Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kosowo - Marzec 2008

Ranni policjanci - Najpierw były kamienie, deski, znaki drogowe. Później koktajle Mołotowa, race i płonące opony miotane przez rozsierdzonych Serbów. W końcu wśród kamieni nadleciał pierwszy granat. Później następne. Jakby tego było mało, wkrótce zaczęły świstać kule z kałasznikowów.


18 marca 2008 r. - szefowie Policji i MSWiA
z wizytą w polskiej bazie w Kosowie

(...)

W piątek, 14 marca, sąd został zajęty przez grupę Serbów. Sztab UN wyznaczył datę akcji odbicia budynku na poranek 17 marca, dokładnie w miesiąc po ogłoszeniu przez Kosowo niepodległości. Mieli ją przeprowadzić francuscy żołnierze z KFOR; ochronę dojść do sądu powierzono jednostkom FPU (Formed Police Unit - sformowana, zintegrowana jednostka policji): polskiej, ukraińskiej i rumuńskiej, wspieranym przez francuskie transportery opancerzone. Sześć wozów bojowych, ustawionych w półksiężyc, zablokowało dojazd. Za nimi i po bokach stanęli policjanci, tworząc kordon zewnętrzny (wewnętrzny był pod samym budynkiem). Do sądu prowadziły dojazdy na dwóch poziomach - Polacy pilnowali tzw. dolnej bramy, reszta i część francuskich żołnierzy - górnej. Odblokowanie budynku przebiegło pokojowo - po prostu wyprowadzono przebywających w nim Serbów. Nie udało się ich jednak wywieźć dalej.

- Wokół sądu było wiele samochodów UN, transportery, my, żołnierze, wiadomo było, że "coś" się dzieje - mówi Marek, jeden z policjantów przewiezionych do kraju, do szpitala MSWiA w Warszawie (imię zmienione, policjant z racji charakteru służby w kraju musi zachować pełną anonimowość). - Mimo wczesnej pory, wiadomość błyskawicznie rozeszła się po Mitrowicy. Szybko pojawiły się grupki Serbów. Krzyczeli, wygrażali, ale jeszcze nie byli agresywni. Stopniowo ich przybywało. W końcu tłum. (...)
- Serbowie chcieli wtargnąć do sądu, ale zostali odepchnięci przez jednostki FPU, zaczęli więc rzucać kamieniami i koktajlami Mołotowa, strzelać racami świetlnymi - opowiada Marek. - My początkowo byliśmy bezpieczni, gdyż skoncentrowali się głównie na górnej bramie, na Francuzach. Wezwano nas na pomoc. Leciało w naszą stronę wszystko, w końcu poleciały i granaty. Ten, który mnie poranił, wybuchł gdzieś po prawej, bo z tej strony najmocniej oberwałem. Zaczęli strzelać z broni palnej. Wydawało mi się, że słyszałem kilka rykoszetów, ale pewności nie mam. Serbowie początkowo nie chcieli wypuścić pojazdów z rannymi, w końcu jednak nas przetransportowano do duńskiej bazy, gdzie udzielono nam dalszej pomocy medycznej.
Marek ma poharataną prawą nogę i kilka odłamków w prawej ręce. Na szczęście obrażenia nie zagrażają na trwałe jego zdrowiu.

(...)

Robert ma poranioną prawą rękę i wiele odłamków w obu nogach; jeden z nich trafił pod lewą ręką pod kamizelkę, raniąc - na szczęście niezbyt dotkliwie - klatkę piersiową.

Kolega, z którym leży w szpitalnej sali, st. sierż. Ryszard Gnęba, dostał odłamkami w obie nogi. Próbuje już chodzić, czy raczej podskakiwać na jednej nodze, o własnych siłach.

(...)

- Kamizelka kuloodporna ma część, którą można opuścić, by ochraniała krocze - mówi mł. asp. Dawid Lutkowski. - Zwykle nosi się ją przypiętą rzepami do przodu kamizelki. Przed tą akcją wyjątkowo ją opuściłem. I całe szczęście...

