Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Terroryści wracają do Europy

Upadek organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie w Iraku i Syrii stał się faktem, mimo że walki wciąż trwają, a likwidacja ostatnich punktów oporu może potrwać jeszcze parę miesięcy. Odbicie z rąk dżihadystów Mosulu, w którym Abu Bakr al-Baghdadi w czerwcu 2014 r. ogłosił powstanie kalifatu, symbolizuje koniec quasi-państwa, ale nie oznacza kresu istnienia organizacji. Ta przekształca się w działającą w podziemiu sieć na wzór tej, jaką w latach 90. stworzył Osama Bin Laden.

Najważniejszym elementem tej ewolucji jest proces, przed którym eksperci od terroryzmu ostrzegają od miesięcy. Fala dżihadystów walczących w szeregach kalifatu rozjeżdża się po całym świecie. Wielu z nich wraca do Europy. Europejskie Centrum Antyterrorystyczne (ECTC) w ostatnich dniach czerwca poinformowało, że z około pięciu tysięcy bojowników pochodzących z państw europejskich, którzy walczyli w szeregach dżihadystów, 1650 powróciło do swoich ojczyzn.

Zdaniem kierującego ECTC pułkownika hiszpańskiej Guardia Civil Manuela Navarrete powroty, przynajmniej na razie, są mniejsze niż prognozowano. Niepokoi jednak bardzo profesjonalne wojskowe wyszkolenie dzihadystów. Wracających zresztą nie tylko z obszaru, jaki zajmowało Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. Zwiększony napływ terrorystów odnotowywano również z innych krajów, m.in. z Somalii, w której działa terrorystyczna organizacja Al-Szabab ściśle powiązana z Al-Kaidą, z pogrążonej w chaosie wojny domowej Libii, z Jemenu będącego zastępczym teatrem wojny między Arabią Saudyjską i Iranem i jednocześnie kryjówką Al-Kaidy, oraz Indonezji. Inny element niepokojący ekspertów z ECTC to wzrost liczby kobiet i dzieci wśród osób werbowanych przez organizacje terrorystyczne.

Optymistycznie brzmią zapewnienia szefa Centrum, że większość z tych, którzy powrócili do Europy, została zatrzymana lub jest nadzorowana przez właściwe służby, jednak ani na chwilę nie można stracić czujności, bo „większość” to nie „wszyscy”, a „zainteresowanie” lub „wiedza” odpowiednich służb to czasami za mało, by zapobiec zamachowi, czego dowodzi atak w Manchesterze. O tym, że upadek kalifatu nie będzie momentem wytchnienia dla europejskich służb zwalczających terroryzm, świadczą też liczne operacje przeprowadzane każdego tygodnia w różnych zakątkach Starego Kontynentu.

HISZPANIA

Jednym z popularniejszych szlaków wybieranych przez dżihadystów chcących przedostać się na teren Unii Europejskiej jest ten biegnący przez Hiszpanię. W połowie maja policjanci zatrzymali tam dwóch obywateli Maroka powiązanych z Państwem Islamskim. Według komunikatu, jaki wydał resort spraw wewnętrznych, obaj mężczyźni wchodzili w skład komórki terrorystycznej wyspecjalizowanej w promowaniu dżihadyzmu środkami elektronicznymi. Sami przeszli zaawansowany i niebezpieczny proces radykalizacji, stając się potencjalnymi terrorystami samobójcami. (...) Ich działanie było zbliżone do zachowania terrorystów, którzy przeprowadzili ataki w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii oraz we Francji. 

Kilka dni później zatrzymano sześciu dżihadystów powiązanych z Państwem Islamskim, w tym imama poszukiwanego w kilku krajach. Cztery osoby zatrzymane zostały na Majorce, jedna w Niemczech, imam w Anglii. Zdaniem hiszpańskiego MSW zatrzymani wytwarzali i rozpowszechniali agresywne materiały propagandowe, zbierali fundusze dla Państwa Islamskiego oraz werbowali młodych ludzi do walki w szeregach Kalifatu zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Europie.

