Pierwsza informacja była lakoniczna, ale postawiła na nogi miejscową policję. Dwóch niezidentyfikowanych osobników, którzy byli w grupie zwiedzających, wzięło rano około 100 zakładników i zabarykadowało się pod ziemią. Inne grupy i pracownicy, którzy w tym czasie byli w kopalni, zostali ewakuowani. Do Wieliczki przyjechali antyterroryści z Krakowa i Katowic. Rozpoczęły się negocjacje, a ze stolicy zostali ściągnięci funkcjonariusze Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP. W pomieszczeniach na powierzchni zaczął działać sztab, pracownicy obiektu dostarczyli plany podziemnych pomieszczeń. Wszystkie wejścia zostały zabezpieczone przez policjantów.
Okazało się, że napastników było trzech lub czterech, umocnili się w komorze „Michałowice”. Grota o wysokości ponad 30 m stanowi połączenie poziomu I, położonego 64 m pod ziemią z poziomem II, rozciągającym się na głębokości 110 m. Terroryści skontaktowali się przez telefon kopalniany i wysunęli żądania (treść warunków do tej pory pozostaje tajna). W razie ich niespełnienia zapowiedzieli, że od północy co dwadzieścia minut będą zabijać pięcioro zakładników. Policjanci sprawdzali każdy szczegół wydarzenia, teren, po którym mogli poruszać się sprawcy i zostawić ładunki wybuchowe, analizowali drogi dojścia do komory „Michałowice”. Ochrona kopalni i ratownicy górniczy cały czas współpracowali z policjantami.
O 18.00 przyszły nowe wiadomości – zakładnicy podjęli próbę ucieczki. 78 osobom udało się wydostać na powierzchnię. Zostali przefiltrowani przez policjantów, czy nie ukrywają się wśród nich sprawcy. Nie wszystkim jednak udało się wyjść. Część pogubiła się w zakamarkach kopalni. Jedną osobę terroryści zranili i pozostała w komorze.
Cały czas przebywają tam pozostali zakładnicy. Dzięki bezpośrednim wiadomościom z dołu wiadomo, że napastnicy mają dziwnie wyglądające pudełko, na które zwracają baczną uwagę. Zagrożenie jest duże, ponieważ wcześniej z jednej z państwowych placówek zniknął promieniujący izotop. W drodze do „Michałowic” terroryści wyrzucili do jeziora w komorze „Barącza” jakiś przedmiot. Cały czas trwają negocjacje. Już wcześniej powiadomiono najbliższe szpitale i specjalistyczną placówkę w Gdyni z komorą dekompresyjną. Wyznaczono bramkę czasową szturmu na godziny 22.30–24.00. Na szczęście wykluczono możliwość skażenia górnych dróg oddechowych, pozostało jednak niebezpieczeństwo narażenia na promieniowanie.
Zadania są jasno określone: uwolnić zakładników, ewakuować rannego, zatrzymać sprawców, odnaleźć w korytarzach zaginionych i spenetrować słone jezioro. Atak następuje z trzech stron. Policjanci z BOA KGP i SPAP w Krakowie nie używają wind. Jedna grupa schodzi schodami wykorzystywanymi na trasie turystycznej, druga po drabinach, a trzecia zjeżdża na linach jednym z szybów. Każda ma przydzielonego przewodnika z kopalni ubranego w kamizelkę kuloodporną, który doprowadza policjantów w pobliże „Michałowic”. Szturm jest szybki.
Nikt z uwięzionych nie zginął, wszystkich sprawców ujęto, choć jeden ukrywał się wśród zakładników. W pobliskich korytarzach odnaleziono dwie zaginione osoby. Wszystkich wyprowadzono na powierzchnię i przekazano służbom kryminalnym. W pierwszej kolejności ewakuowano oczywiście rannego zakładnika, któremu antyterroryści udzielili pierwszej pomocy przedmedycznej. Policyjni nurkowie znaleźli w podziemnym jeziorku na głębokości 6 m wyrzucony przez terrorystów przedmiot. Nurkowanie w wodzie o pełnym zasoleniu nie było łatwe, trzeba było schodzących pod powierzchnię dociążyć dodatkowo kilkudziesięcioma kilogramami balastu, aby mogli się zanurzyć. Pojemnik z nieznaną substancją został przekazany do badań.
Całość działań, w które zaangażowane było Biuro Operacji Antyterrorystycznych KGP i SPAP w Krakowie, od momentu wyjazdu z Warszawy do wyjścia z kopalni to 22 godziny. Obyło się bez kamer, niepotrzebnych fleszy i rozgłosu w mediach. Akcja szybka i skuteczna, o której mało kto się dowiedział. Działania zakończyły się przed otwarciem kopalni następnego dnia dla turystów. „Policja 997” tam była i z bliska mogła obserwować pierwsze ćwiczenia policyjnych antyterrorystów w kopalni soli. Swój chrzest przeszli też pracownicy kopalni, którzy o potrzebach Policji dowiadywali się na bieżąco i musieli w czasie rzeczywistym na nie reagować. Współpraca, także z GOPR-owcami z Grupy Podhalańskiej, zadziałała wzorowo.
PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor