Po pięciu latach od zbrodni i trwającym dwa i pół roku procesie 26 stycznia 2021 r. Kajetan P. został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na dożywocie. Wyrok nie jest prawomocny.
NIETYPOWA ZBRODNIA
27-letni Kajetan P., student i pracownik biblioteki, postanowił dokonać zbrodni, jeszcze nie mając wytypowanej ofiary. Została nią osoba zupełnie przypadkowa, której wcześniej nie znał i nigdy nie widział. Na lektorkę języka włoskiego Katarzynę J. trafił za pośrednictwem ogłoszenia na stronie internetowej. Umówili się telefonicznie na lekcję w jej mieszkaniu na warszawskiej Woli. Zabił ją kilkoma ciosami noża w szyję od razu po wejściu, w przedpokoju, potem odciął jej głowę, poćwiartował zwłoki, włożył je do worka i plecaka, a potem zamówił taksówkę
Kiedy taksówkarz zauważył krew na plecaku, Kajetan powiedział mu, że wiezie „świeże mięso z dzika”. W swoim mieszkaniu na Żoliborzu, które wynajmował razem z kolegą, spakował się do podróży, po czym podpalił worek ze zwłokami i wyszedł. Wyjął wszystkie pieniądze z konta, pojechał pociągiem do Poznania, a stąd przez Niemcy i Włochy udał się na Maltę. Wynajął pokój w hotelu w La Valetcie i zamierzał przedostać się do Tunezji.
Tymczasem krótko po opuszczeniu przez niego mieszkania sąsiedzi zauważyli pożar i wezwali straż pożarną. Po wejściu do pomieszczenia strażacy odkryli, że pali się duży worek. W środku znajdowało się ciało młodej kobiety bez głowy. Głowę znaleziono w innym pomieszczeniu, ukrytą w plecaku.
– Tego typu sprawców, którzy rozkawałkowali i przenosili zwłoki, opiniowałem wielokrotnie – powiedział w programie telewizyjnym psychiatra i biegły sądowy Jerzy Pobocha. – Ale żeby ktoś zawiózł do swojego mieszkania zwłoki i podpalił, wiedząc, że mieszkańcy zaalarmują straż pożarną i zostanie zidentyfikowany, to takiego przypadku w dziejach polskiej kryminologii nie było.
– To jest niebywała bezczelność, może chorobowa, żeby taksówką przewieźć zwłoki w paczkach, z których cieknie krew, i nie wpaść w popłoch. On sobie zdawał sprawę, że takiej zwykłej osobowości jak taksówkarz do głowy nie przyjdzie, żeby ktoś woził zwłoki taksówką – stwierdził kryminolog dr Paweł Moczydłowski.
TROPEM MORDERCY
Natychmiast po ustaleniu zabójcy ruszyły policyjne poszukiwania. Sprawdzenia monitoringów przyniosły informację, że Kajetana P. zarejestrowały kamery na dworcu Centralnym w Warszawie, następnie na Dworcu Głównym w Poznaniu. Do poszukiwań przystąpiła grupa funkcjonariuszy z Wydziału Ochrony i Poszukiwań Osób KWP w Poznaniu. Ustalono, że w jednym ze sklepów na dworcu Kajetan kupił kurtkę, w innym okulary, i tak zmieniwszy nieco wygląd, wsiadł w pociąg do Berlina. Tam w ślad za nim dwoma samochodami udali się policjanci: trzech „poszukiwaczy” z Poznania i trzech funkcjonariuszy z centrali CBŚP.
Jednocześnie wystawiony za Kajetanem P. europejski nakaz aresztowania i tzw. czerwona nota Interpolu trafiły do 190 krajów. W Berlinie polscy policjanci skontaktowali się z niemieckimi kolegami, a ci mieli już informację, że poszukiwany mężczyzna był widziany w autobusie w Bolonii.
– Natychmiast ruszyliśmy do Włoch. W Bolonii czekał na nas łącznik włoskiej policji do współpracy międzynarodowej. Po kilku godzinach dostaliśmy wiadomość, że Kajetan P. nocował w hotelu pod Rzymem, ale już go tam nie ma. I zaraz potem przyszła informacja, która nas zelektryzowała – poszukiwany przebywa w La Valetcie na Malcie! Ustalono to na podstawie jego logowania się do poczty internetowej. Bez zwłoki, właściwie bez odpoczynku, ruszyliśmy w jego kierunku. Najpierw promem na Sycylię, potem kolejnym promem na Maltę – opowiada policjant z poznańskiego Wydziału Ochrony i Poszukiwań Osób KWP.
