Przez pięć dni i nocy towarzyszył im stres, wysoka adrenalina i świadomość wyścigu z czasem. Dla wszystkich ta sprawa była absolutnie wyjątkowa.
BOMBOWY POCZĄTEK KOMENDANTA
Czwartek 19 maja był dla insp. Piotra Leciejewskiego pierwszym dniem służby na nowym stanowisku. Został powołany na zastępcę komendanta wojewódzkiego Policji we Wrocławiu i właśnie rozliczał się z dotychczasowego stanowiska p.o. komendanta Szkoły Policji w Pile, kiedy dostał tę informację. Brzmiała wprost niewiarygodnie – wybuch bomby na przystanku we Wrocławiu. Nieznany sprawca podłożył ją w autobusie, ktoś z pasażerów zauważył podejrzany pakunek, kierowca wyniósł go na przystanek, gdzie nastąpiła eksplozja.
Dzień wcześniej insp. Leciejewski brał udział w szkoleniu w CSP w Legionowie, gdzie belgijscy pirotechnicy mówili o śledztwie powybuchowym.
– Myślałem, że dla mnie to wiedza czysto teoretyczna. Nigdy bym nie przypuszczał, że lekcję praktyczną dostanę tak szybko – mówi. – W dodatku w mieście, które niezbyt dobrze znam, i z ludźmi, z którymi wcześniej nie pracowałem.
Do Wrocławia dotarł około 20.00. Natychmiast udał się na miejsce zdarzenia. Teren zabezpieczali policjanci z komisariatu Wrocław-Rakowiec, pracowali technicy kryminalistyki z KWP zabezpieczający ślady i pirotechnicy z CBŚP.
JAK NAJSZYBCIEJ
Było parę minut po 14.00, gdy do ówczesnej komendant Centralnego Biura Śledczego Policji insp. Renaty Skawińskiej zadzwonił dyżurny. Natychmiast poprosiła do siebie naczelnika Wydziału do zwalczania Aktów Terroru CBŚP nadkom. Mariusza Pośnika. Krótka narada: co wiemy o zdarzeniu, co jest potrzebne tam na miejscu i szybka decyzja: zbierasz grupę i lecicie śmigłowcem do Wrocławia. Jak najszybciej.
– Zebrałem siedmiu policjantów i polecieliśmy. Każdy z nas wyszedł tego dnia do pracy z myślą o powrocie po południu do domu. Gdy przyszło polecenie wyjazdu, zabraliśmy tylko to, co kto miał przy sobie – mówi Mariusz Pośnik.
Drugie polecenie ówczesna komendant skierowała do ekspertów pirotechników z CBŚP, którzy szkolili policjantów na poligonie w Lubuskiem. Byli na tyle blisko miejsca zdarzenia, że szybko mogli dotrzeć do Wrocławia. Polecenie zbierania wszystkich możliwych informacji mogących być pomocnymi w śledztwie i typowania osób, które mogłyby podłożyć ładunek wybuchowy, dostali naczelnicy wszystkich zarządów CBŚP w Polsce.
Równocześnie komendant główny Policji nadinsp. Jarosław Szymczyk powołał w KGP specjalną grupę mającą wspomagać wrocławskich policjantów. Do pracy przystąpili analitycy z Biura Kryminalnego i z Biura Wywiadu Kryminalnego KGP pod kierownictwem zastępcy dyrektora BK mł. insp. Adama Pilarka.
PRZERWANY URLOP
W czwartek 19 maja zastępca komendanta CBŚP mł. insp. Kamil Bracha spędzał urlop w swoim rodzinnym domu. Tego dnia od rana pracował w ogrodzie, nie słuchał telewizji ani radia, cieszył się ciszą i zielenią.
Późnym popołudniem odebrał telefon. Dzwonił pierwszy zastępca komendanta głównego Policji insp. Andrzej Szymczyk. Krótka rozmowa i w ciągu pół godziny Kamil Bracha był gotowy do drogi. Do Wrocławia dotarł około północy i natychmiast objął kierowanie grupą operacyjno-procesową składającą się z policjantów z KWP we Wrocławiu, CBŚP z centrali i z zarządu wrocławskiego, zajmującą się ustaleniem sprawcy podłożenia ładunku wybuchowego.
Policjantom z CBŚP z centrali, którzy śmigłowcem przylecieli z Warszawy, nie udało się znaleźć zakwaterowania w mieście, wolne pokoje były dopiero w hotelu oddalonym 35 km. Przez kolejne pięć dni przejazd na krótki wypoczynek i z powrotem zabierał cenne godziny.
– Na ten wyjazd zostaliśmy poderwani nagle i polecieliśmy, jak się to mówi, tak jak staliśmy. Dopiero po dwóch dniach udało się znaleźć godzinę na kupienie bielizny i skarpetek na zmianę, przyborów do golenia i szczoteczek do zębów – śmieje się naczelnik Pośnik.
