Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Karambol

To nie było zdarzenie drogowe, jakich wiele każdego dnia. 16 stycznia nad ranem, na półkilometrowym odcinku drogi ekspresowej S74 między Cedzyną a Kielcami zderzyło się kilkadziesiąt samochodów. Feralnego poranka na szczęście nikt nie odniósł poważnych obrażeń, jedynie dwie osoby trafiły do szpitala. Jednak Policja i inne służby miały ręce pełne roboty.

Wieczorem aura była deszczowa, a nocą temperatura wyraźnie zaczęła spadać. Do godziny 4.00 było bezpiecznie, służby drogowe dokonywały wtedy inspekcji stanu nawierzchni. Nieco później, między godziną 5.00 a 6.00 mżawka i mgła osiadły na jezdni. Asfalt – choć nadal czarny – okazał się bardzo śliski, o czym już wkrótce miało przekonać się wielu kierowców.

Na tej drodze ekspresowej dopuszczalna prędkość wynosi 120 km/h. Z relacji świadków wynikało, że prawym pasem poruszały się pojazdy ciężarowe. Lewym jechał samochód osobowy prowadzony przez kobietę, która wyprzedzała ciężarówki. Z tyłu nadjechał z większą prędkością kolejny samochód osobowy. Próbował zwolnić, niestety stracił przyczepność i sunąc po drodze, uderzył w pojazd prowadzony przez kobietę. Czy kierowcy ciężarówek widzieli, co się stało? Trudno powiedzieć. Nie brali udziału w zdarzeniu, pojechali dalej.

DRAMATYCZNE INFORMACJE

Po zdarzeniu droga zaczęła się błyskawicznie korkować. Wiele osób po weekendzie wracało do pracy w Kielcach lub jechało dalej w głąb kraju. O godzinie 6.39 dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Kielcach otrzymał informację z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Ze zgłoszenia wynikało, że na S74 biały ford uderzył w tył innego pojazdu. Samochód zgłaszającej wpadł w poślizg i po obróceniu pozostał unieruchomiony na drodze. Osoba uskarżała się na ból w klatce piersiowej.

– To zdarzenie zostało zakwalifikowane jako wypadek, ponieważ wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia z obrażeniami osób. Dlatego na miejsce została zadysponowana załoga pogotowia ratunkowego, a także policyjny patrol z technikami wypadkowymi – mówi naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Kielcach nadkom. Przemysław Wójcik.

W międzyczasie z ekspresówki zaczęły dopływać coraz bardziej dramatyczne informacje. Rozbitych samochodów przybywało z każdą chwilą. Lokalne media, które opierały się na własnych źródłach informacji, podawały wciąż rosnące liczby rannych i rozbitych aut.

TO NIE KATASTROFA W RUCHU LĄDOWYM

Jak się okazało, nie było jednak aż tak źle, jak mogło wyglądać w pierwszej chwili. Kolejni kierowcy zbliżający się do miejsca zdarzenia, widząc, co się dzieje, uciekali na lewo i prawo, nierzadko uderzając w bariery energochłonne. Niektórzy odbijali się od tych samochodów, które już wyhamowały i się zatrzymały. Nielicznym kierującym udało się przecisnąć między uszkodzonymi pojazdami i pojechać dalej. Wszystkie służby ratunkowe dojechały na miejsce prawie jednocześnie z pierwszą załogą policyjną. Kierujący, którzy nie brali udziału w zdarzeniu i utknęli w zatorze, stworzyli korytarz życia.

Policyjny patrol, który najszybciej dotarł na miejsce, przekazał dyżurnemu pierwszą wiarygodną informację. Policjanci widzieli wiele unieruchomionych samochodów na znacznym odcinku drogi, zabezpieczyli miejsce, by nie doszło do kolejnych kolizji. Rozpoczęły się ustalenia, ile pojazdów w zdarzeniu brało udział. Naliczyli ich około 40. Opisy kierowców, którzy byli na miejscu, wyglądały dramatycznie. Jak relacjonowali niektórzy, widzieli tylko czerwone, migające światła stopu, i każdy próbował ratować się, jak tylko mógł.

– Gdyby zderzające się samochody skumulowały się, zdarzenie to mogłoby zostać zakwalifikowane jako katastrofa w ruchu lądowym. Na ponadpółkilometrowym odcinku tych zdarzeń w różnych sekwencjach naliczyliśmy ponad dwadzieścia. Według naszej wstępnej kwalifikacji było to 21 kolizji i jeden wypadek. Służby ratownicze rozłożyły specjalne namioty, zorganizowaliśmy miejsce dla poruszania się karetek i radiowozów, aby mieć dostęp do poszkodowanych. Myślę, że między innymi dzięki temu nie doszło także do najtragiczniejszej sytuacji, czyli zdarzenia ze skutkiem śmiertelnym – opowiadał naczelnik kieleckiej drogówki. Kilka osób trafiło do karetek pogotowia. Obrażenia mieli raczej powierzchowne, ale stres i emocje sprawiły, że potrzebowali opieki. Policjanci przystąpili w tym czasie do swoich czynności. Zadysponowano dwudziestu funkcjonariuszy ruchu drogowego do tej złożonej interwencji.

