– To tylko sześć lat. Dam radę, byle tylko zdrowie dopisało. W wieku 34 lat mogę być u szczytu swoich możliwości, bo do siły i szybkości dojdzie doświadczenie. A jak mojego sportu nie włączą do programu igrzysk w 2024 r., to do następnych też dam radę. W ju--jitsu na topie można być do czterdziestki. Jednak bez względu na wszystko i tak będę trenował – mówi dziś 28-latni Rafał Riss, który startuje w zawodach w ju-jitsu sportowym, tzw. fightingu. – Jest to połączenie karate z judo i walką w parterze. Każdy pojedynek ma trzy fazy: pierwsza to uderzenia i kopnięcia, są obalenia, a na końcu dźwignie, duszenia i trzymania. Na dłoniach mamy piąstkówki, a na nogach ochraniacze. Wszystko to wymaga dużej siły, szybkości i sprawności, ale kontrolujemy uderzenia, np. nasza pięść nie przechodzi osi ciała, a gdy kopiemy w głowę, wracamy ze stopą, przez co nie jest to taki agresywny sport. Tu nie ma ciężkich nokautów, choć krew czasem się poleje. Twardy sport dla ludzi, którzy rozumieją, że też mogą oberwać. I tyle.
CHCĘ TYLKO WYGRYWAĆ
Rafał Riss jest oszczędny w słowach. Przełożeni tłumaczą to jego skromnością. Musi być w tym dużo prawdy, bo jego sukcesy są imponujące. Ma trzy tytuły Mistrza Europy, dwa zdobyte wśród seniorów, jeden wśród młodzieżowców oraz tytuł Mistrza Świata z 2016 r. Medali srebrnych i brązowych nie liczy, a każdy, który nie jest złoty, odbiera jako małą porażkę.
– Kiedy byłem dzieckiem, na zawody jeździłem dla zabawy, żeby rywalizować. Teraz jestem na takim poziomie, że chcę wygrywać. Zawsze, jadąc na zawody, myślę tylko o finale i by w nim wygrać. Nie nastawiam się na jakieś trzecie, piąte czy dziewiąte miejsce. Tylko finał, a w nim zwycięstwo. Czasem się nie udaje, bo inni trenują i też chcą wygrywać. Na tym poziomie do każdego turnieju trzeba być doskonale przygotowanym, bo rywale to potężne i silne chłopy, i żadnego nie można zlekceważyć.
Rafał Riss walczy w kategorii +94 kg. Plus oznacza, że zawodnicy ważą po 140 kg, a czasem i więcej. A on niewiele ponad 100 kg.
– Mam 194 cm wzrostu i najlepiej czuję się, gdy ważę 110–112 kg. To właśnie samopoczuciem reguluję swoją wagę przed zawodami, bo gdy jest się za ciężkim, traci się szybkość, a gdy spada masa, gubi się siłę. Dlatego trzeba w tym wszystkim zachować pewną równowagę, ale rzadko dokonuję korekt. Zazwyczaj tak zostaje, jak jest.
Nie widać po nim jego kilogramów. Bo to mięśnie, których przybywało latami.
– Zaczynałem od judo w pierwszej klasie podstawówki. Gdy zdobyłem swój pierwszy dyplom z Mistrzostw Śląska w 1998 r., ważyłem 28 kg. Sport ukształtował moje ciało i… chyba życie.
5 LAT W OPP
Rafał Riss urodził się w Świebodzicach, ale całe życie mieszka w Sosnowcu. Miasto Jana Kiepury, a także „Zagłębia” i wielu innych klubów.
– Trenuję w Budowlanych Sosnowiec, ale w naszym mieście jest wiele klubów i młodzi, jak tylko chcą, mają się czym zająć. Ja rozpocząłem od judo, bo zachęcił mnie do tego przyjaciel, który potrzebował kolegi, z którym mógłby chodzić na trening. Na zawody w ju--jitsu pojechałem pierwszy raz, gdy miałem 15 lat, ale na dobre do tego sportu zmobilizował mnie brązowy medal z Mistrzostw Europy Juniorów w Bielsku-Białej.
Przez lata sport dla Rafała Rissa był najważniejszy, ale żyć trzeba. Jego ojciec był policjantem i zachęcał do pracy w Policji, jednak przekonał go dopiero kolega, który służbę w wojsku zamieniał właśnie na Policję.
– Już minęło pięć lat, jak jestem w OPP w Katowicach. Przez ponad trzy lata robiłem to, co wszyscy, tzn. zabezpieczenia meczów, manifestacji itd. Przełożeni chyba dostrzegli moje sukcesy sportowe oraz umiejętności i teraz jestem w Zespole Szkolenia OPP w Katowicach. Prowadzę zajęcia z taktyki i technik interwencji. Szkoły Policji dają funkcjonariuszom podstawowe umiejętności, a ja rozbudowuję je o przydatne elementy zaczerpnięte z judo i ju-jitsu. Wykorzystuję to, w czym jestem dobry i przekonałem się, że podczas zabezpieczeń i dynamicznych interwencji to się sprawdza. Dlatego mogę z przekonaniem pokazać, jak obezwładnić osobę przez obalenie i sprawnie przejść do kajdankowania, cały czas kontrolując zatrzymaną osobę. Albo jak poprawnie założyć dźwignię, żeby ona naprawdę działała, a nie tylko wyglądała jak dźwignia. Próbuję nauczyć policjantów czegoś, co zaowocuje w służbie na ulicy. Jestem praktykiem. Tu, w OPP, mamy około 700 funkcjonariuszy i zazwyczaj dziennie szkolimy dwie kompanie. Jednak nigdy nie starcza czasu na pokazanie i omówienie wszystkiego, co by się chciało.
WALCZĘ NIE TYLKO DLA SIEBIE
Rafał Riss pokazuje obiekty szkoleniowe OPP w Katowicach. Są maty, hala do gier zespołowych, jest gdzie biegać, no i jest siłownia, o której mówi „świątynia”. Duża, pełna rozmaitych nowych urządzeń. Riss trenuje przede wszystkim w klubie i treningi ma równo podzielone między zajęcia na macie i siłowni, ale tu w każdej chwili może jeszcze dodatkowo popracować nad formą.
– Mam teraz optymalną sytuację. Praca uzupełnia mój trening, a trening uzupełnia pracę. Pomagają mi w tym przełożeni i jestem im za to szczerze wdzięczny. Wykorzystam to, bo przecież nie trenuję tylko dla siebie!
W lipcu ubiegłego roku Rafał Riss startował na World Games we Wrocławiu. To prawie jak Igrzyska Olimpijskie, tylko dla sportów nieolimpijskich.
– Bardzo nastawiłem się na to, by je wygrać, ale coś poszło nie tak. Przegrałem w finale. Do tej pory nie mogę tego przeboleć. W czerwcu tego roku Mistrzostwa Europy były w Gliwicach, na które pojechałem z kontuzją kolana. Zdobyłem brąz. W listopadzie czekają mnie Mistrzostwa Świata w szwedzkim Malmoe. Plan mam taki, że pojadę tam już w pełni zdrowy i zwyciężę. Bo chcę tylko wygrywać!
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. autor