Kolejnych zatrzymań dokonano w czerwcu. Wśród trzech zatrzymanych w Madrycie Marokańczyków znajdował się jeden „wyjątkowo niebezpieczny” – jak określiły go hiszpańskie służby. W trakcie przeszukań mieszkania, w którym przebywali, znaleziono m.in. podręcznik terrorysty samobójcy oraz podręcznik elektronicznego dżihadu.  

Ale w ręce hiszpańskiej policji wpadali nie tylko bojownicy, także ich sponsorzy. W czerwcu zatrzymany został Marokańczyk finansujący propagowanie dżihadyzmu, a także wyjazdy na Bliski Wschód. Siatka, do której należał zatrzymany, finansowała terrorystów w Hiszpanii i Afryce Północnej. 40-letni mężczyzna ma również obywatelstwo duńskie i to właśnie za pośrednictwem duńskich spółek przekazywał pieniądze na wspieranie działalności terrorystycznej. 

W Hiszpanii czwarty, najwyższy, stopień zagrożenia zamachami terrorystycznymi wprowadzono w czerwcu 2015 r. Od początku 2015 r. hiszpańskie służby zatrzymały 212 osób powiązanych z komórkami terrorystycznymi. Tylko w ubiegłym roku, zwalczając islamski terroryzm, zatrzymano 69 osób, a w 2017 r., do końca maja 35. W hiszpańskich więzieniach przebywają obecnie 254 osoby podejrzane lub prawomocnie skazane za przynależność do islamistycznych organizacji terrorystycznych.

Jak wynika z informacji ujawnionych przez hiszpańskie MSW, policja w tym kraju eliminuje w tygodniu średnio jedną komórkę dżihadystyczną. Połowa z nich likwidowana jest dzięki  ich infiltracji przez służby.

BELGIA

Na początku lipca, w ramach operacji antyterrorystycznej, zatrzymano pięciu mężczyzn, w tym 37-letniego Khalida Saoutiego i jego starszego o trzy lata brata Akima (wszyscy poza braćmi Saouti zostali później zwolnieni). Powód: podejrzenie planowania „aktu przemocy”. O tym, jak mógł wyglądać scenariusz ataku, świadczą przedmioty znalezione w trakcie przeszukania należącego do nich garażu. Był tam m.in. policyjny kogut, policyjne mundury, uniformy ochroniarzy i ratowników, zapalniki, trzy kałasznikowy z kilkunastoma magazynkami, karabin szturmowy, trzy pistolety i kamizelki kuloodporne.

Obaj bracia byli już wcześniej notowani, także w związku z działalnością terrorystyczną. Młodszy z nich stał na czele powstałego w 2003 r. w większości muzułmańskiego gangu motocyklistów „Jeźdźcy Kamikadze”. Jego członkowie, jak i sam Khalid, byli podejrzewani o przygotowywanie zamachów w Brukseli pod koniec 2015 r. W październiku 2016 r. Khalid został skazany na sześć lat za „członkostwo w grupie terrorystycznej”, wychwalanie Państwa Islamskiego w mediach społecznościowych oraz werbowanie kandydatów do dżihadu.

NIEMCY

Służby postawione są w stan pogotowia także za zachodnią granicą Polski. Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji Hans-Georg Maassen, prezentując raport o zagrożeniach bezpieczeństwa za rok 2016, ogłosił, że należy liczyć się z kolejnymi zamachami w Niemczech. Mogą być one przeprowadzane zarówno przez  pojedynczych dżihadystów, jak i przez grupy terrorystyczne.

W zeszłym roku na terenie Niemiec służby zapobiegły siedmiu atakom terrorystycznym. Nie zapobiegły pięciu. W najpoważniejszym, który miał miejsce w Berlinie, w grudniu 2016 r. zginęło 12 osób, a ponad 50 zostało rannych.

