Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Bonnie and Clyde, „młodzi wariaci” i reszta

Pracowali nad tą sprawą ponad cztery lata. Efektem jest kilkadziesiąt tomów akt i 51 osób podejrzanych, którym postawiono w sumie ponad 600 zarzutów. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Katowicach w październiku 2017 r.

Wszystko zaczęło się w 2012 roku, kiedy policjanci Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Narkotykowej katowickiego Zarządu CBŚP uzyskali operacyjnie informację o pewnej przestępczej parze: Magdalenie G. i Robercie H., którzy sprowadzają z Holandii narkotyki i wprowadzają je do obrotu na terenie Śląska. Praca operacyjna policjantów przynosiła coraz obszerniejszą wiedzę na ten temat, wreszcie pojawiła się bardzo precyzyjna informacja wskazująca datę, kiedy wspomniana para przyjedzie z towarem oraz miejsce, gdzie będzie on rozładowany. Policjanci zatrzymali Magdalenę i Roberta na gorącym uczynku, podczas przenoszenia zakazanego towaru z samochodu do garażu. Zabezpieczono wtedy 22 kg marihuany, 1 kg amfetaminy, a podczas przeszukania także 327 tys. złotych i 510 euro.

BONNIE AND CLYDE

– Można by ich nazwać polską parą Bonnie and Clyde. Działali w wielu różnych przestępczych branżach, wszędzie, gdzie tylko dało się zarobić. Świetnie się uzupełniali, Magda miała niezwykłego nosa do interesów, Robert kontakty w świecie przestępczym – mówi kom. Marcin Borosz, prowadzący sprawę od początku.

Robert H., prawie 50-letni recydywista, złodziej samochodowy, który w sumie około 20 lat spędził w więzieniu, i Magda G., 35-letnia, drobna, niepozorna kobieta, poznali się w 2010 roku, kiedy on wyszedł na wolność po ostatniej odsiadce. Szybko znaleźli wspólny język i zaczęli robić interesy. Magda odeszła od męża i zamieszkała z nowym znajomym, trójkę dzieci zostawiła na wychowanie swoim rodzicom. Z Robertem miała później kolejne dziecko, ale kiedy została skazana, sąd pozbawił ją władzy rodzicielskiej, choć o to akurat dziecko bardzo walczyła.

Pierwsze pieniądze na rozkręcenia „biznesu” zdobył Robert. Jako doświadczony złodziej samochodowy podjął się zlecenia, które dostał od kolegów po fachu z czeskiej Ostrawy. Miał ukraść auto w celu wyłudzenia ubezpieczenia przez jego właściciela. Koledzy zapewniali go, że sprawa jest dogadana, on kradnie, oni mu płacą za usługę i przejmują auto do rozebrania na części, a właściciel dostaje odszkodowanie. Robert, stary wyga, wyczuł, że w tej sprawie chodzi o coś więcej i ustalił, że auto należy do zamożnego posiadacza kantoru. Kiedy więc wykonał zadanie, najpierw sprawdził bagażnik skradzionego samochodu. I znalazł tam walizkę, w której było, bagatela, 190 tys. euro, bo tego dnia właściciel miał wpłacić tygodniowy utarg do banku. Robert zabrał kasę, odstawił auto w umówione miejsce i wrócił do Polski z gotówką. Złodzieje chcieli oszukać złodzieja, ale trafili na sprytniejszego od siebie.

Kiedy podczas śledztwa przestępstwo zostało ujawnione, policjanci CBŚP powiadomili czeskich kolegów, którzy dzięki tej informacji rozpracowali grupę złodziei samochodowych działających w Ostrawie.

Skradzione w Czechach pieniądze Magda i Robert zainwestowali w towar. Zaczęli sprowadzać z Holandii narkotyki, przywożąc kilka razy w miesiącu po około 40 kg marihuany, którą następnie przekazywali dilerom działającym w Tychach i w innych miastach Śląska.