KROK PO KROKU
Od razu w czwartek wieczorem w KWP we Wrocławiu utworzony został sztab, w skład którego weszli naczelnicy pionów kryminalnych komend wojewódzkiej i miejskiej we Wrocławiu i naczelnicy Zarządu CBŚP we Wrocławiu i Wydziału dz. Aktów Terroru CBŚP. Działaniami powołanej grupy kierował mł. insp. Kamil Bracha, przy wsparciu insp. Piotra Leciejewskiego, pracą analityków – mł. insp. Adam Pilarek. Podzielili się zadaniami procesowymi i operacyjnymi. Analizowali kolejne informacje, podejmowali decyzje, kierowali policjantami, a wieczorem dokonywali podsumowania podczas wideokonferencji z komendantem głównym. Analitycy zarówno z KWP, jak i z CBŚP i KGP pracowali niezależnie, odcięci od sugestii sztabu, bazując tylko na otrzymywanych na bieżąco materiałach.
– Najważniejsze są pierwsze godziny po zdarzeniu, a w tym przypadku czas grał wyjątkową rolę, bo istniało ryzyko, że sprawca może gdzieś podłożyć kolejny ładunek wybuchowy – mówi mł. insp. Kamil Bracha.
Praca zaczęła się od analizy monitoringu. Jednocześnie przesłuchiwano pasażerów autobusu. Dzięki rysopisowi, jaki podali, biegli kryminalistycy z KWP stworzyli portret pamięciowy. Zestawiono go ze zdjęciami z monitoringu. Wkrótce zdjęcia i portret pamięciowy pojawiły się w mediach.
WERYFIKOWANIE INFORMACJI
– Dysponowaliśmy portretem pamięciowym, zdjęciami z monitoringu i portretem psychologicznym sprawcy. Wytypowaliśmy osiem osób, zatrzymaliśmy je i rozliczyliśmy, ale nie było wśród nich sprawcy – mówi insp. Piotr Leciejewski. – Bardzo pomagali nam mieszkańcy Wrocławia. Właściciele monitoringów udostępniali taśmy o każdej porze, kiedy się o to zwróciliśmy, nawet w nocy. Kiedy w mediach opublikowano zdjęcia i film z monitoringu, policjanci odebrali kilkadziesiąt telefonów. Wszystkie informacje trzeba było zweryfikować, pierwsze sito było w komendzie miejskiej, do sztabu trafiały tylko te, które wydawały się prawdopodobne. We wskazane miejsca jechała grupa policjantów z CBŚP, KWP lub wspólnie w zależności od sytuacji w danym momencie. Kilka informacji wskazywało na osiedle Tarnogaj – wspomina komendant.
Do Wrocławia ściągnięto trzy kompanie OPP. Wzmożone patrole policyjne całodobowo zabezpieczały miejsca dużych skupisk, galerie handlowe, dworce, przystanki, środki komunikacji miejskiej. Penetrację prowadzili wrocławscy policjanci operacyjni. Funkcjonariusze zajmujący się zwalczaniem cyberprzestępczości z KWP we Wrocławiu, z Biura Kryminalnego i z CBŚP na zmianę non stop monitorowali internet. Wszystkie informacje spływały do sztabu, stąd do również pracujących non stop analityków.
MĘŻCZYZNA Z GARNKIEM
Drugi wątek śledztwa skupiony był na samym urządzeniu wybuchowym. Na podstawie tego, co znaleziono na miejscu eksplozji, eksperci stwierdzili, że konstrukcja urządzenia była podobna do użytego w Bostonie w 2013 roku.
– Przestraszyło nas to porównanie, bo tamten wybuch spowodował wiele ofiar i gdyby nasz sprawca podłożył inne bomby, doszłoby do tragedii – wspomina mł. insp. Kamil Bracha. – Zintensyfikowaliśmy poszukiwanie konstruktora urządzenia, co wcale nie oznaczało, że jest on tożsamy ze sprawcą podłożenia ładunku wybuchowego. Sprawdzaliśmy osoby wcześniej notowane za posiadanie materiałów wybuchowych i nie tylko. Sprawdzaliśmy sklepy, w których można kupić poszczególne elementy, w tym sklepy internetowe. I tak dalej i tak dalej – komendant nie chce ujawniać szczegółów. Dodaje tylko, że robiło to dziesiątki policjantów CBŚP i kryminalnych z wielu jednostek, w tym z wydziałów do zwalczania cyberprzestępczości.
Jednym z elementów urządzenia wybuchowego był garnek, który można było kupić w jednej z sieci handlowych, między innymi w sklepie niedaleko osiedla Tarnogaj. Ustalono, że takie naczynie kupił mężczyzna o wyglądzie zbliżonym do portretu pamięciowego. Kupił je kilka dni przed zdarzeniem, ze sklepu odjechał rowerem.