Odłamek granatu wszedł obok, pod kamizelką i ranił Dawida w brzuch. Jego stan jest dobry, jak zapewniają lekarze, choć spośród policjantów, którzy trafili do warszawskiego szpitala, on został najciężej ranny. Trzeciego dnia od zamieszek był na silnych lekach przeciwbólowych. Blady, wymęczony, nie mógł rozmawiać. Następnego dnia - inny człowiek, już nie w szpitalnych ciuchach, a w swojej "misyjnej" koszulce, ożywiony, uśmiechnięty. Odłamki ma w obu nogach, trzy odłamki w prawym ręku i jeden w lewej dłoni; wciąż jeszcze płyn w lewej opłucnej i jamie brzusznej.

(...)

- Na pewno fatalne są tarcze i należałoby je jak najszybciej wymienić - mówi Robert. - Nie tylko w Kosowie, ale we wszystkich oddziałach prewencji w kraju. Potrafią pęknąć, gdy źle zawieszone spadną w samochodzie, nie mówiąc już o uderzeniach kamieni. Nauczyliśmy się "miękko" przyjmować nadlatujące przedmioty, czyli lekko uginamy rękę z tarczą, amortyzując siłę uderzenia, bo "na sztywno" tarcza od razu by się posypała, ale co z tego? W Mitrowicy został mi w ręku niemal sam uchwyt.

Zazdrościli Ukraińcom aluminiowych tarcz odpornych na uderzenia kamieni.

(...)

28 rannych polskich policjantów zostało przewiezionych do duńskiej bazy, gdzie udzielono im pomocy lekarskiej w większym zakresie, niż było to możliwe w budynku sądu, do którego w końcu wycofały się wszystkie jednostki FPU. Niektórzy zostali przeniesieni do innych na dalsze zabiegi i operacje.

Nie wszystkich rannych przywieziono do kraju. Część czuła się na siłach, by pozostać w Kosowie. Ci, którzy wrócili, trafili do warszawskiego szpitala MSWiA. Tu przed Wielkanocą odwiedził ich komendant główny Policji nadinsp. Andrzej Matejuk. Interesował się nie tylko stanem zdrowia policjantów, ale też sytuacją w macierzystych jednostkach.

(...)

PRZEMYSŁAW KACAK
zdj. Karol Jakubowski

Nadinsp. Andrzej Matejuk, komendant główny Policji, po wizycie w Kosowie:

- To, co policjanci w Kosowie opowiedzieli nam o systemie decyzyjnym, było bulwersujące. Oni nie mieli możliwości sprawnego działania i ochrony własnego życia i bezpieczeństwa. Decyzje o użyciu gazu, a potem broni gładkolufowej, zapadały 60 kilometrów od miejsca zdarzenia. To trwało. Kiedy już była decyzja o użyciu broni gładkolufowej, okazało się, że - zgodnie z przepisami ONZ - była w samochodach. Jak się do niej dostać, gdy wokół lecą granaty? Wicepremier Grzegorz Schetyna zgłosił zastrzeżenia i są one we władzach ONZ dyskutowane. Mam nadzieję, że decyzje zapadną, zanim policjanci w Kosowie wrócą do służby. Na razie są w bazie.

Polscy policjanci narzekali na sprzęt, przyznaję. Mówili, że tarcze nie wytrzymały. Nie wytrzymały, bo nie miały prawa wytrzymać - nie są przystosowane do działań wojennych. Kiedy spotkaliśmy się z naszymi policjantami w Kosowie, było wiele powagi i skupienia, ale też wiele emocji. Ustaliliśmy wspólnie, że zgłoszą nam to, co jest im potrzebne. Udało się wygospodarować około miliona złotych i w ciągu mniej więcej półtora miesiąca kupimy im sprzęt ochronny. Zastanowimy się też, jaki sprzęt możemy do Kosowa przesunąć, na przykład z tego, co jest w wyposażeniu komandosów.

Do końca kwietnia do Kosowa ma trafić:
• 130 kasków z osłoną twarzy
• 130 wysokoodpornych tarcz
• 21 kompletów lekkich uniformów ochronnych
• 130 indywidualnych gaśnic proszkowych
• 24 kamizelki zintegrowane, wyposażone w płyty balistyczne
• 1 komplet automatycznej wyrzutni granatów łzawiących, w maju - samochód osobowo-terenowy przystosowany do wyrzutni.


 
Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.

Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.