Wygodne kanapy i fotele, wykładzina tłumiąca odgłosy kroków. Przestrzeń, w której spotyka się legnicka grupa wsparcia dla osób dotkniętych przemocą domową, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedyny mężczyzna uczestniczący w terapii wstaje, żeby podać chusteczki siedzącej obok kobiecie, która ze łzami w oczach opowiada, jak mierzy się z traumą i powracającymi falami zwątpienia.
– Musisz zrozumieć, że to strach jest zamknięty na kłódkę w twojej głowie. Strach przed wspomnieniami o tym, co ci się stało w tamtym pokoju. Sam pokój to tylko miejsce, ono nie zrobi ci krzywdy. Poproś kogoś o pomoc. Wejdźcie tam razem, posprzątajcie, wynieście jego zawartość na śmietnik i wpuśćcie do środka światło. Nie jesteś już sama, możesz poprosić o pomoc – doradza terapeutka, insp. dr nauk społecznych Joanna Cichla, komendant powiatowy Policji w Lubinie.
Nie róbcie mu krzywdy
W listopadzie 1999 r. Joanna Cichla postanowiła zrezygnować z dotychczasowej pracy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Z sukcesem przeszła proces rekrutacyjny do Policji i dopiero wtedy oświadczyła zaskoczonym członkom rodziny, że zmienia pracę. Po kursie podstawowym w Szczytnie trafiła do Ogniwa Patrolowo-Interwencyjnego w KPP w Polkowicach na Dolnym Śląsku. To właśnie tu, na pierwszej linii polkowickiej patrolówki, młoda posterunkowa zaczęła szukać odpowiedzi na dręczące ją pytania.
– Przez dwa lata jeździłam na różne zdarzenia, ale przede wszystkim na interwencje domowe. Wchodziliśmy na gorąco w te sytuacje, podczas których w mieszkaniu oprócz sprawcy przemocy znajdowały się jeszcze jego pobita partnerka czy żona i niejednokrotnie przerażone, zapłakane dzieci. Agresora zatrzymywaliśmy i najczęściej jechał z nami do izby wytrzeźwień, a kobieta zobowiązywała się do złożenia zawiadomienia o znęcaniu się w jednostce Policji. Często dochodziło do zaskakującej w mojej ocenie troski osób, które doświadczały na co dzień przez wiele lat przemocy, o dobrostan sprawców. Zdarzało się, że bite i maltretowane kobiety prosiły nas, żebyśmy ich partnerów dobrze traktowali, żeby nie robić im krzywdy. Czasem zmieniały zdanie i prosiły, żeby jednak zostawić ich w domu. Tłumaczyły, usprawiedliwiając swoich partnerów, że był to jednorazowy wybryk. Oczywiście wszystko się powtarzało, przemoc wracała w zdecydowanej większości rodzin. Postanowiłam zgłębić wiedzę o mechanizmach, które kierują zachowaniem tych osób, przede wszystkim zachowaniem kobiet, które tej przemocy doświadczały, ich bezsilnością, wyuczoną bezradnością oraz reakcją nieadekwatną do doznanych co dopiero krzywd.
Przełożeni zauważyli, że policjantka potrafi rozmawiać z ofiarami przestępstw i osiąga zamierzone cele, co bardzo ułatwia prowadzenie dalszych czynności procesowych. Nic więc dziwnego, że już dwa lata później została przeniesiona do wydziału dochodzeniowo-śledczego tej samej komendy. Nikt nie potrafił lepiej motywować ofiar przemocy do złożenia zawiadomienia i konsekwentnej walki o swoją godność i poprawę swojego losu.
