Podczas festiwalu Kryminalna Piła otrzymał Pan nagrodę komendanta SP w Pile za najciekawszy artystycznie i etycznie rozważny literacki obraz postaci policjanta – czy komisarz Jakub Mortka byłby dumny z tego tytułu? A co dla Pana oznacza ta nagroda?
– Mortka byłby chyba zdziwiony. To facet z dużym poczuciem obowiązku. Ma pracę i musi ją wykonać najlepiej, jak potrafi. Podejrzewam, że nie do końca zrozumiałby, skąd ta nagroda. Co do mnie jestem dumny z tego wyróżnienia. Wydaje mi się, że każdy piszący kryminały ma gdzieś z tyłu głowy tę obawę, jak na jego książkę zareagują prawdziwi śledczy. Ja ją w każdym razie miałem. Szczególnie, że policja i policjanci w moich książkach nie są przecież ideałami. Mają na sumieniu większe i mniejsze grzechy. Chciałem też pokazać, jak ciężka, odpowiedzialna i wymagająca wyrzeczeń jest ta praca. Wreszcie chciałem, żeby policjanci czytający moje książki, pamiętając o tym, że jest to jednak fikcja literacka, odnaleźli w nich jakieś zrozumienie dla swojej pracy. I ta nagroda jest dowodem, że to się udało.
Farma lalek to drugi Pana kryminał – w poprzednim, Podpalaczu, Mortka musiał się zmierzyć z seryjnym podpalaczem i w „nagrodę” został zesłany do małego miasteczka w Karkonoszach. Skąd pomysł, żeby trafił akurat tam?
– Moja żona pochodzi z miasteczka, na którym Krotowice są wzorowane. Właściwie odkąd tam trafiłem, czułem, że to miejsce jest fantastyczną sceną dla opowieści kryminalnej. Ze względu na otoczenie (góry), historię (stare kopalnie uranu), mniejszość romską czy problemy dręczące mieszkańców. Oczywiście „pierwowzór” nie jest tak ponurym miejscem, a wręcz przeciwnie, z roku na rok sytuacja tam się poprawia. Dlatego zdecydowałem się na zmianę nazwy miejscowości. Chciałem podkreślić w ten sposób, że to fikcja.
W Pana książkach widać, że świetnie się Pan orientuje w realiach policyjnych: nie tylko w procedurach, ale i w aktualnych sprawach, jak choćby zlikwidowanie jakiś czas temu części posterunków. Czy na bieżąco śledzi Pan, co się w polskiej Policji dzieje?
– Staram się. Czytam właściwie wszystko, co wpadnie mi w ręce na temat Policji, pracy w niej, procedur, a także sytuacji ekonomicznej. Wielokrotnie też przy różnych okazjach rozmawiałem z osobami powiązanymi z Policją. Oczywiście jako człowiek z zewnątrz wiem, że nie mam i nigdy nie będę miał pełnej wiedzy, jak to wszystko wygląda. Stąd też te obawy, o których mówiłem wcześniej. Dlatego staram się pisać ostrożnie. Ostrożnie w tym sensie, żeby oddać nie tyle stuprocentową prawdę o pracy w Policji (bo po pierwsze, jej nie znam, a po drugie, prawda niekoniecznie jest atrakcyjna literacko), ale raczej jej sens, wewnętrzne uwarunkowania, mechanizmy. Mam nadzieję, że to się udaje.
Komisarz Jakub Mortka jest świetnym policjantem, ale ma niezbyt udane życie rodzinne. Jest też funkcjonariuszem stołecznego Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw, a pamiętamy niedawną śmierć byłego policjanta tego wydziału, Sławomira Opali. Czy policjanci w kryminałach muszą być tacy schematyczni i wybierać: albo rodzina, albo praca? Nawet w książkach nie ma szczęśliwych gliniarzy?
– Wydaje mi się, że gdybym pisał Podpalacza dzisiaj, to życie Mortki wyglądałoby trochę inaczej. Było bardziej ułożone. Natomiast trzeba sobie zdawać sprawę, że jego sytuacja osobista wynika z pewnych założeń przyjętych podczas pisania. Chciałem stworzyć postać, która jest definiowana właściwie tylko i wyłącznie przez swoją pracę. Taka decyzja wynikała z mojego zmęczenia postaciami ekstrawaganckich policjantów. Ja chciałem, żeby Mortka był po prostu policjantem. Żeby było, jak w Rzece tajemnic Dennisa Lehane’a, gdzie jeden z bohaterów mówi: Odebrać mi mój zawód i mnie nie ma (tak na marginesie: to cytat otwierający Podpalacza). Mortka musiał być więc człowiekiem samotnym. Kawalerem lub rozwodnikiem. Potrzebowałem równocześnie, żeby znalazł się w pewnej specyficznej sytuacji życiowej, związanej także z finansami. Stąd wysokie alimenty. A jak są alimenty, to muszą być również była żona i dzieci.
Pod koniec Farmy lalek Mortka dostaje szansę powrotu do Warszawy – ma już Pan pomysł na jego dalsze losy?
– Tak, kolejna książka będzie się dziać w Warszawie we wrześniowe, gorące dni 2010 roku. Mortka z ręką w gipsie i ciągle poobijany po Krotowicach poprowadzi śledztwo w sprawie morderstwa, w którym nagie ciało ofiary powieszono na jednym z warszawskich mostów. Premiera, jeśli wszystko pójdzie dobrze, pod koniec roku.
Oprócz pisania kryminałów zajmuje się Pan też prowadzeniem portalu poświęconego przestępczości zorganizowanej, terroryzmowi i bezpieczeństwu międzynarodowemu. Skąd zainteresowanie tą tematyką?
Portal to niwserwis.pl. Prowadzę go już od kilku lat. Tematyka przyszła raczej do mnie, a nie ja do niej. Po prostu, taką znalazłem pracę. Natomiast myśl o napisaniu kryminału chodziła za mną od dłuższego czasu. Portal pomógł mi tylko zdobyć i uporządkować wiedzę potrzebną do rozpoczęcia pracy.
Dziękujemy za rozmowę.
REDAKCJA
zdj. Dagmara Chmielarz
Wojciech Chmielarz (ur. 1984) – dziennikarz, publikował m.in. w Pulsie Biznesu, Pressie, Nowej Fantastyce i Polityce. Redaktor naczelny portalu niwserwis.pl. W 2012 r. ukazał się Podpalacz – pierwszy kryminał Wojciecha Chmielarza o stołecznym komisarzu Jakubie Mortce. Rok później wyszła jego kontynuacja – Farma lalek, a obecnie autor pracuje nad częścią trzecią.