„Biznes” się rozwijał, wkrótce współpracowało z nimi kilkanaście osób gotowych na każde skinienie. Zarządzała nimi Magda, która budziła respekt i silną ręką trzymała podległych dilerów. Przyjmowała przeróżne zlecenia, w śledztwie udowodniono jej ponad 100 czynów przestępczych. Były wśród nich takie jak: pobicie wskazanej przez klienta osoby, zastraszanie czyjejś konkurencji, pośrednictwo w przerywaniu ciąży przez załatwianie leków wczesnoporonnych, w czym pomagało jej wykształcenie pielęgniarki, czy pomoc w załatwianiu wszelkich fałszywych dokumentów. Razem z Robertem dokonywali też kradzieży na zlecenie celem wyłudzania przez właścicieli ubezpieczeń samochodowych.

Współpracowali z nimi także dawni kumple Roberta, złodzieje samochodowi, ale też grupa okradająca sklepy. Wspólnie ustalali, jaki towar będzie chodliwy albo który sklep jest szczególnie łatwy do obrobienia, okradali go, fanty przywozili do Magdy, która wypłacała złodziejom określoną kwotę, a sama sprzedawała towar na Allegro, wśród znajomych albo wstawiała do lombardu. Robert miał na koncie także uprowadzenie dla okupu. Wraz z kilkoma kolegami wytypowali biznesmena z Krakowa, o którym wiedzieli, że ma związek z tzw. karuzelą vatowską. Wyposażeni w sfałszowane legitymacje policyjne i atrapę broni pojechali do jego żony, przedstawili się jako funkcjonariusze Policji i zabrali ją na rzekome przesłuchanie. Uwięzili kobietę i zażądali od męża okupu. Policjanci krakowskiego CBŚP dość szybko namierzyli miejsce, gdzie przetrzymywana była porwana kobieta, uwolnili ją i odzyskali okup.

– Można powiedzieć, że sprawa Magdy i Roberta to taka sprawa matka, w trakcie której pojawiały się nowe historie – mówi Marcin Borosz. – Obydwoje zostali aresztowani, dowody przeciwko nim zgromadzone, a my wciąż mieliśmy jeszcze niezakończone wątki i „wychodziliśmy” na kolejne osoby i grupy.

„PMW”, CZYLI „POKOLENIE MŁODYCH WARIATÓW”

Tak siebie nazywała i pod taką nazwą była znana w środowisku grupa kibiców jednego ze śląskich klubów piłkarskich. Grupa prowadziła szeroko zakrojoną działalność przestępczą we współpracy z Magdą i Robertem oraz na własną rękę. Handlowali narkotykami, dokonywali wymuszeń rozbójniczych, pobić, rozbojów. Byli bezwzględni wobec drobnych dilerów, też zresztą wywodzących się ze środowisk kibicowskich, którzy na własną rękę chcieli prowadzić handel środkami odurzającymi. „Młodzi wariaci” groźbami i pobiciem zmuszali ich do płacenia haraczu albo do zaniechania działalności.

Problem grup kibicowskich, które angażują się w działalność przestępczą, jest na Śląsku bardzo duży. A udowodnienie ich członkom popełnionych przestępstw niezwykle trudne, ponieważ są to środowiska bardzo szczelnie zamknięte. Tym większy sukces śląskiego CBŚP.

– Udział w zorganizowanej grupie przestępczej udowodniliśmy siedmiu osobom, choć podejrzewamy, że było ich znacznie więcej – mówi Marcin Borosz.

Szefem „PMW” był Paweł O., zawodnik uprawiający sporty walki, który wielokrotnie walczył w klatkach. Gdy Magda G. i Robert H. zostali zatrzymani, Paweł O. zorientował się, że może zrobić się niebezpiecznie i wyjechał do Francji. Tam wstąpił do Legii Cudzoziemskiej, sądząc, że doskonale ukryje się przed policjantami. Nie udało mu się, bo depcząc mu po piętach, policjanci uzyskali informację o tym, kiedy Paweł O. przyjedzie do Polski. Zatrzymali go dokładnie tego dnia i w tym miejscu, w którym miał się pojawić. Był bardzo zaskoczony. Prokurator przedstawił mu nie tylko zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, wymuszeń rozbójniczych i udziału w obrocie znacznymi ilościami narkotyków, ale także zarzut służby w armii obcego państwa bez zgody władz polskich.