Im dalej w las…
– Prowadziłam postępowania przygotowawcze – rozboje, kradzieże i przemoc domowa były dla mnie codziennością. Jednak nie miałam wątpliwości, że głównie po to zostałam policjantką, żeby pomagać innym ludziom. Czułam potrzebę doskonalenia swojego warsztatu oraz podnoszenia kwalifikacji zawodowych. Ukończyłam studia podyplomowe z socjoterapii, po tym zapisywałam się na kolejne kursy doskonalące umiejętności terapeutyczne, starałam się brać udział w tematycznych konferencjach naukowych i seminariach. Dla Polkowickiego Centrum Usług Zdrowotnych, w którym działał Ośrodek Pomocy Psychologicznej, napisałam program działania grupy psychoedukacyjnej dla kobiet doświadczających przemocy. Na jego podstawie w 2005 r. prezes Polkowickiego Centrum Usług Zdrowotnych powołała grupę psychoedukacyjną dla osób doświadczających przemocy domowej. Prowadziłam tam pierwsze zajęcia grupowe i indywidualne. Widząc, z jak ważną i ciekawą materią mam do czynienia, rozpoczęłam studia doktoranckie na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Podjęłam się bardzo dużego wyzwania. Postanowiłam w swojej dysertacji opisać losy swoich pacjentek, co się z nimi dzieje, jak się zmieniają, jakie mają podejście do siebie i życia w trakcie terapii.
„Złoty Telefon”
Policjantka dochodzeniówki zaczęła być zauważana i doceniana w środowisku naukowym. Występowała jako prelegentka, wykładowca akademicki i wkrótce autorka kilku podręczników z dziedziny pedagogiki i psychologii na wielu konferencjach naukowych. Jest wykładowcą w Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Głogowie. Najważniejszy jest jednak dla niej bezpośredni kontakt z ludźmi, którzy potrzebują pomocy. W 2007 r. policjantka została zgłoszona przez swoje podopieczne do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” IPZ w Warszawie do wyróżnienia w konkursie „Złoty Telefon”. Kapituła wyróżniła panią komendant za jej zasługi odznaką „Złoty Telefon”. W 2008 r. Joanna Cichla została wyróżniona za swoją działalność pomocową w I edycji konkursu pt. „Policjant, który mi pomógł”. Jest jedyną osobą w Policji, która ma obydwa te wyróżnienia.
Po 17 latach służby Joanna Cichla objęła pierwsze kierownicze stanowisko, a od czerwca 2018 r. jest komendantem powiatowym Policji w Lubinie – to pierwsza kobieta na Dolnym Śląsku na tym stanowisku. Od 2005 r. prowadzi grupy wsparcia dla kobiet doświadczających przemocy – przez wiele lat w Polkowicach, a obecnie w Lubinie w PCPR, od roku także w Legnicy w fundacji „Raduga”.
– Mam bardzo dużo zajęć, więc muszę mieć dobrze zorganizowany czas. Na kilka tygodni do przodu mam rozpisany kalendarz. Dokładnie wiem, co będę robić o danej godzinie w najbliższych dniach z dokładnością co do 15 minut. Priorytetem jest oczywiście Policja, jeśli tu coś się zmieni, to i kalendarz się zmienia. Mimo to mam czas na prowadzenie grup wsparcia oraz konsultacji indywidualnych, zawsze mam czas dla rodziny, córki i wnuka. W tym roku udało mi się także ukończyć kolejne cztery kursy doskonalące mój warsztat terapeutyczny.
Pokazać twarz
Grupy wsparcia prowadzone przez komendant powiatową mają w środowisku specjalistów najwyższą renomę. Swoich podopiecznych o ich istnieniu informują psychologowie, psychiatrzy, pracownicy ośrodków społecznych, fundacji, lokalne media i oczywiście dzielnicowi. Powszechna opinia głosi, że to ma sens, że to działa.
