Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Człowiek na pomniku

Policyjnych negocjatorów rzadko widać podczas pracy. 14 października 2023 r. zobaczyła ich cała Polska, a za sprawą reporterki zagranicznej stacji telewizyjnej być może nawet cały świat. Rankiem na pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku na placu Piłsudskiego w Warszawie wtargnął mężczyzna. Twierdził, że ma ze sobą bombę. Następnego dnia miały być wybory parlamentarne. Obowiązywała cisza wyborcza...

Poranek

– W większości byliśmy w domach bądź na zakupach – mówi A., szef nieetatowego zespołu negocjatorów Komendy Stołecznej Policji. – Dostaję telefon ze Stołecznego Stanowiska Kierowania, że jest potrzeba natychmiastowego skierowania zespołu negocjacyjnego do zdarzenia na pl. Piłsudskiego. Co się dzieje? „Mężczyzna wtargnął na pomnik i grozi, że zdetonuje bombę, którą ma ze sobą”. Natychmiast dzwonię do negocjatorów KSP i informuję, co się dzieje.

Informacja o zagrożeniu trafia także do Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”, w którym jest etatowa Sekcja Negocjacji. Stąd też wyruszają na miejsce działań negocjatorzy policyjni służby kontrterrorystycznej (NPSKT).

– Z żoną postanowiliśmy z rana wybrać się na zakupy, by zdążyć przed kolejkami – mówi D. – Patrzę, dzwoni A. Sam do siebie mówię, że skoro coś chce o tej porze, to jest ciekawie. „Mężczyzna stoi na pomniku, chce się wysadzić”. Okej... Żonie powiedziałem tylko, że zakupy dokończymy trochę później, a że sklep mamy niedaleko domu, by wróciła autobusem. Wsiadłem do samochodu i pojechałem na miejsce zdarzenia.

W około pół godziny zebrał się cały zespół. Jak zawsze w takich sytuacjach odbywa się szybka narada pod kątem podziału ról w zespole, który musi liczyć minimum trzy osoby, ale teraz jest liczniejszy i wzmocniony przez negocjatorów z CPKP „BOA”.  Pada pytanie, kto chce być „jedynką”, czyli negocjatorem bezpośrednio rozmawiającym z osobą na pomniku. Zgłasza się D. „Na pewno?” – dopytuje się A. „Na pewno” – odpowiada D.

– To musi być ten dzień, przekonanie, że jest się w stanie to udźwignąć – mówi D., czyli „Jedynka”.

Na miejsce przybywa dowódca Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Warszawie. To on będzie kierował działaniami i podejmował kluczowe decyzje. W oczekiwaniu na zebranie wszystkich tzw. komponentów, m.in. na przyjazd lekkiego transportera opancerzonego TUR, cały teren pl. Piłsudskiego i jego bezpośrednie otoczenie zostają zabezpieczone przez policjantów oddziałów prewencji, służb patrolowych i nie tylko.

W tym momencie na pl. Piłsudskiego przebywa tylko mężczyzna stojący na pomniku. Przyjeżdża TUR. Dowódca przeprowadza instruktarz bezpieczeństwa. Każdy negocjator zakłada kamizelkę kuloodporną i hełm kevlarowy. Zespół zbiera niezbędne informacje – jak mężczyzna dostał się na pomnik, jak się zachowywał, o tym, że krzyczał do policjantów, by się odsunęli, bo chce tylko negocjatorów, a wszystkich innych wysadzi w powietrze.

Południe

Dowódca wyznacza cel działań: „Rozwiązać tę sytuację jak najbezpieczniej”. Zespół buduje rozwiązania negocjacyjne dla „jedynki”, która będzie cały czas w TUR-ze. „Jedynka” ma najważniejsze zadanie, bo musi nawiązać kontakt z osobą i jest ryzyko, że będzie musiała wyjść z pojazdu. W pojeździe nie może być jedynym negocjatorem, dlatego wspiera go „dwójka”, która podrzuca najistotniejsze informacje zebrane przez pozostałych, kolejne tematy do rozmowy, tzw. wędki. Czasami negocjacje trwają 15 minut, ale bywa, że nawet wiele godzin bez przerwy.