W porcie czekał na nich powiadomiony wcześniej przedstawiciel maltańskiej policji, która już wiedziała, że Kajetan P. przypłynął promem do La Valetty pięć dni wcześniej, bo zarejestrowały go portowe kamery. Ustalenie, w jakim pensjonacie się zatrzymał, nie trwało zbyt długo. Gdy polscy policjanci w towarzystwie maltańskich kolegów tam się zjawili i powiedzieli, kogo szukają, właścicielka była zszokowana. „Kulturalny, młody człowiek”, jak go określiła, przedstawił się jako turysta z Niemiec, wynajął pokój na pięć dni i właśnie dwie godziny przed przybyciem policjantów opuścił pensjonat. Gospodyni powiedział, że wszystko już zwiedził i rusza dalej w podróż. Być może do Afryki Północnej.
Policjanci znowu ruszyli wskazanym tropem. Ustalili, że Kajetan był w ambasadzie Tunezji i próbował załatwić możliwość wjazdu do tego kraju bez paszportu, który rzekomo zgubił. Odprawiono go jednak z kwitkiem.
– Te ustalenia dokonywały się bardzo szybko, zakładaliśmy więc, że Kajetan P. nadal jest w mieście. Maltańscy koledzy wskazali nam najważniejsze ciągi komunikacyjne i rozpoczęliśmy penetrację. Byłem razem z kolegą i maltańskim policjantem na głównym dworcu autobusowym, gdy w pewnym momencie zauważyliśmy z daleka mężczyznę z plecakiem w charakterystycznej kurtce z pomarańczowym kapturem. Szedł w kierunku zabytkowej bramy w pobliżu portu. Ruszyliśmy za nim. Zatrzymanie nastąpiło błyskawicznie. Został obezwładniony, przeszukany, w kieszeni miał nóż. Był całkowicie zaskoczony.
– Skąd jesteście? Jak mnie znaleźliście? – spytał.
– Z Poznania. Znaleźlibyśmy cię wszędzie! – brzmiała nasza odpowiedź.
Nie odezwał się więcej. Był bardzo spięty, zachowywał się niezwykle czujnie, miałem wrażenie, że kombinuje, jak uciec. Doprowadziliśmy go do komendy policji. Nasza rola się skończyła. Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu – opowiada policjant.
Maltański sąd na podstawie europejskiego nakazu aresztowania nakazał ekstradycję Kajetana P. Kilka dni później został przewieziony do Polski wojskowym samolotem Casa.
NIETYPOWY SPRAWCA
W tej sprawie nie tylko sama zbrodnia jest nietypowa, jeszcze bardziej nietypowa jest osoba sprawcy. Wysoki, przystojny, o ujmującej twarzy, inteligentny, posługujący się piękną polszczyzną. Jednym z powodów, dla których zdecydował się na tę właśnie ofiarę, był fakt, że – jak później stwierdził – nauczycielka, lektorka, była osobą, z którą mógł nawiązać kontakt intelektualny i „nić porozumienia”.
Ten wyrafinowany morderca jest chłopcem z tzw. dobrego domu. Jego matka jest prokuratorem, ojciec architektem. Ukończył renomowane liceum w Poznaniu, potem filologię klasyczną na Uniwersytecie Warszawskim, zdobył licencjat z dziennikarstwa, znał niemiecki, angielski, hiszpański i łacinę. Był bardzo zdolny, wręcz, błyskotliwy, pisał wiersze i próbował swoich sił w konkursach poetyckich. Uwielbiał samotne podróże, jeździł do Hiszpanii i północnej Afryki – Maroka, Tunezji.
Próbował też pracy w kilku redakcjach, ale nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. Dużo czytał, o książkach często pisał na Twitterze. Fascynowała go postać Hannibala Lectera, bohatera książki Tomasa Harrisa „Czerwony smok” i powstałego na jej podstawie filmu „Milczenie owiec”. Fascynował go też problem kanibalizmu, pisał na ten temat teksty, które bezskutecznie próbował publikować w gazetach. W jednym z nich rozważał: „czy to nie zabawne, że ktoś patroszy nas, którzy patroszymy inne zwierzęta? Gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, jaka jest moralna różnica między zjedzeniem kurczaka a człowieka? Żadna”.
Szukał przykładów kanibalizmu w literaturze starożytnej. Napisał po łacinie wiersz na ten temat, który jest czystą apoteozą zbrodni.
