Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Pozbyć się rywala

Zdrada partnera, obsesyjna miłość i zazdrość, niemożność pogodzenia się z zerwaniem związku potrafią czasem popchnąć do zbrodni.

Doktor Maciej Szaszkiewicz, psycholog z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie twierdzi, że zazdrość jest motywem co szóstego zabójstwa w Polsce. Sprawcy często znajdują się w stanie ograniczonej poczytalności, ale nierzadko działają z premedytacją. Tak było w przypadku Jacka K., skazanego w 2012 r. przez Sąd Okręgowy w Świdnicy na 25 lat pozbawienia wolności.

Był w niej zakochany od czasów szkolnych, ale ona traktowała go dość lekceważąco. Była atrakcyjną dziewczyną, miała duże powodzenie u płci przeciwnej, więc niezbyt przystojny i trochę zakompleksiony Jacek w ogóle jej nie interesował.

ŚWIATA POZA NIĄ NIE WIDZIAŁ

„Świata poza nią nie widział” o Jacku K. i Magdzie S. mówili znajomi. On był cierpliwy i długo koło niej chodził. Wreszcie udało mu się osiągnąć cel. Zapraszał ją do kawiarni, kupował prezenty i powoli, powoli, stawali się parą. Bardzo się ucieszył, gdy zaszła w ciążę, i ponowił swoją, już wcześniej składaną, propozycję małżeństwa. Ale Magda nie chciała się z nim wiązać na stałe. Znajomi twierdzili, że jest z Jackiem z braku lepszych propozycji, bo tak naprawdę czeka na swojego księcia z bajki, który zapewni jej luksusowe życie.

Jednak gdy urodziła córeczkę, zamieszkali razem. Jacek bardzo się starał, opiekował się dzieckiem, pracował, oddawał Magdzie wszystkie pieniądze. Czasem nawet, narażając się na kpiny kolegów, pożyczał od nich pieniądze, żeby spełniać jej zachcianki. Ona jednak wciąż uważała, że Jacek jest ofermą, który nie potrafi zapewnić jej życia na takim poziomie, na jaki zasługuje.

Gdy pojawił się pierwszy książę z bajki, zostawiła córeczkę pod opieką rodziców i wyjechała z nim do Warszawy. Miłość skończyła się po kilku miesiącach, bo kiedy się okazało, że Magda jest w ciąży, partner ją opuścił. Bez mieszkania i pieniędzy musiała wracać do rodzinnego Strzegomia ze spuszczoną głową. Rodzice jej nie przyjęli, pozostawał tylko Jacek. A on, ku zdumieniu wszystkich, przyjął ją, zaakceptował także nie swoje dziecko i znów zamieszkali razem. Magda nie pracowała, zajmowała się córeczkami, a Jacek jak dawniej pracował po kilkanaście godzin na dobę, żeby zapewnić utrzymanie rodzinie.

NOWY KSIĄŻĘ Z BAJKI

Sielanka nie trwała długo. Na Facebooku Magda znalazła dawnego znajomego ze Strzegomia, który aktualnie pracował w Niemczech. Internetowy flirt rozwijał się coraz lepiej, wreszcie spotkali się, gdy Artur S. przyjechał do Polski w odwiedziny do rodziców. Magda tak zawróciła mu w głowie, że dał się namówić, żeby wrócić do Strzegomia. Gdy to się stało, kazała wyprowadzić się Jackowi, żeby mogła zamieszkać z Arturem.

Jacek prosił i błagał, żeby od niego nie odchodziła, groził, mówił, że nie może bez niej żyć, że popełni samobójstwo. Na nic się to nie zdało, w końcu poddał się i zrobił tak, jak chciała Magda, wciąż jednak mając nadzieję, że znudzi się jej nowa miłość i do niego wróci, tak jak poprzednio. Wyprowadził się, ale codziennie odwiedzał swoją i przybraną córkę, tym samym codziennie mógł widywać się z Magdą. Nowy partner jego ukochanej traktował go życzliwie, cenił jego zaangażowanie w wychowanie dzieci i prawie się zaprzyjaźnili. Wyglądało na to, że Jacek pogodził się z porażką. On tymczasem coraz częściej myślał, jak pozbyć się rywala.

