Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Promocja, pomoc i świetny pomysł

W styczniu mały pirotechnik rozbraja bombę, w lutym Tymon przygotuje się do konnego patrolu, a w marcu rodzeństwo razem z tatą pracuje w sztabie Policji. To sceny z policyjnego kalendarza na 2018 rok. Ich bohaterami są dzieci podkarpackich policjantów i policjantek. Wydając kalendarz, policjanci postanowili pomóc pacjentom z Podkarpackiego Hospicjum dla Dzieci oraz podopiecznym rzeszowskiego oddziału Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach.

Pomysł kiełkował w głowie kom. Wojciecha Kuliga z Wydziału Komunikacji Społecznej KWP w Rzeszowie cały rok. Sam ma 14-letniego syna, który nieraz przymierzał mundur ojca, i który z wielką frajdą podgląda policyjną robotę. Wojciech Kulig czuł, że kalendarz ze scenami, w których dzieci wcielają się w role swoich rodziców, będzie strzałem w dziesiątkę. Oprócz świetnej zabawy – na etapie realizacji, miał być niesamowitą pamiątką, a także promocją polskiej Policji. Dodatkowo kom. Kulig chciał, żeby dochód ze sprzedaży kalendarza był formą wsparcia dla tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy.

– Pomyślałem, że muszę to zrobić, i zacząłem działać – opowiada kom. Kulig. – Od początku miałem jasną wizję, jak chcę, żeby kalendarz wyglądał. Mój naczelnik do końca nie wiedział, czego się spodziewać po niekonwencjonalnym pomyśle. Wiedział tylko, że to nie będzie typowy kalendarz.

BALETNICA Z DROGÓWKI

Pracę razem z koleżanką sierż. sztab. Moniką Skawińską-Berkowicz rozpoczęli od wymyślenia kilkunastu scen z pracy policjanta, które można odtworzyć na zdjęciach. To była prawdziwa burza mózgów. Usiedli i zapisywali pomysły, potem niektóre odrzucali ze względu na brak możliwości realizacyjnych i finansowych. Ale gdy już zaczęli, nic nie było w stanie ich zatrzymać. Pierwszym etapem po tym, jak mieli już rozpisane sceny, było znalezienie dzieci i ich rodziców, którzy chcieliby się znaleźć na kartach kalendarza. Rozsyłali e-maile, pytali znajomych. Założenie było takie, że to mają być autentyczne rodziny. Żadnego udawania, podgrywania. Na szczęście szybko okazało się, że problemu z modelami nie będzie. Pierwszą sesję pamiętają ze szczegółami.

– Wymyśliłem, że dziewczynka baletnica będzie naśladować mamę policjantkę z drogówki – opowiada kom. Kulig. – Po tygodniu poszukiwań mieliśmy kandydatkę, dwuletnią Oliwię. Pozostało dobrać odpowiednie miejsce do sesji. Chodziło też o to, żeby było bezpiecznie. Wybraliśmy rondo otoczone rabatką z różami, tak, żeby dziewczynka nie mogła wybiec na ulicę.

Ta scena trafiła na piątą, majową stronę kalendarza. Potem przyszedł czas na kolejne plenerowe sesje.

SŁUŻBA ZE ZWIERZĘTAMI

– Prawda jest taka, że czasu nie było za dużo, bo do pracy zabraliśmy się jesienią. Chcieliśmy wykorzystać pogodę. No bo czy konie w lesie nie wyglądają pięknie w jesiennym złocie? – pyta policjant i pokazuje zdjęcia 6--letniego Tymona ze swoim ojcem Sławkiem, policjantem Zespołu Konnego KWP w Rzeszowie.

Z tą sesją nie było łatwo, bo kucyk, na którym jechał chłopiec, był niesforny i co chwila przystawał, żeby skubać trawę. Trudno więc było uchwycić moment, gdy syn z ojcem jechali obok siebie. Po wielu próbach udało się, ale ostatecznie jako główne zdjęcie do kalendarza wybrali to, gdy tata z synem przygotowują konie do patrolu przy stadninie koni.

– Robienie zdjęć z udziałem zwierząt nie jest prostą sprawą. Kłopot mieliśmy też z psem. Szczeniak absolutnie nie chciał współpracować. Gdy go ubraliśmy w szelki, ściągał je i szedł w swoją stronę – opowiada policjant.

CIĘŻKIE BUTY, KABURA I SZELKI

Najbardziej skomplikowana według policjanta sesja to ta, w której dzieci udają oddział prewencji. Po pierwsze, drużyna z dowódcą musiała liczyć 7 osób, a więc trzeba było zgrać terminy wszystkich. Po drugie, trzeba było zorganizować wejście na stadion miejski w Rzeszowie, który tak naprawdę non stop jest zajęty. I wreszcie po trzecie, sesja nie mogła kolidować ze służbą. Rodzice pożyczali przecież dzieciom swoje wyposażenie.

– Dowódca poszedł nam na rękę i zorganizował tego dnia szkolenie – mówi kom. Kulig. – Zresztą podczas pracy przy kalendarzu bez przychylności i pomocy różnych osób naprawdę byłoby trudno.

Bo na przykład kwestia kostiumów czy rekwizytów. Mundur dla chłopca miała akurat sierż. sztab. Monika Skawińska-Berkowicz, starą maszynę do pisania kom. Kulig pożyczył od swojego ojca (emerytowanego oficera Policji, który kiedyś tę maszynę wykorzystywał w pracy), motor crossowy i strój dla dziecka wypożyczyła bezkosztowo jedna z firm. Każda scena była przemyślana w najdrobniejszym detalu i przed realizacją musieli mieć wszystko dopracowane.

– Na przykład ta karta, gdzie dwie dziewczynki wcieliły się w role detektywów, w zamierzeniu miała być zrobiona w klimacie lat 90.  Sugerowałem rodzicom, jak dziewczyny mają się ubrać. Że koszula w kratę, ciężkie buty, kabura, do tego szelki. W końcu to miały być policjantki operacyjne – mówi policjant – fotograf.

NADRZĘDNY CEL: POMOC DZIECIOM

Wszystkich sesji było dwanaście – tyle, ile kart w kalendarzu. Wzięło w nim udział 23 dzieci, 20 rodziców, psy i konie. Potrzeba było całej masy policyjnego sprzętu i po kilku tygodniach wytężonej pracy kalendarz był gotowy. Efekt zachwycił wszystkich. – Cieszymy się, najbardziej z tego, że w ten sposób możemy pomóc pacjentom z Podkarpackiego Hospicjum dla Dzieci oraz podopiecznym rzeszowskiego oddziału Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach – mówi policjant i przyznaje, że chętnych, którzy chcą kupić kalendarz, jest mnóstwo. Ponieważ ich liczba jest ograniczona, aby otrzymać egzemplarz, trzeba najpierw skontaktować się telefonicznie i zarezerwować kalendarz, a następnie przekazać datek na podane konto. Kom. Kulig codziennie odbiera mnóstwo telefonów i pakuje kalendarze do wysyłki. Rekordziści płacą 100 i 200 zł.

– Dla mnie osobiście to też jest niesamowita radość. Fotografia jest moim wielkim hobby. Przy realizacji kalendarza mogłem więc działać twórczo, pomagać dzieciom, a wszystko w ramach służby. To była fantastyczna przygoda!

ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Wojciech Kulig, KWP w Rzeszowie