– Nie chciałam tu przyjść, wstydziłam się swoich życiowych porażek i tego, że jestem ofiarą przemocy i nie widzę żadnej perspektywy na zmianę swojego losu – mówi była policjantka, która przez 30 lat ukrywała, że była w związku, w którym skala przemocy w pewnym momencie zaczęła zagrażać jej życiu. – Zrobiłam to dla córki, żeby jej pokazać, że trzeba walczyć o siebie. Okazało się, że osoby, które tu spotkałam, są w podobnej sytuacji co ja. Część z nich jest już na prostej i częściej się uśmiechają, niż płaczą. Pani Joasia nie mówi dużo, ale naprowadza nas na właściwe tory myślenia o różnych sprawach. Jak trzeba, to skarci, a nawet przeklnie, ale zawsze przynosi to pozytywny skutek.
Kolejna kobieta opowiada, że dzięki wsparciu grupy prowadzonej przez panią Joannę spojrzała na siebie i świat z innej perspektywy. Zaczęła się usamodzielniać, zadbała o zdrowie, kilka lat temu zapisała się na karate, zrzuciła kilkadziesiąt kilogramów, podnosi swoje kwalifikacje, syn jest z niej dumny. Jest wzorem dla osób, które są dopiero na początku tej drogi.
– Daję przykład moim dzieciom, że zawsze można zmienić swoje życie, że nigdy nie jest za późno. Nadal są problemy i dni zwątpienia, ale wiem, że sobie poradzę. Wszyscy ukrywaliśmy się ze swoim nieszczęściem nawet przed najbliższą rodziną. Teraz wiemy, że trzeba pokazać twarz, świecić przykładem. To sprawca przemocy powinien się wstydzić, nie jego ofiary – podkreśla.
Inna kobieta opowiada o tym, że właśnie wczoraj spakowała rzeczy i wyprowadziła się do nowego mieszkania. Kolejna, że zaczęła zabierać dzieci na wycieczki, a nawet morsować, co wcześniej było niewyobrażalnym wariactwem.
Uczestnicząc w spotkaniu grupy, poznałem historie ludzi, którzy w samotności mierzyli się z brutalną przemocą fizyczną, psychiczną, ale także ekonomiczną i seksualną. Gdy z niego wyszedłem, pod budynkiem fundacji „Raduga” te same osoby stały razem i żartowały, nie miały ochoty się rozejść. Gdy oni tu trafili po raz pierwszy, byli bardzo słabi i samotni. Dzięki terapii stali się silni i zyskali przyjaciół. To naprawdę ma sens.
– Obserwowanie tego, w jaki sposób osoby, które niegdyś doświadczały przemocy, zmieniają się, jest bezcenne. Cieszę się, kiedy widzę na ich twarzy uśmiech, kiedy ich psychospołeczne funkcjonowanie w życiu codziennym jest zdecydowanie lepsze od tego, jakie było kilka miesięcy wcześniej. Osoby, które przychodzą na terapię, zaczynają funkcjonować społecznie w nowych rolach, brać odpowiedzialność za swoje życie i dzieci. Potrafią mówić bez lęku o tym, czego doświadczyły ze strony swoich oprawców, którzy jeszcze kilka lat wcześniej obiecywali im cudowne życie – mówi insp. Joanna Cichla.
***
O tym, jak ważna i odpowiedzialna jest misja insp. Joanny Cichli, świadczy poniższy przykład. Na spotkanie w PCPR w Lubinie nie dotarła jedna kobieta, ofiara trwającej wiele lat przemocy. Uciekł jej autobus. Kilka godzin później dotarła do nas wiadomość, że kobieta była tego dnia w depresyjnym nastroju, nie poprosiła nikogo o pomoc, podjęła próbę samobójczą. Na szczęście nieudaną.
– Wysłałam wiadomość o tym, co się stało, członkom naszej lubińskiej grupy wsparcia. Od razu zgłosiło się kilka pacjentek, które zaoferowały gotowość pomocy dla koleżanki, która jest w szpitalu. Panie chciały pokazać, że nie jest sama w tej trudnej chwili, że jest dla nich ważna. Kiedy ludzie doświadczają dobra, przekazują je dalej – mówi policjantka.
Tomasz Dąbrowski
zdj. autor, KPP w Lubinie