– Praktycznie od razu mogliśmy wykorzystać obecność trzech patroli będących w dyspozycji komendy wojewódzkiej. Tego dnia, a był to poniedziałek, w służbie było więcej funkcjonariuszy, niż czasem bywa w inne dni. Dlatego można było ich skutecznie wykorzystać w działaniach – mówi nadkom. Przemysław Wójcik, który także był na miejscu.  – Trochę to jednak trwało z uwagi na to, że każdą osobę trzeba było rozpytać, by ustalić dokładnie okoliczności udziału w zdarzeniu – dodał naczelnik.

WZOROWA AKCJA

Strażacy między rozbitymi samochodami rozstawili swoje namioty i ogrzewające dmuchawy. Wyziębione osoby, w stresie, pod kocami, siedząc na krzesełkach, czekały na zakończenie wszystkich czynności ze swoim udziałem. Kilka lat temu, gdy oddawano do użytku ten odcinek drogi, zorganizowano tu szkolenie na wypadek takiego zdarzenia. Przydało się, bo każdy świetnie wiedział, co ma robić.

Na drogach dojazdowych do ekspresówki policjanci wskazywali kierującym drogi objazdu. Zator miał 4 km długości, ale i on po pewnym czasie został rozładowany, a kierowcy ostrożnie wracali do ronda, z którego mogli kontynuować swoją podróż objazdem. Tylko samochody ciężarowe musiały czekać do uporządkowania drogi, gdyż nie miały możliwości zawrócenia na trasie.

– Jeżeli czynności były zakończone, kierowcy rozbitych pojazdów mogli zorganizować holowanie swoich samochodów. Wielu musieliśmy tłumaczyć, że Policja nie zabiera pojazdu, a każdy organizuje to na własną rękę. Co ciekawe, uczestnicy tego zdarzenia nie mieli wzajemnych pretensji, nie obwiniali się, raczej można mówić o solidarności i zrozumieniu sytuacji. Warto zauważyć, że wszyscy uczestnicy tych zdarzeń byli trzeźwi – dodaje nadkom. Przemysław Wójcik.

Wprawdzie w wydarzeniach brały udział dwa samochody ciężarowe, ale ich kierowcy nie byli sprawcami, a pokrzywdzonymi – to w nich uderzyły inne pojazdy. Gdyby w zatrzymujące się samochody wjechał rozpędzony TIR, mogłoby dojść do prawdziwej tragedii. Skończyło się na szczęście jedynie na dwóch rannych osobach. Z 21 kolizji osiem zostało zakończonych mandatami karnymi, w pięciu przypadkach policjanci zastosowali pouczenie. Osiem sytuacji trafiło do postępowania wyjaśniającego, czyli do ustaleń, kto i w jakim stopniu poniósł winę. Było kilka przypadków, w których ktoś z uczestników odjechał z miejsca. Wszystkie okoliczności będą jeszcze wyjaśniane.

– Zabezpieczyliśmy nagrania z dwóch kamer samochodowych. Będą one przekazane do dalszych postępowań i z pewnością ułatwią ustalenie kilku szczegółów. Prawdopodobnie dzięki jednemu z nich będzie możliwe ustalenie pojazdu, który odjechał. Według nas takich zdarzeń mogło być kilka. Według relacji uczestników były sytuacje, w których dochodziło do kontaktu pojazdów, jednak po upewnieniu się, że nie ma uszkodzeń kierujący odjeżdżali z miejsca. Nie wszyscy czekali na nasze przybycie. Przy tego typu zdarzeniach warto zachować szczególną ostrożność. Należy skupić się na bezpieczeństwie, uszkodzenia pojazdów nie są ważniejsze od naszego zdrowia i życia – wyjaśniał nadkom. Przemysław Wójcik. Gdy policjanci zakończyli swoje czynności, służby porządkowe posprzątały szkło i elementy pojazdów. O godzinie 13.00 ruch na trasie został przywrócony.

– Biorąc pod uwagę liczbę samochodów uczestniczących w zdarzeniu, to było największe od lat, a może nawet w historii, wydarzenie w ruchu drogowym na terenie województwa świętokrzyskiego. Możemy się cieszyć, że do szpitala nie trafiło więcej osób. Wszyscy funkcjonariusze wykazali się dużą empatią wobec uczestników tych zdarzeń, na miejscu Policja i inne służby zrobiły wszystko, co w tej sytuacji należało – mówi naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KWP w Kielcach nadkom. Artur Putowski.

Andrzej Chyliński, Kamil Tokarski