Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

W strefie zero

Gdy wszystkie elementy kombinezonu są już zapięte na ostatni rzep, suwak i zatrzask, na hełmie zamyka się przyłbica. Natychmiast zmienia się postrzeganie rzeczywistości. Inaczej słyszysz, bo dźwięki są filtrowane przez słuchawki, inaczej widzisz, bo pancerny na ponad centymetr wizjer zniekształca percepcję odległości. Pierwszy krok i grawitacja przypominają ci o istnieniu – teraz ważysz jakieś 30 kg więcej.

Kombinezon antyodłamkowy EOD (z ang. – Explosive Ordnance Disposal) na jednym z forów dyskusyjnych dla służb mundurowych ktoś nazwał ekskluzywnym garniturem pirotechnika. Ekskluzywny, bo w cenie limuzyny wartej kilkaset tysięcy złotych. Ktoś inny chwilę później zabłysnął czarnym poczuciem humoru i dodał, że to raczej garnitur do trumny, ale jedyny, który daje gwarancję, że funkcjonariusza włożą do niej w jednym kawałku.

Anonimowa dyskusja w sieci rządzi się swoimi prawami. Tu wszyscy znają się na wszystkim. My skupiamy się jednak na rozmowie z „Przemkiem” z Zespołu Minersko-Pirotechnicznego Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej i Aktów Terroru Centralnego Biura Śledczego Policji.

– Jeżeli to realna akcja, a nie ćwiczenia, to z każdym kolejnym krokiem zbliżającym cię do ładunku wybuchowego masz coraz więcej adrenaliny w krwiobiegu – twierdzi pirotechnik. – Kilka minut później zdajesz sobie sprawę, że jest ci cholernie gorąco, nawet jeśli nie jest to akurat środek lata. W przyłbicy działa wentylacja zasilana bateriami. Doprowadza strumienie powietrza do hełmu i dzięki podgrzewanej szybie wizjera widać świat na zewnątrz. A widać średnio. Szkło jest tak grube, że zaburza poczucie odległości. Wszystko wydaje się bliższe, niż jest. Trzeba do tego przywyknąć, przyzwyczaić wzrok, błędnik i ręce.

Mimo tych wszystkich niedogodności pirotechnik CBŚP rusza pewnie w kierunku samochodu, który eksplodował niecałą godzinę wcześniej. Brnie przez wysokie trawy, co kilka metrów przystaje, pochyla się nienaturalnie, jakby był robotem, i pryska jaskrawą, pomarańczową farbą na kępy zieleni. Wystarczy popatrzeć na jego ruchy, żeby zrozumieć, że kombinezon faktycznie swoje waży.

– Z perspektywy obserwatora wszystko wydaje się o wiele łatwiejsze, niż jest w rzeczywistości. Wystarczy spojrzeć na kołnierz kombinezonu. Jego funkcja polega na ukierunkowaniu fali uderzeniowej oraz wyłapaniu odłamków lecących w stronę szyi i głowy, musi być więc odpowiednio szeroki. Ale ma to swoje minusy, bo nie da się spojrzeć w dół. Policjant, którego właśnie obserwujemy, nie widzi, co ma pod nogami, na jakieś pół metra przed sobą. Teraz idzie po trawie, która zaczepia się o nogi. Jeśli się przewróci, nic mu się nie stanie. Ale gdyby szedł w dół pochyłości lub po schodach, musiałby bardziej uważać. Jeśli upadnie, nikt mu nie pomoże wstać – opowiada „Przemek”.

Policjant dociera do wraku, cały czas znacząc trawę farbą. Nasz rozmówca mówi dalej:

– Działamy w zespole. Każdy pełni w nim określone funkcje, choć równie dobrze to ja mógłbym dziś w kombinezonie podchodzić do tamtego wraku. Jesteśmy wszechstronnie przeszkoleni w całym zakresie tematyki, w jakiej się specjalizujemy. Jeśli jednak któryś z nas wchodzi w kombinezonie do strefy zagrożonej, to pomaganie mu bez dodatkowego zabezpieczenia w postaci drugiego kombinezonu byłoby złamaniem podstawowych zasad bezpieczeństwa. Pytasz o farbę – kolega w tej chwili podszedł do wraku, sprayem zaznaczył bezpieczną drogę dojścia do strefy zero dla zespołu, który pod nadzorem naszym oraz prokuratora rozpocznie tam tzw. śledztwo powybuchowe. Jeśli okazałoby się, że kolega w kombinezonie EOD podczas swojej pracy potrzebuje dodatkowego wsparcia, to jesteśmy tu po to, żeby mu go udzielić. Możemy np. posłać do niego robota na gąsienicach, gazomierz do badania składu powierza, rentgen do prześwietlania zawartości paczek, a nawet wyrzutnik pirotechniczny do neutralizacji niebezpiecznego przedmiotu. Prowadzimy z pirotechnikiem korespondencję radiową, odbieramy informacje. Gdyby znalazł się pod ostrzałem, to naszym zadaniem będzie zapewnić mu bezpieczeństwo. Wszyscy w tej chwili pracujemy jako zgrany zespół. On tam, w strefie zero, my tu – jako wsparcie.

