci, apelują: nie oceniajmy nikogo, nie krytykujmy, dbajmy razem o te zwierzęta i walczmy z brakiem rozwiązań systemowych dotyczących ich dalszego losu.
– Oczywiście mamy świadomość, że całego świata nie zbawimy. Te 15 kojców dla psów i 5 boksów dla koni, które mamy, to nie jest dużo, biorąc pod uwagę potrzeby – mówi Chmielewski. – Ale my patrzymy inaczej. Dla jakiejś części zwierząt jest to dom i gwarancja spokojnej starości.
PIES POLICJANT KOŃCZY SŁUŻBĘ
Psom, które nie mogą zostać z przewodnikiem, Policja stara się poszukać nowych domów. Specjalna komisja w sprawie wycofywania zwierząt ze służby, powoływana przez komendanta wojewódzkiego Policji, może wówczas podjąć decyzję o sprzedaży psa czy konia w drodze przetargu. Zwykle, jak mówi Chmielewski, kończy się to fiaskiem, bo komu potrzebne jest chore zwierzę. Ale możliwa jest jeszcze jedna opcja – nieodpłatne przekazanie psa lub konia osobie innej niż dotychczasowy opiekun lub instytucji – tylko pod warunkiem, że zagwarantują mu należytą opiekę. Kryteria stawiane przyszłym właścicielom są rygorystyczne. Dokładnie sprawdzane są warunki, w jakich miałoby przebywać zwierzę, przeprowadzany jest wywiad środowiskowy. Z kolei decyzja o poddaniu zwierzęcia eutanazji może zapaść tylko w przypadku wskazań weterynaryjnych. Za każdym razem decyduje o tym lekarz.
Statystyki pokazują, że psi policjanci swoją służbę wykonują przez 7–8 lat, a konie około 15. Po osiągnięciu tego wieku są już zwykle bardzo zmęczone. Podupadają na zdrowiu, przestają być dokładne, tępią się ich zmysły, stawy odmawiają posłuszeństwa. O tym, czy już czas odejść na emeryturę, decyduje wynik badań kontrolnych. Zgodnie z zarządzeniem nr 296 Komendanta Głównego Policji z 20 marca 2008 r. w sprawie metod i form wykonywania zadań z użyciem psów służbowych, szczegółowych zasad ich szkolenia oraz norm wyżywienia pies może zostać wycofany ze służby w przypadku trwałej utraty sprawności użytkowej, choroby, która nie rokuje poprawy, a także po ukończeniu 9 lat. Z kolei wycofanie konia reguluje zarządzenie nr 884 Komendanta Głównego Policji z 21 lipca 2009 r. w sprawie metod i form wykonywania przez policjantów zadań z użyciem koni służbowych, szczegółowych zasad szkolenia oraz norm wyżywienia. I tak: konia można wycofać ze służby po ukończeniu przez niego 15 lat, w przypadku trwałej utraty sprawności użytkowej, gdy choruje, a rokowania są złe, a także w razie wystąpienia narowów, czyli złych nawyków. W ciągu roku na zasłużoną emeryturę odchodzi z Policji od 3 do 8 koni i około 140 psów. Mniej więcej tyle samo nowych zwierząt jest do Policji przyjmowanych. W sumie w całej formacji pracuje teraz 950 psów i 59 koni.
JESTEŚCIE WIELCY – BRAWO WY!!!
– U nas w Zakątku odpoczywają cztery konie i dwa psy – mówi Chmielewski. – Te w stajni codziennie witają nas wesołym rżeniem, a te w kojcach merdaniem ogona.
– Myślę, że jest im tu dobrze – dodaje Walkowiak. – A pewnie byłoby jeszcze lepiej, gdyby jeden z nas mógłby być na miejscu cały czas.
Na razie wygląda to tak, że ci, którzy mogą (stowarzyszenie powołali w siedem osób), a także wolontariusze pełnią dyżury. Dwa razy dziennie ktoś musi być. Rano trzeba zwierzęta nakarmić, wyczyścić i wypuścić. Oprócz tego wyrzucić obornik i posprzątać w kojcach. Po południu trzeba konie i psy pozamykać. Gdy jest potrzeba, jadą do weterynarza – na razie prywatnym samochodem, ale Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu obiecała im sprezentować przyczepkę do przewozu psów. Takiej do przewozu koni nie mają, ale gdy koń źle się czuje, wzywają lekarza do Zakątka.
– Największą zmorą koni są kolki – opowiada Sławomir Walkowiak. – Staramy się je rozchodzić, niestety nie zawsze skutecznie.
