Joanna Surowiecka, studentka Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej, zaginęła 7 czerwca 2006 roku. Dziewczyna wyszła rano z domu na dworzec w Goczałkowicach, gdzie czekał na nią kolega. Jechała na swój pierwszy egzamin na uczelni. Była ubrana w elegancką białą bluzkę i czarną spódnicę. Na dworzec jednak nigdy nie dotarła.
TROPY, SYGNAŁY
Kiedy telefon Joasi zamilkł, zaniepokojeni rodzice powiadomili policję o zaginięciu córki. Jeszcze tego samego dnia i przez kilka następnych okolicę przeszukiwali policjanci, strażacy i GOPR‑owcy. Szukała jej rodzina i przyjaciele. Trasa, którą szła na stację, biegła w odludnym terenie. Blisko są stawy, przepływa Wisła, a dookoła rosną chaszcze, gęste zarośla i zagajniki. Poszukiwania nic nie dały. Nie natrafiono nawet na najmniejszy ślad dziewczyny.
Jeden z sąsiadów widział Joasię idącą w stronę dworca, jeszcze przed mostem na rzece. Policyjny pies właśnie tam zgubił trop. Dlatego w tym rejonie poszukiwano zaginionej. Niestety, jak pokazał czas, poszukiwania prowadzono w złym miejscu, co wynikało z założenia, że dziewczyna została zaatakowana lub porwana jeszcze przed mostem na Wiśle, czyli około kilometra przed stacją w Goczałkowicach‑Zdroju. Przyjęto wersję, że jeśli została uprowadzona, to właśnie tam i do Goczałkowic, a zwłaszcza w okolice stacji nie dotarła.
(...)
Sprawa zaginięcia Joasi poruszyła nie tylko mieszkańców Czechowic‑Dziedzic. Było o niej głośno w całej Polsce. Plakaty ze zdjęciem 20-latki rozlepiono na dworcach kolejowych i przejściach granicznych. Za wiadomość o zaginionej wyznaczono nagrodę. W internecie powstała poświęcona jej strona. Można z niej było ściągnąć zdjęcie dziewczyny i powiesić w dowolnym miejscu świata. W poszukiwania zaangażowali się prywatni detektywi. Komendant wojewódzki Policji w Katowicach powołał specjalną grupę złożoną z najlepszych i najbardziej doświadczonych policjantów.
(...)
Pojawiły się osoby, które kierowały poszukiwania na fałszywe tory. Jedna z nich usiłowała wyłudzić pieniądze od rodziny, kolejna wręcz podawała się za zaginioną. Osoby te usłyszały zarzuty celowego wprowadzania w błąd rodziny i śledczych. W toku poszukiwań zaginionej wyszły na jaw sprawy innych poważnych przestępstw popełnionych przez dziewięć spośród setek osób, które przewinęły się w postępowaniu.
WYDAŁ GO TELEFON
Przełom w śledztwie nastąpił po przeszło czterech latach, na początku listopada 2010 roku, kiedy odezwał się sygnał z telefonu zaginionej, cały czas monitorowanego przez policję. To był dopiero początek żmudnych, policyjnych działań.
(...)
Policjanci dotarli do osób powiązanych z mieszkającym w Goczałkowicach 36-latkiem. Mężczyzna nie był notowany, wcześniej nie łączono go ze sprawą zaginięcia Joasi. Kryminalni zatrzymali go pod Legnicą, gdzie pracował przy wyrębie lasu. Na początku nie przyznawał się do winy. Twierdził, że w ogóle nie wie, o co chodzi, a zaginioną dziewczynę kojarzy tylko z plakatów. Przesłuchiwany jednak coraz bardziej plątał się w swoich zeznaniach. W końcu zaczął twierdzić, że pracując wówczas w barze nieopodal stacji kolejowej, widział przechodzącą obok niego dziewczynę. Potem upierał się, że upadła i rozbiła głowę. Przytłoczony wiedzą policjantów pękł i przyznał się do zbrodni. Twierdził, że dziewczyna spodobała mu się, więc za nią poszedł. Potem wszystko rozegrało się w ciągu kilkudziesięciu sekund.
Zaatakowana próbowała się bronić, krzyczeć, drapać, więc chwycił kamień i uderzył ją kilka razy w głowę. Musiał wracać do baru, gdzie czekała już na niego właścicielka. Dlatego przeciągnął ciało dalej w gęste o tej porze roku zarośla, położył w zagłębieniu terenu i przykrył gałęziami. Jakby nic się nie stało, wrócił do pracy. Słysząc, że wokół zaginięcia dziewczyny robi się głośno, uznał, że zwłoki musi lepiej ukryć. O północy wrócił na miejsce zbrodni i przewiózł ciało w inne miejsce. To porośnięty gęstymi chaszczami zagajnik, niedaleko goczałkowickiego dworca. Miejsce, w którym zakopał dziewczynę, przyszedł obejrzeć jeszcze następnego dnia, w świetle dziennym. Chciał się przekonać, czy działając po ciemku, nie zostawił śladów. Uznał, że wszystko jest w porządku i nie pojawił się tam już więcej...
POMÓGŁ LEŚNIK
Aż do środy 17 listopada 2010 r. Wtedy to konwojowany przez policjantów z Grupy Szybkiego Reagowania i dziesiątki funkcjonariuszy – których zgromadzono w obawie, by wizja lokalna nie zamieniła się w lincz – przywieziony został tam w charakterze podejrzanego.
(...)
Odkrycie ciała dziewczyny było wstrząsającym momentem. Także dla sprawcy. Widać było, że dopiero tam, nad dołem, który przez cztery i pół roku był grobem dla 20-letniej dziewczyny, dotarło do niego, co zrobił. Decyzją Sądu Rejonowego w Pszczynie został tymczasowo aresztowany. Za zabójstwo grozi mu dożywocie.
I choć finał tej sprawy jest tragiczny, można mieć satysfakcję, że sprawca został ustalony, zatrzymany, stanie przed sądem i odpowie za swój czyn sprzed lat.
Elwira Jurasz
oficer prasowy KMP w Bielsku‑Białej
zdj. KMP w Bielsku‑Białej
Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.
Z ostatniej chwili: DNA potwierdza – to Joasia
Badania genetyczne potwierdziły, że zwłoki odnalezione w zagajniku w Goczałkowicach (woj. śląskie) to szczątki Joanny Surowieckiej. 8 stycznia w Czechowicach-Dziedzicach odbył się jej pogrzeb. 36-latek podejrzany o zabójstwo studentki trafi na obserwację psychiatryczną. (11.01.2011, Red.)