Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Policyjne kalendarium

W całem woj. krakowskim, jak długie i szerokie, na przyległej połaci Śląska Cieszyńskiego, w części zachodniej woj. lwowskiego, w południowej kieleckiego, w zachodnim pasie lubelskiego – na całej tej ogromnej południowo-zachodniej przestrzeni Polski wzburzone rzeki wzniosły się i wylały szeroko, sprawiając istny potop dla nawiedzonych nieszczęściem okolic

W tym miesiącu nasze kalendarium będzie inne niż zwykle. Przyczynkiem do tego była dramatyczna sytuacja powodziowa na Dolnym Śląsku. W wyniku niezwykle intensywnych opadów deszczu rzeki wystąpiły z brzegów, zalewając miasta i wsie. Spływająca z gór i przelewająca się ze zbiorników retencyjnych woda niszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze. Mieszkańcy byli zmuszeni do ewakuacji. Służby państwowe – Policja, straż pożarna, zawodowa i ochotnicza oraz wojsko, wspierane przez woluntariuszy, niosły pomoc w walce z żywiołem.

Teraz, kiedy woda opadła, można ocenić ogrom zniszczeń i strat. Mieszkańcy zalanych terenów z niepewnością patrzą w przyszłość. Wierzą jednak w ludzką solidarność oraz pomoc państwa. Cały czas trwają akcje niesienia pomocy poszkodowanym. Usuwane są skutki powodzi, by wrócić do normalności, nim nadejdzie zima. Oby udało się zrobić jak najwięcej!

Cofnijmy się w czasie i sprawdźmy, jak radzono sobie w podobnych sytuacjach w przeszłości i jak reagowały wtedy służby porządkowe. Wybraliśmy zdarzenia opisywane w policyjnych periodykach sprzed lat. Choć nie wydarzyły w miesiącu, w którym ten numer „Gazety Policyjnej” oddajemy do Waszych rąk, warto je przywołać, by oddać hołd funkcjonariuszom zaangażowanym w ratowanie powodzian i ich dobytku.

90 lat temu

1934

Między 13 a 22 lipca 1934 r. przez południową Polskę przetoczyła się niszczycielska powódź spowodowana, podobnie jak tegoroczna, przez obfite deszcze. W 31. numerze gazety „Na Posterunku” z 28 lipca 1934 r. mamy obszerny artykuł na ten temat. Autor Cz. Rokicki pisze m.in. tak:

„W całem woj. krakowskim, jak długie i szerokie, na przyległej połaci Śląska Cieszyńskiego, w części zachodniej woj. lwowskiego, w południowej kieleckiego, w zachodnim pasie lubelskiego – na całej tej ogromnej południowo-zachodniej przestrzeni Polski wzburzone rzeki wzniosły się i wylały szeroko, sprawiając istny potop dla nawiedzonych nieszczęściem okolic”. […] „W woj. krakowskim siła i rozpęd żywiołu były wręcz potworne. Woda zrywała nie tylko mosty, ale zmywała nasypy kolejowe wysokie na 5 metrów”. […] „Rozszalały żywioł zatopił z górą sto ofiar ludzkich, bądź zaskoczonych w domach, bądź w drodze. […] Rwące fale zmyły z powierzchni ziemi tysiące domostw wiejskich, zniszczyły doszczętnie zasiewy na dziesiątkach tysięcy hektarów, uniosły zżęte już zboża stojące w kopach lub co tylko zwiezione do stodół. Niszczycielskie wody porwały i uniosły tysiące sztuk bydła i świń”. […]

„50 tysięcy ojców rodzin wysadziła klęska ze zniszczonych gospodarstw. Licząc z rodzinami, około 200 tysięcy ludzi znalazło się bez dachu i utrzymania. Wraz z szalejącą powodzią szedł od razu ratunek. Władze miejscowe, wojsko, policja i dzielni ochotnicy z pośród cywilnych pierwsi pośpieszyli z pomocą. Ratowali życie i dobytek współobywateli”. […] „Wojsku dzielnie towarzyszyła policja, pilnując brzegów i zagrożonych miejsc; tam zaś gdzie już klęska dotarła, śpiesząc na wątłych łódkach po rozhukanych bałwanach. Wnet zorganizował swe wyprawy Polski Czerwony Krzyż. Wielkiemi łodziami dowoził do miejsc odciętych żywność wszelaką i leki, przewoził rozbitków, dając pierwszeństwo dzieciom, chorym i osłabionym”.

Wkrótce prezes rady ministrów Leon Kozłowski wraz z ministrem spraw wewnętrznych Marianem Zyndram-Kościałkowskim odwiedzili zalane tereny, organizując pomoc. W następnych tygodniach w całym kraju prowadzono kwesty i zbiórki na pomoc powodzianom. Do tych akcji przyłączyła się także Policja Państwowa, o czym gazeta „Na Posterunku” wspominała w kolejnych numerach. Przy każdej okazji, czy to zawodów sportowych, czy innych imprez organizowanych przez Policję Państwową, kwestowano na rzecz poszkodowanych.

42 lat temu

1982

W styczniu 1982 r., niespełna miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego, kraj dotknęła powódź. Jej przyczyną były zatory lodowe tworzące się na Wiśle w okolicach Płocka. Ogromne zwały lodu i kry płynące z prądem rzeki spiętrzały się, powodując cofanie się wód i ich wystąpienie z brzegów.