– W tym przypadku nie było wielu tematów do rozmów, bo sprawca sytuacji kryzysowej miał swoje żądania. Chciał mieć media, wygłosić przemówienie, które sobie przygotował, i tak naprawdę cała rozmowa toczyła się wokół tych żądań – mówi A.

– Mówił, że chce złamać ciszę wyborczą i zgłosić przestępstwo w sposób medialny – mówi „dwójka”.

– To był jego cel.

– Szybko się zorientowaliśmy, że mężczyzna naprawdę dobrze się przygotował do swojej akcji. Wiedział, że na miejsce mogą przybyć negocjatorzy policyjni i że to oni będą dla niego najlepszym łącznikiem, dzięki któremu może udać mu się osiągnąć zamierzony cel – mówi A. – Niczego jednak nie mogliśmy być pewni, zawsze trzymamy się żelaznej zasady ograniczonego zaufania. Bywa tak, że człowiek znajdujący się w kryzysie jest kontaktowy, sprawia wrażenie, że chce porozmawiać, a w pewnym momencie odbiera sobie i innym to, co jest najcenniejsze. Życie…

Dlaczego mężczyzna wybrał taki punkt? Bo wiedział, że tam zaistnieje. Chciał kamer, mikrofonów i żeby transmisja była na żywo, w najbardziej znanych stacjach telewizyjnych.
Mężczyzna w jednej ręce trzymał przedmiot, który mógł być detonatorem, a w drugiej telefon, przez który z kimś się komunikował. Ponieważ twarz miał w znacznej części zasłoniętą kominem i deklarował, że chce pozostać anonimowy, negocjatorzy mieli problem z ustaleniem jego tożsamości. Zresztą w tym momencie nie było to tak bardzo istotne, bo wiedzieli tyle, ile potrzebowali.
Informacja o mężczyźnie stojącym na pomniku szybko trafiła do mediów i została opublikowana.

– Wiele razy znalazłem się w sytuacji, gdy nawiązałem z kimś rozmowę, a po chwili wokół mnie był gąszcz kamer i mikrofonów. Nauczyłem się pracować ze świadomością, że to, co robię, jest obserwowane. Koncentruję się na rozmowie i rozmówcy. Reszta mnie nie obchodzi, także nie czułem dodatkowej presji – mówi D.

Po około trzech godzinach od wtargnięcia mężczyzny na pomnik negocjatorom udaje się go nakłonić, by dobrowolnie z niego zszedł.

– Dokładnie z nim omówiliśmy, jak to wszystko będzie przebiegało i że musi się dostosować, bo mamy takie, a nie inne procedury – mówi szef, A.

Na nagraniach widać, że mężczyzna ostrożnie zszedł z pomnika, odłożył wszystko, co ze sobą przyniósł, i rozebrał się do samych slipek. Wtedy za osłoną tarczy balistycznej podeszli do niego policjanci służby kontrterrorystycznej i go zatrzymali.

Wieczór

Praca policyjnych negocjatorów 14 października nie skończyła się na pl. Piłsudskiego w momencie zatrzymania mężczyzny. Potem musieli jeszcze sporządzić dokumentację i razem usiąść, by omówić wszystko, co się tego dnia wydarzyło. Z jednej strony jest to wspólna analiza przeprowadzonych negocjacji, a z drugiej – forma rozładowania emocji, by bezpiecznie wrócić do swoich rodzin i móc normalnie funkcjonować.

– Po wszystkim wróciłem do domu, podziękowałem swojej żonie za wsparcie i wyrozumiałość – podsumowuje „jedynka”, D. – Mam wielką osobistą satysfakcję i bezcenne doświadczenie zawodowe po swojej stronie.

– Nie był to człowiek, którego znaliśmy wcześniej, a jaki będzie ciąg dalszy tej sprawy, tego nie wiemy. Zrobiliśmy to, co do nas należało. Naszym wielkim sukcesem było to, że nikomu nic się nie stało, także sprawcy – mówi szef, A.  – Czy to będzie mężczyzna na pomniku z bombą, czy ktoś inny w kryzysie i będzie chciał odebrać sobie życie, zależy nam na tym, żeby to życie uratować, bo PO PIERWSZE, CZŁOWIEK.

Andrzej Chyliński

zdj. KSP