Zespół Minersko-Pirotechniczny Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej i Aktów Terroru CBŚP to bardzo mała, za to zgrana komórka. Ciągle w ruchu – jeśli nie są na międzynarodowych ćwiczeniach, to sami prowadzą szkolenia lub pokazy. W międzyczasie biorą udział w realnych działaniach, głównie związanych z zatrzymywaniem najgroźniejszych przestępców. Grupy przestępcze używają i będą używać ładunków wybuchowych. Część z nich eksploduje i wówczas pirotechnicy z CBŚP jako pierwsi wejdą w to miejsce. Innym razem ładunki trzeba będzie zneutralizować lub rozbroić. Służba związana ze zwalczaniem terroru kryminalnego jest nieprzewidywalna, a to oni zawsze ostatecznie kontrolują sytuację. Jak wówczas, gdy zwykły mieszkaniec płockiego blokowiska wpadł na pomysł, żeby w mieszkaniu zbudować sobie bombę.

BUTELKI W LODÓWCE

– Kilka lat temu do naszego wydziału wpłynęła informacja, że pewien obywatel kupuje prekursory, z których można wytworzyć różnego rodzaju materiały wybuchowe, i warto to sprawdzić – wspomina pirotechnik CBŚP. – W tym miejscu należą się słowa uznania dla policjantów z Wydziału w Płocku Zarządu w Radomiu CBŚP, którzy postanowili człowieka zatrzymać, gdy ten wracał z zakupów do mieszkania. Gdyby zapukali do drzwi, prawdopodobnie podejrzewany mężczyzna otworzyłby je z wielkim hukiem. W mieszkaniu znaleziono wiele słoików z nieznaną zawartością, zrobiliśmy konsultacje.

Doradziliśmy, żeby niczego nie dotykać i najlepiej natychmiast opuścić lokal. Po przybyciu na miejsce przystąpiliśmy do przeszukania z wykorzystaniem urządzenia do badania substancji chemicznych.

– Gdy zajrzałem do lodówki, poczułem, jak robi mi się gorąco. Właściciel lokalu wypełnił ją dwudziestoma butelkami z płynnym materiałem wybuchowym, który już przy niewielkim wstrząsie mógł wywołać eksplozję i zniszczyć budynek – wspomina „Przemek”.

Mieszkanie było okablowane, wszystko było przygotowane do wysadzenia bloku. Zdążyli w ostatniej chwili. Potem znaleźli jeszcze czarny proch, spłonki i wiele innych substancji chemicznych, których można było użyć do produkcji materiałów wybuchowych.

Dopiero w trakcie śledztwa poznano motyw działania mieszkańca Płocka: mężczyzna nie znosił jednego ze swoich sąsiadów, choć wśród pozostałych miał opinię miłego człowieka. Postanowił, że wysadzi znienawidzonych ludzi w powietrze, tak po prostu, przez ścianę. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że przy okazji zmiecie z powierzchni połowę wielopiętrowego bloku? Być może tak, ale nie bardzo go to interesowało.

– Zgromadzonego materiału wybuchowego było tyle, że nasze czynności wspierali funkcjonariusze Sekcji Minersko-Pirotechnicznej SPKP w Warszawie. Trzema specjalistycznymi pojazdami przewieźliśmy zabezpieczony materiał na poligon w celu wykonania eksperymentu procesowego. Oczywiście wszystkie te czynności były wykonywane po wcześniejszym ewakuowaniu kilku budynków i szkoły – opowiada „Przemek”.