Edka, a właściwie Ekwadora, który trafił do Zakątka Weteranów z poznańskiej policji, nie udało się uratować. Był pierwszym koniem w ich stajni. Potem kolka złapała Diamanta. Tu szczęśliwie wszystko skończyło się dobrze. Bieganie po padoku i ścisła dieta zrobiły swoje.
– Zawsze w takiej sytuacji wzywamy lekarza, staramy się zdiagnozować, a nie szukać po omacku – mówi Walkowiak. – To oczywiście generuje koszty, ale wierzymy, że gdy przyjdzie do płacenia rachunków, ludzie nas wesprą. Utrzymujemy się wyłącznie z darowizn, datków i zbiórek.
Chmielewski dodaje: – Jedna wizyta weterynarza to koszt około 500 zł. Do tego dochodzą leki, bo kolki u koni mają różny przebieg i często pomaga leczenie farmakologiczne. W niektórych przypadkach konieczna jest jednak interwencja chirurgiczna i tutaj zaczynają się problemy. Koszt takiego zabiegu czy operacji wynosi od 3000 do 8000 zł.
Takiej sytuacji jeszcze nie mieli. Ale po leczeniu Ekwadora rachunki zostały. Chmielewski zamieścił wtedy na facebooku apel: „Po akcji ratowania EDKA zostały do uregulowania faktury. Jedna na kwotę 540 zł, druga na 295 zł. Obecnie nie stać nas na ich zapłacenie. Wszystkie środki, którymi dysponowaliśmy, przeznaczyliśmy na budowę kojców dla psów, bud, ogrodzeń i odnowy stajni. Tu nasza prośba!!! Może ktoś pomoże nam je zapłacić? Będziemy bardzo wdzięczni”.
Dzięki pomocy ludzi zyskali środki na stworzenie domu dla psich i końskich weteranów. Wszystko własnymi rękami, bez zatrudniania fachowców, często z pomocą wolontariuszy.
We wrześniu 2017 roku prosili o pieniądze na zakup materiału do pokrycia dachu nad kojcami. – Potrzebne są 22 arkusze blachy trapezowej, ocynkowanej, co przy cenie 70 zł za arkusz daje kwotę około 1550 zł. Być może ktoś będzie mógł nam taką podarować? – apelowali.
Niespełna dwa miesiące później dach był gotowy. – Jest!! Piękny, lśniący i chroni nasze psy przed deszczem – cieszyli się, dziękując anonimowemu darczyńcy za blachę, a wszystkim pozostałym za wpłaty, dzięki którym mogli kupić gwoździe i specjalne śruby, by dach zamontować.
– Ale to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie dobre serce właścicielki hotelu dla psów Dalmat, która zgodziła się przyjąć nas na swój teren – mówią byli policjanci. – Teraz wspólnie opiekujemy się naszymi zwierzętami. W planach mamy jeszcze postawienie ogrzewanych kojców dla schorowanych psów oraz stajnię typu angielskiego z boksami otwierającymi się na padok lub pastwisko. Przydałby się basen dla koni, ale to już gigantyczny koszt, więc nawet o nim nie marzymy – uśmiecha się Walkowiak, a Chmielewski zdradza ich realne marzenie: – Chcielibyśmy, by Zakątek był centralą dla innych miejsc tego typu w Polsce. Żeby kolejne takie domy powstawały na Pomorzu, Śląsku, Mazurach, Podkarpaciu.
– Piękna inicjatywa, prawdziwa pasja, wspaniali ludzie! Tak bardzo brakowało takiego miejsca. Dziękujemy!!! – piszą fani na facebookowej stronie Zakątka.
Założyciele odpowiadają: – Bez waszej pomocy nie dalibyśmy rady. Jesteście wielcy. Brawo Wy!!!
ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Jacek Herok
Zakątek Weteranów i jego podopieczni
To jedyny taki ośrodek w Polsce. W tej chwili na zasłużonej emeryturze odpoczywają tu dwie labradorki oraz cztery konie. W maju tego roku ma do nich dołączyć kolejny – jedyny jak dotąd ogier w Policji. Jego opiekunka regularnie dzwoni do Zakątka, żeby upewnić się, że znajdzie się miejsce dla jej ulubieńca.
AK
zdj. Jacek Herok
Stowarzyszenie „Zakątek Weteranów” utrzymuje się i funkcjonuje dzięki wsparciu ludzi. Dla psów i koni liczy się każdy grosz. Wszystkie informacje jak pomagać i gdzie wpłacać pieniądze można znaleźć na stronie http://zakatekweteranow.pl/ i na FB pod hasłem Stowarzyszenie „Zakątek Weteranów”.