Podkom. Jacek Wróblewski rozpracował zbrodnię prawie doskonałą
|
"Amok" - media uznały książkę Krystiana B. za koronny dowód winy autora-mordercy. Prokuratura i sąd - nie. Początkowo zanosiło się nawet, że może dojść do pierwszego - od czasów słynnej, przedwojennej sprawy Gorgonowej - procesu poszlakowego o zabójstwo. Mały zespół ludzi z KWP we Wrocławiu zadbał,
by pojawiły się i dowody. Nie do zbicia.
13 listopada 2000 roku Dariusz Janiszewski, właściciel wrocławskiej firmy reklamowej, widziany jest po raz ostatni żywy. Wychodzi ze swojego biura w towarzystwie dwóch mężczyzn. Miesiąc później jego ciało zostaje wyłowione z Odry w okolicy miejscowości Chobleń. Denat ma związane ręce; obrażenia wskazują, że przed śmiercią był bity. Patolodzy odkrywają też, że w jelitach nie ma śladu pokarmu. Na ich całkowite opróżnienie potrzeba przeciętnie trzech dni, tyle czasu zatem ofiara była głodzona - najprawdopodobniej od zaginięcia do zamordowania.
Ta okoliczność okaże się później istotna, choć wówczas śledczy nie mieli jej jeszcze z czym powiązać.
TROP W SIECI
Nie było śladów, świadków, wyraźnego motywu. Śledztwo utknęło aż na pięć lat.
- Dopiero w 2005 roku w sieci "wypłynął" należący wcześniej do denata telefon komórkowy - mówi podkom. Jacek Wróblewski z KWP we Wrocławiu, który wraz z dwoma policjantami operacyjnymi prowadził sprawę. - Biegli z dziedziny internetu ustalili, że 17 listopada 2000 r., w cztery dni po zaginięciu Janiszewskiego, został wystawiony przez Krystiana B. na aukcji na Allegro.
To był pierwszy trop. Wersję, że osoba, która sprzedała telefon, musiała mieć coś wspólnego z zabójstwem, uprawdopodobniała informacja o trzydniowym głodzeniu Janiszewskiego. Elementy układanki zaczęły pasować.
(...)
NÓŻ JAK TELEFON, CHRIS JAK KRYSTIAN
- Każdy z nas przeczytał książkę, wyszukując elementy wspólne z morderstwem - opowiada o swojej i kolegów pracy podkom. Wróblewski. - Było ich sporo. (...)
ŻEBY NIE SPŁOSZYĆ
Pracowali drobiazgowo, cierpliwie. I ostrożnie. Żeby "ptaszek" nie "odfrunął" na dobre.
- Trzeba było przyglądać się jego osobie z wielką ostrożnością, uważać, z kim rozmawiamy - opowiada wrocławski policjant. - Ktoś, nawet niekoniecznie w celu ostrzeżenia, mógł nawiązać z nim kontakt i przypadkiem spłoszyć. Wciąż również nie można było ze stuprocentową pewnością określić jedynej wersji zdarzeń. Krystian B. musiał mieć coś wspólnego ze zbrodnią, ale czy to on faktycznie był mordercą? Mógł mieć wspólników w Polsce. Jeśli tak, ich również nie można było spłoszyć.
(...)
PANIKA
Przesłuchania świadków nie uszły uwagi podejrzewanego. Zaczął jeździć do nich (głównie do kochanek) i namawiać do odmowy składania zeznań.
- I tym sobie zaszkodził - mówi podkom. Wróblewski. - Raz, że było to matactwo; dwa, że osiągnął cel przeciwny do zamierzonego. Mówiąc, o czym mają "zapomnieć", odświeżył ludziom pamięć o tym, co działo się, co mówił przed zabójstwem Janiszewskiego i po. Kolejni świadkowie przedstawiali okoliczności, o których bez tego może by nie pamiętali.
(...)
MIAŁ BYĆ NASTĘPNY?
Prokuratura zmieniła zarzut na zabójstwo ze szczególnum okrucieństwem. Sąd uznał Krystiana B. za winnego zbrodni i skazał go na 25 lat pozbawienia wolności.
Wyrok nie jest prawomocny. Można spodziewać się apelacji, jako że skazany nie poczuwa się do winy i prosił sąd o uniewinnienie.
W jego komputerze policjanci znaleźli informacje o obecnym konkubencie jego byłej żony.
- Dowodów nie ma, ale nie możemy wykluczyć, że i jemu już groziło lub w przyszłości zaczęłoby grozić niebezpieczeństwo - mówi podkom. Wróblewski.
PRZEMYSŁAW KACAK
zdj. Agnieszka Rafalska
Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.
Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.