Policjanci z Pomieszczenia dla Osób Zatrzymanych KMP w Lublinie napisali do komendanta miejskiego raport o fatalnych warunkach ich pracy połączonych z naruszaniem przepisów o wymaganej liczbie ludzi na zmianie. Podpisało się 13 funkcjonariuszy - dwie trzecie załogi. Komendant przyznaje, że warunki są trudne, ale zgodne z prawem. Sześciu funkcjonariuszy poszło na zwolnienia lekarskie.
350-tysięczny Lublin od kilku lat nie ma izby wytrzeźwień. Zamknięto ją, bo była nierentowna, kłopotliwa. Teraz od podpitych awanturników lub leżących na ulicach pijaczków, często unurzanych we własnych odchodach, stronią pracownicy pogotowia ratunkowego i miejscy strażnicy.
AD I PDOZ W JEDNYM STAŁY DOMKU
Problemy spadają na Policję - zobowiązaną do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego. Dokładniej na funkcjonariuszy Pomieszczenia dla Osób Zatrzymanych KMP w Lublinie. Tu, oprócz wspomnianej klienteli, trafiają też konwojowani między jednostkami (z tzw. wahadeł) oraz zatrzymani z powodu podejrzenia o popełnienie przestępstwa. Tuż obok przebywają osoby czekające na wydalenie z Polski, gdyż w tych samych pomieszczeniach znajduje się jeszcze Areszt Deportacyjny KWP w Lublinie. Od PDOZ oddzielają go tylko dwa korytarze przedzielone kratami i trzeci od strony wejściowej dyżurki, pełniący funkcję łącznika. W obu placówkach przebywa dziennie 35-60 osób. Dozór zarówno nad cudzoziemcami, jak i zatrzymanymi sprawują policjanci z komendy miejskiej.
- Wygląda, że na każdej zmianie co najmniej jeden z nas pracuje w KWP, choć żaden nie jest na jej etacie czy też do niej oddelegowany - mówi policjant, który podpisał się pod raportem. - I mamy naruszenie przepisów.
Nie to jednak spędza funkcjonariuszom PDOZ sen z powiek, lecz ilość i specyfika obowiązków, jakie muszą wykonać w składzie porównywalnym do siły patrolu. (...)
|
WYDARZENIA NADZWYCZAJNE
Zbyt mały personel zmiany jest, ich zdaniem, przyczyną kilku tzw. wydarzeń nadzwyczajnych, do których doszło w lubelskim PDOZ.
- Raz udało się uratować wisielca, drugi już nie - mówią. - Sąd skazał policjanta za niedopełnienie obowiązków. Nie doszłoby do tego, gdyby na zmianie było więcej ludzi.
- To nie miało związku z liczbą policjantów - tłumaczy podinsp. Trojak. - Policjant albo nie zauważył ściągacza w spodniach, albo nie wziął pod uwagę, że można się na nim powiesić. Zresztą, co miał zrobić, rozpruć go?
- Gdyby mógł poświęcić przyjmowanemu więcej czasu, bo drugi zajmowałby się innymi sprawami, może by zobaczył - uważają jego podwładni. - A i dozór cel byłby częstszy, może dostrzeżono by na czas, co gość zamierza. (...)
PRZEMYSŁAW KACAK
zdj. autor
Archiwalne wydania POLICJA 997 w postaci plików PDF, można pobrać z archiwum strony.