W 4. numerze z 24 stycznia 1982 r. gazety milicyjnej „W Służbie Narodu” mamy pierwszą na gorąco pisaną relację. Autor Tadeusz Noszczyński w swoim krótkim artykule „Groźna powódź” podaje: „8 stycznia w woj. płockim ogłoszono stan klęski żywiołowej. Sytuacja pogarsza się na skutek wytworzenia się zatoru lodowego. Powoduje to spiętrzenie wód Wisły do niespotykanego dotychczas poziomu. Kilkanaście tysięcy hektarów użytków rolnych znalazło się pod wodą. Woda wtargnęła do blisko 3000 budynków mieszkalnych i wiejskich zagród. Lewobrzeżna dzielnica Płocka – Radziwie została zalana. Tysiące ludzi ewakuowano. Od początku pospieszyli im z pomocą, nierzadko ryzykując własnym życiem i zdrowiem, funkcjonariusze MO, żołnierze WP, strażacy, członkowie ORMO (red. Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej). W rejonie dotkniętym klęską powodziową znajduje się nasza ekipa”.

W kolejnym numerze „W Służbie Narodu”, z 31 stycznia, Tadeusz Noszczyński wraz z Jerzym Paciorkowskim szczegółowo relacjonują samą katastrofę oraz przebieg akcji ratunkowej. Już w pierwszym akapicie artykułu „Wielka i groźna” autorzy podkreślają, że katastrofa to efekt warunków pogodowych. Zatory lodowe powstałe na Wiśle były wynikiem skoków temperatur. Grudzień i początek stycznia były ciepłe i obfitowały w opady deszczu, które wywołały wezbranie rzek. Potem nastąpiły srogie mrozy. „Temperatura spadła do minus 15–19ºC. Wystarczyło, by kilkumetrowy zator lodowy zastopował Wisłę w rejonie Duninowa”.

Czytamy, że 8–12 stycznia 1982 r. wojsko, Milicja Obywatelska i ORMO prowadziły ewakuację ludzi i ich dobytku z zagrożonych terenów. Równocześnie saperzy przygotowywali się do skruszenia 10-kilometrowego zatoru lodowego z użyciem materiałów wybuchowych, a nawet bomb burzących, by uwolnić Wisłę i nie dopuścić do dalszych zniszczeń.

„Jedno jest pewne: robi się wszystko, by ograniczyć rozmiary klęski, a przede wszystkim uratować ludzi, ich dobytek, inwentarz. W stałej gotowości bojowej znajduje się kilka tysięcy ludzi – milicjantów, żołnierzy, strażaków, członków ORMO, pracowników cywilnych. Nie brakuje środków łączności, które zapewniła Milicja Obywatelska, dostateczna jest liczba śmigłowców, zarówno wojskowych, jak i MSW, wystarczy też sprzętu pływającego i kołowego”.

Na koniec wkrada się w myśl autorów, cień zwątpienia: „Czy jednak zgromadzone środki techniczne pozwolą na opanowanie żywiołu?”.

27 i 14 lat temu

1997 i 2010

W 1997 r. byliśmy świadkami największej powodzi na ziemiach polskich. Zwana powodzią tysiąclecia, spustoszyła Dolny Śląsk. Żywo zapisała się w pamięci ludzi. Niektórzy z nich we wrześniu bieżącego roku ponownie znaleźli się w takiej samej dramatycznej sytuacji.

Od 14 maja do 9 czerwca 2010 r. królowa polskich rzek, Wisła, znowu dała o sobie znać. Zdarzyła się kolejna powódź będąca wynikiem obfitych deszczy. Spustoszyła olbrzymi obszar południowej Polski. Relacje o powodzi, równie dramatyczne, jak te z wcześniejszych i obecnej, możemy znaleźć w magazynie „Policja 997”.

W 6. numerze z czerwca 2010 r. miesięcznika „Policja 997” znajdujemy krótki komunikat Przemysława Kacaka. Dołączony reportaż fotograficzny w pełni oddaje dramatyzm zaistniałej sytuacji. „Policjanci ruszyli do działań zabezpieczających i ratowniczych 17 maja. Na początku na południu Polski, a w miarę przesuwania się wielkiej wody – w kolejnych garnizonach. Tylko w niedzielę 23 maja policjanci ewakuowali 4415 osób. Sami też się musieli ratować: zalało krakowską KWP, a w Wąchocku (woj. świętokrzyskie) na skutek podmycia popękały ściany komisariatu”.

Autor na końcu, by podkreślić dynamikę powodzi oraz dramat ludności mieszkającej nad brzegami Wisły, dodaje, że w momencie, gdy numer trafił do drukarni, fala powodziowa doszła do Grudziądza, przechodząc przez miasta, takie jak Warszawa, i przekraczając znacznie stany alarmowe.

W kolejnym, 7. numerze z lipca 2010 r., mamy już pełniejszą relację Przemysława Kacaka, ilustrowaną zdjęciami autorstwa Krzysztofa Chrzanowskiego. Autorzy opisali sytuację z różnych miejscowości na trasie przejścia fali powodziowej, pokazując dramat ludności z zalanych terenów i pracę służb, w tym Policji.

Karol Karasiewicz

Wydział Edukacji Historycznej

Gabinet Komendanta Głównego Policji KGP

Więcej informacji historycznych znajdziesz na stronie