Bomba w szybkowarze

– Motywacje sprawców są ograniczone wyłącznie ich wyobraźnią. Przykład? Od pierwszych godzin braliśmy udział w głośnym medialnie śledztwie dotyczącym mężczyzny, który podłożył bombę w autobusie we Wrocławiu – wspomina pirotechnik CBŚP. – Sprawca popełnił błąd, pomylił proporcje i ładunek nie eksplodował z oczekiwaną przez niego siłą. Wykonany przez niego materiał wybuchowy, jak to określamy, spalił się wybuchowo. Bomba zbudowana z szybkowaru została wyniesiona z autobusu przez kierowcę, by kilka sekund później widowiskowo spłonąć. Już po zatrzymaniu przestępcy na polecenie prokuratury prowadzącej postępowanie, wraz z innymi funkcjonariuszami uczestniczącymi w postępowaniu zrobiliśmy eksperyment procesowy i wysadziliśmy taki sam ładunek, w takim samym autobusie. Tym razem dobraliśmy proporcje tak, jak zamierzał zrobić to sprawca. Pojazd został całkowicie zniszczony i porozrywany na strzępy, z pewnością zginęliby wszyscy pasażerowie i ludzie w jego pobliżu. Okolica zostałaby posiekana szkłem i metalowymi odłamkami. Tu motywem był okup za zaprzestanie terrorystycznej aktywności. Sprawca chciał kupić sobie sportowy samochód, jednak rodzice odmówili mu wsparcia finansowego. Postanowił, że dorobi sobie jako terrorysta. Nie wyszło.

Kontrolowane eksplozje

Wielu policjantów prewencji brało udział w interwencjach związanych z zabezpieczeniem niewybuchów z II wojny światowej, z odnalezioną u kogoś na posesji amunicją czy niebezpieczną kolekcją militariów. Najczęściej stosowana procedura to odizolowanie otoczenia policyjną taśmą i oczekiwanie na wojskowych saperów, którzy niebezpieczny artefakt zabierają i neutralizują na poligonie. Czy to jednak zawsze jest właściwy algorytm?

– Niestety nie – odpowiada „Przemek”. – Pierwszy błąd popełniają dyżurni lub ich przełożeni nadzorujący czynności na miejscu, a potem jest już najczęściej za późno na ratowanie sytuacji. Jeśli mamy do czynienia z amunicją czy przedmiotami wybuchowymi pochodzenia wojskowego (granatami, minami, pociskami artyleryjskimi itp.), które zostały odnalezione w przypadkowym miejscu, np. podczas prac budowlanych, to jest to faktycznie sprawa dla wojska. Ale jeśli taka rzecz zostanie już przez kogoś zabrana do mieszkania czy domu, to robi się z tego nielegalne posiadanie amunicji, materiałów wybuchowych. Powoduje to zagrożenie dla otoczenia.

Jeśli dyżurny wezwie saperów, to ci dowody w ujawnionej właśnie sprawie kryminalnej zabiorą i zniszczą. Taki kazus to właśnie sprawa dla nas. Wówczas zabezpieczamy np. taki pocisk artyleryjski i umieszczamy go w tzw. beczce, która stanowi wyposażenie naszego pojazdu. Zabezpieczony pocisk zostaje przewieziony na poligon w celu przeprowadzenia eksperymentu procesowego. Natomiast jeżeli podczas transportu na poligon dojdzie do eksplozji zabezpieczonego pocisku, to beczka zatrzyma gazy powybuchowe i odłamki. Po przyjeździe na poligon jesteśmy w stanie zabezpieczyć gazy w celu przeprowadzenia analizy, jaki materiał wybuchowy eksplodował. Odłamki dadzą nam mnóstwo danych na potrzeby prowadzonego postępowania. Prokurator będzie wiedział, czy pocisk mógł wybuchnąć, a jeśli tak, to z jakim skutkiem. Jeszcze wyjaśnię – ta beczka to po prostu pojemnik gazoszczelny, który jest umieszczony w pojeździe ciężarowym i służy do bezpiecznego transportowania różnego rodzaju materiałów i urządzeń wybuchowych.

Gdy kończymy rozmowę, policjant w kombinezonie melduje, że strefa zero, w której wybuchł samochód, jest bezpieczna. Po oznaczonej przez niego ścieżce w miejsce zdarzenia wchodzi prokurator z zespołem złożonym z dochodzeniowców i techników kryminalistyki z pobliskich jednostek Policji. Będą zbierać i zabezpieczać dowody. Na koniec „Przemek” zwraca uwagę na istotną kwestię: – Kombinezon EOD to kombinezon antyodłamkowy, nieantywybuchowy. Grube warstwy kewlaru zatrzymają odłamki, jednak nie zredukują ciśnienia wywołanego eksplozją. Jeśli ciśnienie będzie wystarczająco potężne, kombinezon przed nim nie ochroni. Naszym priorytetem będzie więc zapobieżenie eksplozji. A jeśli do wybuchu doszło wcześniej, bierzemy udział w procesie wykrywczym. Nasza wiedza pomaga udowodnić winę przestępcom i postawić ich przed sądem. Jesteśmy przecież policjantami.

Tomasz Dąbrowski

zdj. Jacek Herok, Tomasz Dąbrowski