Niepokój niemieckich służ budzi także rosnąca społeczność salafitów, a więc wyznawców najbardziej konserwatywnego nurtu islamu (o salafitach pisaliśmy w numerze marcowym w 2016 r.). W ciągu 2016 r. ich liczba powiększyła się o 1300, osiągając poziom 10 tys. osób. Ogólną liczbę muzułmanów określanych jako „islamiści” służby oszacowały na prawie 25 tys. osób, z czego 680 zakwalifikowano do grupy „stanowiącej zagrożenie dla bezpieczeństwa”. Ale zdaniem Maassena równie niepokojąca jak wzrost liczebności tej grupy jest zwiększająca się ich skłonność do stosowania przemocy, w tym do przeprowadzania zamachów.

Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji prezentację raportu zakończył stwierdzeniem, że upadek Państwa Islamskiego nie zmniejszy zagrożenia terroryzmem w Niemczech i w Europie. Jego zdaniem apele propagandystów kalifatu o dokonywanie zamachów w swoich krajach przy użyciu ogólnie dostępnych narzędzi wciąż będą znajdowały wykonawców.

SZWECJA

Swoje szacunki dotyczące liczebności najbardziej radykalnych środowisk islamistycznych przedstawił także szwedzki kontrwywiad. Zdaniem jego szefa Andersa Thornberga na terytorium królestwa przebywa około dwóch tysięcy radykałów, a więc dziesięć razy więcej niż siedem lat temu. 140 z nich to ci, którzy powrócili do Szwecji z Bliskiego Wschodu, gdzie wyjechali po 2012 r., by walczyć w szeregach kalifatu. Tak duży i szybki wzrost w ostatnich latach szwedzcy eksperci wiążą z dużym zasięgiem i skutecznością akcji propagandowych realizowanych przez Państwo Islamskie. Jedną z osób, która zdecydowała się odpowiedzieć na apele dżihadystycznych ideologów, był 39-letni Uzbek Rachmat Akiłow, który przyjechał do Szwecji w 2014 r. Jego wniosek o prawo stałego pobytu został odrzucony w czerwcu 2016 r. i do końca ubiegłego roku miał opuścić Szwecję. Nie opuścił. W lutym br. policja rozpoczęła poszukiwania. Jak się okazało, bezskutecznie. 7 kwietnia na głównym deptaku stolicy Akiłow wjechał w tłum ludzi ciężarówką. Zginęło pięć osób, osiem zostało rannych. Ofiar mogło być znacznie więcej, gdyby wybuchła bomba, którą sprawca wiózł w kabinie samochodu.   

SZWAJCARIA

W tym samym tonie wypowiadają się Szwajcarzy. Zdaniem ich służb wywiadowczych w Europie będzie dochodziło do kolejnych ataków terrorystycznych przeprowadzanych przez dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego lub osób zainspirowanych ich ideologią. W opublikowanym w maju br. corocznym raporcie cywilny wywiad NDB (Nachrichtendienst des Bundes) napisał, że walka o przetrwanie kalifatu, wraz z utratą kolejnych terytoriów na Bliskim Wschodzie, w coraz większym stopniu będzie się przenosić do Europy. Z analizy zagrożeń przeprowadzonej przez szwajcarskich ekspertów wynika, że największe zagrożenie będą stwarzać zamachowcy działający w pojedynkę lub w niewielkich grupach. Wśród potencjalnych sprawców w pierwszej kolejności zwrócono uwagę na powracających do swoich ojczyzn z Syrii i Iraku zradykalizowanych i przeszkolonych obywateli państw Zachodniej Europy. Choć do tej pory Szwajcaria nie stała się ofiarą zamachu, to funkcjonariusze wywiadu zwracają uwagę, że szwajcarskie wątki przewijały się w śledztwach dotyczących kilku ataków w innych krajach europejskich w 2016 roku. Ich zdaniem Szwajcaria może być traktowana jako baza logistyczna, miejsce ukrycia, punkt przesiadkowy lub tranzytowy.

KLAUDIUSZ KRYCZKA