To był trzeci dzień śledztwa. I kolejna nitka prowadząca w rejon tego samego osiedla, bo już pierwszego dnia w te okolice doprowadził pies tropiący. I tak trzeciego dnia teren, na którym przebywał lub mieszkał sprawca, ograniczony został do sektora około 5 km kwadratowych. Na tym obszarze znajduje się około 800 mieszkań. W dodatku wiele z nich na wynajem, co oznacza dużą rotację mieszkańców.
ZACISKANIE PĘTLI
Mimo to obszar poszukiwań zawężał się z każdą godziną. Wytypowano osiedle, a następnie blok, do którego przypuszczalnie wszedł „mężczyzna z garnkiem”. To był czwarty dzień śledztwa. Znany był już adres, ustalono, kim jest lokator. Ale nikt nie mógł potwierdzić, czy sprawca przebywa w mieszkaniu.
– Wytypowaliśmy jeszcze trzy adresy miejsc, gdzie ewentualnie mógł przebywać podejrzewany mężczyzna – mówi insp. Leciejewski.
– Zgodnie z regułami sztuki we wszystkie te miejsca należało wchodzić jednocześnie. Taka operacja musi być perfekcyjnie przygotowana. Wszyscy jesteśmy mądrzejsi o zdarzenie z Magdalenki, zakładaliśmy, że teren może być na przykład zaminowany albo że sprawca może zdalnie odpalić bombę i uciec, wiedząc już, że jesteśmy na jego tropie – mówi mł. insp. Bracha.
We wtorek, piątego dnia od momentu wybuchu, wrocławscy policjanci przeprowadzili ewakuację budynku, gdzie prawdopodobnie mieszkał sprawca. Poszło szybko i sprawnie, zgodnie z przewidzianymi na takie okoliczności procedurami.
W tym samym czasie policyjni antyterroryści wchodzili pod trzy pozostałe adresy na terenie Lubuskiego. Do działań skierowano policjantów BOA KGP oraz krakowskiego SPAP. W niespełna 40 minut byli gotowi do wylotu. Dolecieli na miejsce operacji śmigłowcami i czekali w powietrzu, gotowi do akcji, gdyby zaszła potrzeba realizacji z powietrza.
– Zakładaliśmy, że sprawca może podjąć próbę ucieczki lub może przebywać w innym miejscu. Wówczas natychmiast przemieściliby się śmigłowcem w rejon wskazanego adresu – dodaje mł. insp. Bracha.
ULGA
O godzinie 13.50 pod jednym z wytypowanych adresów antyterroryści uzyskali potwierdzenie, że Piotr R. jest w domu i weszli do mieszkania. Poszukiwany siedział przed telewizorem. Zatrzymanie nastąpiło błyskawicznie.
– Wiesz dlaczego jesteś zatrzymany?
– Tak, wiem.
– Podłożyłeś ładunek wybuchowy w autobusie?
– Tak.
Niektórzy policjanci odnieśli wrażenie, że w głosie Piotra R. brzmiała ulga. Nie powiedział, dlaczego to zrobił. Na pytanie, czy zdawał sobie sprawę, że wiele osób mogło zginąć, wzruszył ramionami.
– Zaskoczyło nas, że emocjonalnie zareagował tylko na nasze stwierdzenie, że popełnił błąd przy konstrukcji bomby i dlatego wybuch był słaby. To go wyraźnie zdenerwowało, jakby podważało jego fachowość, godziło w jego ambicję – mówi nadkom. Mariusz Pośnik.
– Kiedy koledzy zameldowali mi, że sprawca został zatrzymany, a cała akcja przebiegła bezpiecznie i powtórzyłem to głośno, wszyscy obecni w pokoju sztabowym wstali i bili brawo. Napięcie tych pięciu dni spadło z nas w jednej chwili. Poczuliśmy niesamowitą ulgę – wspomina mł. insp. Kamil Bracha.
Adrenalina spadła, ale po zatrzymaniu wszyscy pracowali jeszcze całą noc, żeby przygotować materiały do prokuratury.
Dopiero po tygodniu od chwili wylotu do Wrocławia policjanci z centrali CBŚP wrócili do domu. Na nadkom. Pośnika czekały kolejne sprawy, mł. insp. Kamil Bracha już nie wrócił na przerwany urlop, insp. Piotr Leciejewski dopiero tak naprawdę rozpoczął służbę na nowym stanowisku.
– To wyjątkowe wydarzenie spowodowało, że błyskawicznie poznałem ludzi, z którymi będę pracował. I to poznałem z jak najlepszej strony – mówi.
W czasie konferencji prasowej komendant główny Policji nadinsp. dr Jarosław Szymczyk powiedział:
– Ten sukces zawdzięczamy wspaniałej pracy zespołowej bardzo wielu policjantów.
ELŻBIETA SITEK
zdj. Zespół Prasowy KWP we Wrocławiu