Trudno stwierdzić, w którym momencie w głowie Jacka zapadła decyzja, żeby pozbyć się Artura ostatecznie. Pierwszym sposobem miało być otrucie konkurenta. Podczas jednej z wizyt Jacek dosypał Arturowi do herbaty preparat, który zdobył dla niego jeden z kolegów, a który rzekomo miał być silnym narkotykiem. Środek nie zadziałał, jak się okazało, był zwykłym lekiem przeciwbólowym. Jacek zaczął więc rozmyślać o użyciu broni, ale szybko odrzucił ten pomysł, bo doszedł do wniosku, że zdobycie broni jest zbyt trudne i ryzykowne. Wymyślił więc pozbycie się rywala za pomocą innych dostępnych narzędzi. I szczegółowo opracował plan. Potrzebny był tylko samochód, a samochód miał jego kolega Grzegorz Z.

DWIE STÓWY NA GŁOWĘ

Wtajemniczył Grzegorza oraz swojego najlepszego kumpla Bartka. Współczuli mu sytuacji, w której się znalazł, i uważali, że intruzowi należy się nauczka. Zaproponował im po dwie stówy na głowę za pomoc w wywiezieniu Artura do lasu i tam załatwieniu sprawy. Artur dał się zaprosić na piwo, wszyscy trzej mężczyźni czekali na niego w samochodzie przed domem. Kiedy samochód wyjechał z miasta, zorientował się, że coś jest nie tak, ale było już za późno. Zatrzymali się na pustej drodze, kazali mu wysiąść, obezwładnili go i związali. Artur błagał o litość, obiecywał, że odejdzie od Magdy, że wyjedzie do Niemiec i nigdy już tu nie wróci. Nic to nie pomogło, skrępowanego wrzucili do bagażnika i pojechali do lasu. Tam wywlekli go z samochodu, kopali, bili łomem i metalowym przecinakiem, aż stracił przytomność. Leżącemu bezwładnie na ziemi Jacek K. poderżnął nożem gardło…

Potem przeszukał kieszenie ofiary i zabrał jego telefon komórkowy – wiedział, że będzie mu potrzebny w dalszej części planu. Wspólnie zawlekli zwłoki do pobliskiego głębokiego rowu, przysypali igliwiem i gałęziami, i odjechali. Po drodze kolejno wyrzucali w lesie narzędzia zbrodni.

Plan się powiódł, jednak Jacek K. był niespokojny, obawiał się, że zwłoki mogą zostać wywleczone przez zwierzęta. Nocą wrócił na miejsce zbrodni, przykrył zwłoki znalezionym kawałkiem eternitu i przysypał ziemią. Przypuszczając, że Magda będzie się niepokoić, gdy Artur nie wróci na noc, z jego telefonu wysłał do niej sms-a: „Odchodzę od ciebie. Postanowiłem wyjechać i już nie wracać. Nie dzwoń”.

Z NISKICH POBUDEK

Zaginięcie Artura zgłosiła rodzina. Wiadomo było, że 5 kwietnia urwał się z nim wszelki kontakt i choć Policja szybko trafiła do Magdy i zapoznała się z sms-em, którego otrzymała rzekomo od Artura, to jednak nic nie wskazywało, że mężczyzna naprawdę wyjechał. Poszukiwania trwały prawie miesiąc, wreszcie zwłoki znalazł w lesie policyjny pies tropiący. Wszystko wskazywało na to, że sprawcą zbrodni może być Jacek, ale nie zastano go w domu. Policjanci zatrzymali jego kumpli – Grzegorza Z. i Bartłomieja G., a Jacka K. zatrzymano kilka godzin później na lotnisku, kiedy próbował uciec z Polski. Grzegorz Z. oraz Bartłomiej K. długo nie przyznawali się do współudziału w zbrodni, twierdząc, że ich intencją było tylko nastraszenie rywala ich kolegi, natomiast Jacek K. od razu po zatrzymaniu przyznał się do zamordowania Artura S. i opowiedział przebieg zdarzenia.

Wszyscy trzej zostali skazani na karę 25 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie dopiero po 20 latach. Uzasadniając wyrok, sędzia stwierdził, że chociaż przyczyną zbrodni było zachowanie Magdaleny S., to nie jest ono żadną okolicznością łagodzącą, i uznał, że wszyscy oskarżeni działali z niskich pobudek.

ELŻBIETA SITEK