Pisaliśmy już o nim kilka lat temu: w latach 2008–2010 był pełnomocnikiem komendanta głównego Policji ds. ochrony praw człowieka i w tej roli wielokrotnie gościł na naszych łamach. W grudniu 2011 r., w odpowiedzi na ofertę pracy w Departamencie Misji Pokojowych w Sekretariacie Generalnym ONZ w Nowym Jorku, wypełnił aplikację, a ówczesny komendant główny Policji zdecydował o zgłoszeniu jego kandydatury na stanowisko Selection and Recruitment Officer. Został przyjęty i w latach 2012–2016 był oficerem ds. koordynacji jednostek specjalnych w Sekcji Rekrutacji i Selekcji Wydziału Policji Biura Instytucji Bezpieczeństwa i Porządku Prawnego Departamentu Operacji Pokojowych Sekretariatu Generalnego ONZ.
Dodajmy jeszcze, że składał aplikację do pracy w Sekretariacie Generalnym ONZ już wcześniej. Pierwszy raz w 2007 r. (dotarł do etapu short list i rozmowy kwalifikacyjnej), potem jeszcze na początku 2011 r. Do trzech razy sztuka.
DWA RODZAJE POLICJANTÓW
– Na misjach ONZ są dwa rodzaje policjantów: eksperci i jednostki specjalne (Formed Police Unit), ja zajmowałem się jednostkami – opowiada Marcin Wydra. – Kiedy Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjmowała nową rezolucję tworzącą misję, kontaktowałem się ze wszystkimi 193 krajami członkowskimi ONZ i informowałem je, że szukamy kraju, który dałby jednostkę o wskazanej w rezolucji specjalności, np. oddział prewencji, K-9, pododdział AT, jednostkę policji rzecznej czy do ochrony VIP-ów. Później wysyłałem oferty już do konkretnych krajów i przeprowadzałem negocjacje z ich przedstawicielami na temat szczegółów.
Przygotowanie jednostki specjalnej to duża inwestycja dla kraju, najdroższe są sprzęt i zaplecze, trzeba też zadbać o opiekę medyczną i wyżywienie. Najwięcej misji ONZ jest w Afryce: w Mali, Demokratycznej Republice Konga, Republice Środkowoafrykańskiej, Saharze Zachodniej, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Liberii, Sudanie (Darfur) i Sudanie Południowym oraz w Abyei (strefa niepodzielona między nimi). Są też misje na Haiti, Cyprze (w strefie buforowej) i w Kosowie. W ONZ funkcjonuje nieformalny podział na kraje dające pieniądze na misje i dające ludzi – Polska ma tylko dwóch policyjnych ekspertów w Liberii (zresztą ta misja już się kończy).
– Dużo pracy w mojej sekcji poświęcaliśmy na ułożenie programów szkoleń przygotowujących do misji i standardów pracy jednostek na misjach. Zajmowałem się też oceną jednostek przygotowujących się do wyjazdu: w pierwszą zagraniczną podróż służbową, do Pakistanu, ruszyłem już cztery miesiące po rozpoczęciu pracy. To było trudne zadanie – nie dość, że jechałem sam na miesiąc, to nastoletni syn został sam w Nowym Jorku, bo żona była jeszcze w Polsce.
Kolejne podróże służbowe zaprowadziły policjanta do Indii, Bangladeszu, Sri Lanki, Nepalu, Rwandy, Egiptu, Ugandy i Chin.
– W Indiach miałem do oceny dwie jednostki i prawie 1000 policyjnych ekspertów, którzy musieli zdać m.in. jazdę samochodem: w upale wsiadałem z nimi do auta i starałem się nie panikować, kiedy wyjeżdżaliśmy na ulicę, gdzie panował totalny komunikacyjny chaos. Z kolei w Bangladeszu było do oceny pięć jednostek (ponad 700 policjantów): prowadziłem tam m.in. test z języka dla kadry dowódczej, rozmowy kwalifikacyjne i dwuczęściowy test z jazdy samochodem, było też sprawdzenie taktyki i techniki interwencji oraz strzelanie. Największe zdyscyplinowanie i poziom wyszkolenia wykazały, co nie powinno dziwić, jednostki chińskie.
SAM W NOWYM JORKU
Na szczęście, oprócz intensywnej pracy i częstych podróży służbowych, udawało się znaleźć nieco wolnego, by spędzić czas z rodziną i pozwiedzać Stany, głównie parki narodowe. Zdaniem Marcina Wydry Nowy Jork to kwintesencja wielokulturowej metropolii, słychać tu blisko 800 języków, i jeśli ktoś lubi życie w naprawdę wielkim mieście, które nigdy nie zasypia, będzie się tam czuć dobrze. Jemu na początku przeszkadzał ciągły hałas, spowodowany np. wywożeniem śmieci w nocy i karetkami czy radiowozami jeżdżącymi wciąż na sygnałach. A po powrocie do Polski miał kłopoty z zasypianiem, bo z kolei wokół było stanowczo za cicho. Wrócił na swoje poprzednie stanowisko zastępcy naczelnika Wydziału Prezydialnego KWP w Krakowie.
Niecały miesiąc po jego przylocie do USA dołączył do niego syn Maciej i już po kilku dniach poszedł do amerykańskiej szkoły publicznej na Manhattanie. Żona Anna też jest policjantką, zajmuje się szkoleniami w krakowskim OPP; wzięła urlop bezpłatny i przyleciała po niecałym roku. Poszła do szkoły językowej, gdzie poznała wiele ciekawych osób, nawiązały się z tego przyjaźnie. A syn jest teraz na studiach w Danii, do dalszej nauki wybrał Europę.
– Na początku wynajęliśmy mieszkanie na Wyspie Roosevelta, najbliżej ONZ. Z czasem przenieśliśmy się do Harlemu, a na koniec do Queens, bo syn wyjechał już do Danii. Większość dnia i tak spędzałem w pracy, musiałem być dyspozycyjny, ale szef dawał mi dużą samodzielność: przez półtora roku był nim rodowity nowojorczyk, były policjant. Co roku pisałem plan rozwoju indywidualnego i po pół roku przełożony kontrolował, czy pracuję zgodne z tym, co zaplanowałem. W każdym planie wpisywałem wizyty zapoznawcze na misjach, ale ostatecznie udało mi się pojechać tylko na Haiti.
Marcin Wydra wspomina, że nie zawsze było łatwo, czasem zdarzały się pretensje, że na jakąś misję przyjechali niekompetentni policjanci; bywało też, że u samych misjonarzy pojawiała się frustracja, gdy dostawali zadania sprzeczne z ich kompetencjami – np. ekspert kryminalistyki patrolował ulice. W takich przypadkach trzeba było interweniować i zdarzało się cofnąć policjanta z misji. Jednym z projektów ONZ jest stworzenie puli rezerwowych jednostek specjalnych policji, które stan gotowości do działań osiągałyby w 30 dni (a zwykle przygotowanie jednostki na misję trwa minimum pół roku). Gdyby w Polsce powstawała jednostka do działań poza granicami kraju, mł. insp. Wydra mógłby służyć jej swoją fachową wiedzą.
W Międzynarodowy Dzień Funkcjonariuszy ONZ Pełniących Służbę w Misjach Pokojowych 29 maja 2014 r. w Sekretariacie Generalnym ONZ w Nowym Jorku mł. insp. Marcin Wydra otrzymał medal ONZ „Za służbę dla pokoju”. Wręczał mu go zastępca sekretarza generalnego ONZ Jan Eliasson.
ALEKSANDRA WICIK
zdj. z archiwum Marcina Wydry