POLSKO-CZESKI PRZEDSIĘBIORCA

Podczas sprawdzania bardzo rozległych kontaktów Magdy G. policjanci CBŚP trafili na Adama Ś. I tak po nitce do kłębka okazało się, że jest on szefem kolejnej współpracującej z Magdą i Robertem zorganizowanej grupy przestępczej. Adam Ś. prowadził działalność usługową na terenie Czech, która była przykrywką do przemytu narkotyków. Kupował je od czeskich hurtowników, a potem opłacany przez niego kurier przewoził towar do Polski, gdzie środki odurzające rozprowadzali współpracujący dilerzy. Kurierski samochód został specjalnie przystosowany do przemytu, schowki zrobione były m.in. w drzwiach auta. Namierzanie Adama Ś. przez policjantów trwało wiele tygodni, znakomicie przebiegała przy tym współpraca z policją czeską. Wreszcie kurier został zatrzymany na gorącym uczynku. Wkrótce po nim zatrzymano Adama Ś.

WSPÓLNY SUKCES

Śledztwo prowadzone pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Katowicach zakończyło się w październiku ubiegłego roku. Do Sądu Okręgowego w Katowicach przekazano akt oskarżenia przeciwko 51 podejrzanym. Ich przekrój społeczny i wiekowy jest ogromny. Są wśród nich koledzy Roberta ze świata przestępczego, przeważnie recydywiści, są pseudokibice, w tym młodzi ludzie, nawet z dobrych rodzin, gdzie rodzice byli w szoku, gdy dowiedzieli się, że ich syn, uczeń średniej szkoły, zajmował się dilerką narkotykową, pobiciami, ustawkami kibicowskimi. Wśród oskarżonych są brat i kuzyn Roberta H., jest 62-letnia pani Jadzia, pośredniczka w fałszowaniu dokumentów, i osoby, które takie dokumenty kupowały, jest właściciel sklepu monopolowego trudniący się dilerką narkotykową, właściciele aut zlecający kradzież „na wyłudzenie ubezpieczenia” i wielu innych.

Wszystkim tym podejrzanym postawiono w sumie we wszystkich wątkach od 2012 roku ponad 600 zarzutów, w  tym 70 zarzutów dotyczących kierowania i udziału w zorganizowanych grupach przestępczych, obrotu znaczną ilością narkotyków i substancji psychotropowych, prania pieniędzy pochodzących z przestępstwa oraz wielu innych określonych w kodeksie karnym. Zastosowano łącznie 36 tymczasowych aresztowań (z których ostatnie miały miejsce w 2017 roku), 35 dozorów Policji, 15 poręczeń majątkowych na łączną kwotę 148 tys. zł oraz 5 zakazów opuszczania kraju i jeden zakaz zbliżania się do świadków i pokrzywdzonych. Na poczet przyszłych kar i grzywny zabezpieczono mienie wartości prawie 340 tys. zł. Ponadto policjanci zlikwidowali plantację marihuany, zabezpieczyli ponad 616 tys. sztuk papierosów o wartości prawie 400 tys. zł, zabezpieczyli też 5 jednostek broni palnej oraz 157 sztuk amunicji.

Na etapie początkowym, przy tzw. sprawie matce, powołana była do niej kilkuosobowa grupa operacyjna, późniejsze wątki od 2014 roku prowadziło już tylko tych dwóch policjantów: kom. Marcin Borosz i asp. sztab. Marcin Musiał.

– Wydział jest jednak tak mobilny, że zawsze, gdy zachodziła potrzeba, do współpracy włączali się inni. Każdy wiedział o sprawie tyle, ile było potrzebne w danym momencie. Zatrzymań dokonywała nasza, cebosiowa grupa szybkiego reagowania albo antyterroryści. Sukces jest zasługą całego 33-osobowego Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Narkotykowej Zarządu CBŚP w Katowicach – podkreśla kom. Marcin Borosz. – Sprawę prowadziło dwóch prokuratorów i współpraca z nimi układała się bardzo dobrze.

Kom. Marcin Borosz pracuje w Policji 25 lat, z czego 17 lat w CBŚ/CBŚP, asp. sztab. Marcin Musiał w Policji służbę pełni od lat 20, z tego od 8 w CBŚ/CBŚP. To była największa, ale też i najbardziej efektywna sprawa, jaką przez te lata prowadzili. Mówią, że kiedy kończy się takie śledztwo, jest uczucie satysfakcji i ulgi. Ale nie ma czasu zbyt długo się zastanawiać nad emocjami, bo już czekają sprawy następne. 