NIETYPOWY MOTYW
Zatrzymany dwa tygodnie po dokonaniu zbrodni Kajetan P. przyznał się, że jej dokonał. W trakcie podróży powrotnej do Polski w samolocie zaatakował konwojującego go policjanta.
Podczas przesłuchania w prokuraturze nie okazywał żadnej skruchy i ze szczegółami relacjonował przebieg zbrodni. Jego wyjaśnienia były zbieżne z ustaleniami śledztwa, jak powiedział rzecznik prokuratury – „były obszerne i drastyczne”.
Pytany o motyw zbrodni powiedział m.in., że targały nim sprzeczne emocje, miał potrzebę „samodoskonalenia i pozbywania się swoich ludzkich słabości”. W ramach samodoskonalenia fizycznego prowadził intensywne ćwiczenia fizyczne i stosował głodówki, a doskonaląc się psychicznie, zerwał kontakt z rodziną, czytał, pisał, aż wreszcie na pewnym etapie uznał, że aby pozbyć się wszelkich słabości, musi zabić jakąś osobę, „żeby przekonać się, że życie ludzkie nie jest więcej warte niż życie świni czy komara”.
POCZYTALNY CZY NIE
W lipcu 2017 r. Kajetan P. usłyszał zarzuty zabójstwa, rozkawałkowania zwłok i czynnej napaści na policjanta. Proces rozpoczął się jednak dopiero w maju 2018 r., ponieważ sąd wcześniej uznał, że w akcie oskarżenia są braki.
Rozprawy toczyły się w sądzie na Bemowie, w specjalnej sali zapewniającej szczególne środki bezpieczeństwa, przystosowanej do najbardziej niebezpiecznych oskarżonych. Sąd zdecydował, że będą się odbywać z wyłączeniem jawności, ze względu na wyjątkowo drastyczny charakter zbrodni, ale także w związku z wyjaśnianiem kwestii zdrowia psychicznego oskarżonego.
Kluczowa w sprawie była ocena biegłych. W pierwszej opinii biegli psychiatrzy i psychologowie bez żadnych wątpliwości stwierdzili, że Kajetan P. jest niepoczytalny, a zatem nie rozumiał i nadal nie rozumie znaczenia swoich czynów. Ta opinia budziła wiele wątpliwości wśród prokuratorów, którzy uważali, że tak precyzyjnie przeprowadzona zbrodnia nie może być dziełem osoby niepoczytalnej. Powołano więc drugi zespół biegłych. Lekarze z Instytutu Psychiatrii i Neurologii przy ul. Sobieskiego uznali, że Kajetan P. cierpi na pewne zaburzenia, ale nie miał zniesionej poczytalności, a jedynie działał w warunkach „ograniczonej poczytalności”, co pozwalało postawić go przed sądem.
W styczniu 2018 r. na sali sądowej doszło do konfrontacji dwóch zespołów biegłych, którzy badali Kajetana P. Jedni i drudzy eksperci podtrzymali swoje dotychczasowe stanowiska.
WYROK
W tej sprawie sąd w pięcioosobowym składzie pod przewodnictwem sędzi Danuty Kachnowicz z Sądu Okręgowego w Warszawie spotykał się blisko 20 razy.
Kajetana P. bronił obrońca z urzędu, ponieważ chłopak zrezygnował z pomocy renomowanego adwokata, którego wynajęli mu rodzice, twierdząc, że będzie bronił się sam. Obrońca, opierając się na tej opinii biegłych, którzy twierdzili o niepoczytalności oskarżonego, chciał dla niego umorzenia postępowania ze względu na niepoczytalność i umieszczenia go w szpitalu psychiatrycznym.
Oskarżyciel z Prokuratury Okręgowej w Warszawie domagał się natomiast kary dożywotniego pozbawienia wolności.
Sąd przychylił się do drugiej opinii biegłych o ograniczonej poczytalności i 26 stycznia zapadł wyrok uznający Kajetana P. za winnego zamordowania Katarzyny J. Skazany został na dożywotnie więzienie, ponadto ma zapłacić rodzicom zamordowanej 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Przyjaciel bestialsko zamordowanej młodej kobiety powiedział: „Ten wyrok nie jest sprawiedliwy, bo nie ma sprawiedliwości za coś takiego. On nie zabił muchy czy świni, jak to określił. On zabrał cząstkę świata, czyjąś przyjaciółkę, czyjeś dziecko”.
ELŻBIETA SITEK