O wyjazd starała się już wcześniej. Mężczyźni w niebieskich mundurach na Bałkany jeździli od 1992 r. Gdy Maria Nałęcka zgłaszała chęć udziału w misji zagranicznej, słyszała, że obecnie nie przewiduje się udziału kobiet w tego typu operacjach.
MIKROBIOLOG W MUNDURZE
Mł. insp. w st. spocz. Maria Nałęcka całe swoje zawodowe życie spędziła w laboratorium. Na emeryturę przeszła w 2005 r. ze stanowiska eksperta w Wydziale Biologii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP.
– Moja praca to była jedna wielka przygoda – wspomina dzisiaj. – Po studiach przez pół roku nie mogłam znaleźć zajęcia. Propozycje jakieś były, ale nie wydały mi się interesujące. W końcu trafiłam do Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO. Przyjął mnie naczelnik Wydziału Biologii dr Andrzej Kossakowski. Obejrzałam laboratorium i w październiku 1969 r. zaczęłam tam pracę. Zajmowałam się identyfikacją śladów biologicznych zabezpieczonych na miejscu zdarzenia. Na początku były to tylko badania grupowe, niewskazujące bezpośrednio na daną osobę. Odpowiedzialność przy sporządzaniu ekspertyz była ogromna. Nauka się jednak rozwijała. Rozpoczęliśmy badania wykorzystujące DNA. To był prawdziwy przełom.
Praca laboratoryjna nie miała wiele wspólnego ze służbą typowo policyjną. Z rzadka, przy sprawach szczególnie ważnych, były wyjazdy na miejsce zdarzenia w celu zebrania materiału do badań. Poza tym żmudna praca biologa. Maria Nałęcka postanowiła spróbować czegoś innego i po raz kolejny zgłosiła chęć wyjazdu na misję policyjną. Tym razem się udało.
MISJA x 3
W 1999 r. rozpoczęła służbę w ramach misji ONZ w Bośni i Hercegowinie (UNMBiH – United Nations Mission in Bosna and Herzegovina), w skład której wchodziły Międzynarodowe Policyjne Siły Zadaniowe (IPTF – International Police Task Force). Procedury zapisu sprawiły, że Maria Nałęcka przeszła do historii jako pierwsza polska policjantka na misji pokojowej, ale gwoli ścisłości dodać należy, że na Bałkany wyruszyły wtedy trzy funkcjonariuszki. Oprócz policjantki z CLK KGP pojechała także Justyna Pawelczyk, obecnie Cieślak, z KPP w Wejherowie oraz Grażyna Grabowska, obecnie Dziedzic, z KWP we Wrocławiu. Wszystkie trafiły do Sarajewa.
– Najbardziej przygnębiające wrażenie sprawiały zniszczone budynki – mówi Maria Nałęcka. – Nie tylko zapadnięte po wybuchach domki jednorodzinne, ale całe osiedla dziesięciopiętrowych bloków ze śladami ostrzału artyleryjskiego. Do ogrodzonych, zaminowanych trawników z czasem się przyzwyczailiśmy.
Maria Nałęcka pracowała w międzynarodowym zespole w biurze personalnym regionalnej stacji IPTF.
Po powrocie z przedłużonej o trzy miesiące misji wróciła do swoich obowiązków w laboratorium. – W biologii bardzo dużo się działo, więc musiałam szybko nadrobić czas spędzony za granicą – wyjaśnia.
W kraju jednak nie zagrzała długo miejsca i w lutym 2001 r. wyjechała po raz drugi do Bośni i Hercegowiny. Trzeci misyjny wyjazd był już propozycją z KGP. Po czterech miesiącach w Polsce wyjechała w czerwcu 2002 r. do Kosowa. Została szefem logistyki stacjonującej w Mitrowicy Jednostki Specjalnej Polskiej Policji. To była ostatnia misja policyjnej mikrobiolog.
Ciekawe, że wśród policjantów z innych państw służących na misji było sporo emerytów. W polskiej Policji do tej pory nie wykorzystuje się ludzi z doświadczeniem, ludzi, którzy mają czas i wyjeżdżając na misję, nie uszczuplaliby stanu jednostki.
RODZINA POD ŻAGLAMI
Pobyt na misjach zagranicznych na szczęście nie wpłynął w negatywny sposób na życie rodzinne policjantki.
– Gdy wyjeżdżałam, syn był już dorosły – wspomina Maria Nałęcka. – Zresztą powszechna stawała się łączność komputerowa. Właściwie codziennie mieliśmy ze sobą kontakt. Mąż i syn odwiedzali mnie na misji, ja jeździłam na urlopy do kraju.
Rodzinę pani Marii łączy dodatkowo wspólna, od czasów studenckich, pasja żeglowania. Do tej pory dwa miesiące w roku państwo Nałęccy spędzają na wodzie. Miłością do żeglarstwa chcą teraz zarazić najmłodszą latorośl w rodzinie – półtorarocznego wnuka Jasia.
PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor (1) i z archiwum Marii Nałęckiej