ELŻBIETA SITEK
zdj. archiwum katowickiego Zarządu CBŚP

 

Przeciw złodziejom samochodów

C entralne Biuro Śledcze Policji było gospodarzem polsko-niemieckiej konferencji, która odbyła się w listopadzie ub.r. w Hotelu Łazienkowskim w Warszawie, poświęconej zwalczaniu przestępczości samochodowej. Wzięli w niej udział przedstawiciele niemieckiej policji z tych landów, w których problem kradzieży samochodów jest nagminny, policjanci z Austrii oraz funkcjonariusze polskiej Policji, głównie z województw przygranicznych, a także tych, gdzie potrzeba współpracy z niemieckimi partnerami jest największa.

Spotkanie odbywało się w ramach unijnego programu LIMES, prowadzonego od stycznia 2017 roku, a poświęconego rozpoznaniu, zwalczaniu i zapobieganiu szeroko rozumianej przestępczości samochodowej o charakterze międzynarodowym. Gospodarzem projektu LIMES są Niemcy, które pozyskały na ten cel środki z Międzynarodowego Funduszu Bezpieczeństwa. Do programu jako partner kluczowy przystąpiła Polska, a także Czechy, Estonia, Łotwa, Litwa i Szwecja. Całość koordynuje Europol. Dzięki uczestnictwu w projekcie policje tych krajów mają dostęp do zaplecza logistyczno-analitycznego Europolu oraz możliwość uzyskania wsparcia finansowego na zakup środków technicznych i realizację innych zadań operacyjnych.

Konferencja trwała 3 dni i była podzielona na część ogólną, podczas której zaprezentowane były sprawy o kradzieże samochodów prowadzone przez polską i niemiecką policję, oraz warsztaty robocze, gdzie w małych grupach rozmawiano o szczegółach konkretnych spraw.

Przestępczość samochodowa w Polsce i w Niemczech była plagą zwłaszcza w  latach 90., ale jest problemem nadal, choć zmienia się jej forma. Teraz złodzieje idą nie na ilość, lecz na jakość, a metody kradzieży bardzo się zmieniły. Przestępcy posługują się elektroniką i najnowszymi osiągnięciami techniki, używają kluczy elektronicznych, skanują zabezpieczenia itp. Specjalizują się w konkretnych markach aut i kradzione są te, na które jest akurat moda. Nowością są tzw. kradzieże na plandekę, tzn. po przecięciu plandeki samochodowej wytypowanego samochodu kradzione są towary łatwe do przeładowania na inne auto i do szybkiego sprzedania. Polskie grupy przestępcze dokonują takich kradzieży w całej Europie. Coraz częstsze też są kradzieże samochodów z wypożyczalni, wynajętych na podstawie fałszywych dokumentów.

W Polsce działa obecnie kilkanaście zorganizowanych grup przestępczych, zwłaszcza w dużych miastach, a nasilenie ich działania występuje szczególnie przy granicy polsko-niemieckiej. Schemat działania złodziei jest od lat taki sam: kradzież, przeprowadzenie auta przez granicę, a potem obróbka w warsztacie – zmiana numerów identyfikacyjnych, tabliczek znamionowych itd., auta są rozbierane na części lub, zwłaszcza te bardziej luksusowe jak bmw, mercedesy, mazdy, po odpowiednich przeróbkach wysyłane za naszą wschodnią granicę.

Podczas warsztatów policjanci, zarówno polscy, jak i niemieccy, prowadzący daną sprawę przedstawiali dotychczasowe ustalenia i wspólnie zastanawiali się, w jaki sposób druga strona może w tej sprawie pomóc. Na co dzień policjanci mogą posługiwać się specjalnym kanałem operacyjnym w ramach Europolu i tą drogą zadawać pytania oraz przekazywać informacje kolegom z drugiej strony granicy, jednak bezpośrednie kontakty są nie do zastąpienia.

Współpraca policji polskiej i niemieckiej odbywa się na bieżąco, ale utrudnieniem są różnice w rozwiązaniach prawnych obydwu krajów, zwłaszcza w zakresie pracy operacyjnej.

ELŻBIETA SITEK