Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Zaginione losy

Po powstaniu listopadowym car Mikołaj w korespondencji z Paskiewiczem pisał: „Lękam się kobiet! Ten szatański naród zawsze działał przez nie (…)”. W historii Rzeczypospolitej kobiety wielokrotnie odegrały znaczącą rolę, choć nie pojawiały się w niepodległościowych opracowaniach. Żeby służyć w Legionach, przybierały męskie nazwiska i zakładały męskie mundury. Wywalczyły prawa polityczne, zmiany w kodeksie cywilnym i częściową niezależność, nie musiały np. mieszkać już przy mężu.

W tej grupie odważnych i ofiarnych kobiet nie brakowało policjantek, choć ich zaginione losy ciągle czekają jeszcze na odkrycie. W 95. rocznicę powołania policji kobiecej warto przypomnieć choć kilka sylwetek wplecionych w wir historii.

Pierwszeństwo przyjęcia do policji kobiecej miały kandydatki, które w czasie I wojny światowej lub w okresie walk o granice II Rzeczypospolitej przeszły odpowiednie przeszkolenie wojskowe i miały do czynienia ze służbą wywiadowczą. Po powołaniu policji kobiecej w 1925 r. na łamach tygodnika ilustrowanego dla kobiet „Bluszcz” rozgorzała dyskusja na temat roli kobiet i ich udziału w obronie porządku i prawa. „Dotychczas nie wykorzystywały społeczeństwa tych wartości kobiety, wykorzystywały raczej jej słabość fizyczną, odsądzając ją niejednokrotnie od praw człowieka i obywatela. Może to nie wyłącznie wina mężczyzny, może to tylko okres przewagi siły fizycznej nad siłą moralną, może to i współwina kobiety. Jest w tem dużo prawdy, że dopóki kobieta sama nie wyzwoli się, trudno będzie ją wyzwolić społeczeństwu. Tak mówi polskie społeczeństwo, które pragnie widzieć w kobiecie towarzyszkę mężczyzny, matkę rodziny i obywatelkę Państwa bez żadnych ograniczeń i które pragnie, by kobieta była duszą jego rycerskiej duszy”. Jednocześnie, od momentu powstania i udziału ponad 2500 kobiet żołnierzy w wojnie 1920 r. podkreślano ich dodatni wpływ na poziom ogólnego morale wojska. O waleczności kobiet zaświadczyć może też przyznanie 319 z nich najwyższego polskiego odznaczenia wojskowego – Orderu Wojennego Virtuti Militari.

SPÓŹNIONA MOBILIZACJA

„A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne, przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami! Musimy myśleć tylko o jednym: Walka aż do zwycięstwa!” – usłyszeli Polacy 1 września 1939 r. w radiowym komunikacie.

System policyjny II RP należał do najsprawniejszych w Europie. Decyzja o wcieleniu policji do zadań wojskowych nastąpiła bardzo późno, bo dopiero 10 września 1939 r. Historycy próbują wyjaśnić tę destabilizację i opóźnianie decyzji istnieniem dywersji niemieckiej w kierowniczych kręgach ministerstwa spraw wewnętrznych. Zablokowano bowiem gwarantowane prawem (na mocy rozporządzenia z 6 marca 1928 r.) włączenie policji do wojskowego systemu obronnego kraju. Wyjątek stanowił stołeczny garnizon policyjny, którego szefowie – podinsp. Marian Kozielewski i mjr Bolesław Buyko – odmówili posłuszeństwa i próbowali zahamować ewakuację policji, ryzykując sądem wojennym. Na podstawie decyzji premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego większość okręgów policyjnych została ewakuowana na wschód. Początkowo punktem koncentracji funkcjonariuszy z okręgów północno-zachodnich był Chełm, a później Kowel. Z kolei policjanci z województw południowo-zachodnich wycofywali się w kierunku Tarnopola. A co z policjantkami, które rozmieszczone były w 15 miastach? We wrześniu 1939 r. Stanisława Paleolog wraz ze sztabem Komendy Głównej Policji Państwowej została ewakuowana na Wołyń. Policjantki z VI Brygady wcielono do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. bryg. Franciszka Kleeberga, którego pierwsza policjantka Rzeczypospolitej była kurierką, a jej adeptki – sanitariuszkami.

– W drodze na Kowel – podaje w swojej relacji gen. dyw. Władysław Jagiełło, wówczas podchorąży i dowódca plutonu ckm 83. pp – doszła do nas wiadomość o wkroczeniu wojsk sowieckich na nasze tereny wschodnie. Cofające się oddziały z Pińska i Kowla opowiadały, że bolszewicy rozbrajają naszych żołnierzy i zamykają do obozu. Wiadomość o wkroczeniu wojsk rosyjskich przyjęliśmy z wielkim wzburzeniem. „Nóż wbity w plecy” – te słowa były na ustawach wszystkich” (CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. Nr 646).

W sierpniu 1939 r. korpus PP liczył 30 774 funkcjonariuszy (oficerów, szeregowych, kandydatów kontraktowych). Lata 1939–1945 przeżyła niespełna połowa z nich.

ZAGINIONE LOSY

O chaosie mobilizacyjnym może poświadczyć historia funkcjonariuszki Aliny Godlewskiej (z d. Fabian), o której pisaliśmy kilka lat temu („Policja 997” 2009, nr 3):

– Mama, idąc w tłumie uchodźców, uświadomiła sobie nagle bezsens tej wędrówki – opowiadała córka policjantki. – Powiedziała do koleżanki: gdzie my właściwie idziemy? Mamy iść na wschód, ale ja nie mam rozkazu miejsca, gdzie mam się zgłosić, do kogo? Zdecydowała, że wraca do Legionowa, gdzie mieszkała. Alina Fabian została powołana do Polnische Polizei. Przez całą okupację pracowała w obyczajówce. Nie nosiła munduru, ale miała odznakę. Pomogła wielu ludziom, np. schwytanym podczas łapanki. W 1942 r., już po ślubie ze Zdzisławem Godlewskim, na strychu domu w Legionowie ukrywała Żydówkę z dzieckiem. Wszystko było tak zakonspirowane, że nikt niczego się nie domyślił. W ogrodzie przy domu był punkt przerzutowy, gdzie dostarczano olej do maszyn poligraficznych, swoje zbiórki organizowali harcerze. Dzięki temu, że mama pracowała w Polnische Polizei, był to bezpieczny teren do takich działań.

W utworzonym przez Niemcy Generalnym Gubernatorstwie wszyscy byli funkcjonariusze Policji Państwowej mieli bezwzględny nakaz podjęcia pracy w Polnische Polizei. Również Stanisława Lenk, której syn Hubert uczestniczył w akcji pod Arsenałem w marcu 1943 r. i został zakatowany przez Gestapo, służyła w wojennej formacji policyjnej. Podczas wojny funkcjonariuszki zajmowały się najczęściej sprawami obyczajowymi. Większość z nich równolegle działała w konspiracji.

Szefowa policji kobiecej Filipina Paleolog w swojej książce „The Women Police of Poland. 1925 to 1939” wspomina krótko Wandę Rutkowską, która odpowiadała za stołeczną izbę zatrzymań dla dzieci. „Warszawska instytucja była dla innych wzorem zastosowanych metod i panującej tam przyjemnej atmosfery. Spokojna, opanowana, lubiąca swoją pracę i dzieci, pracowała z największym oddaniem i dołożyła wszelkich starań, aby uratować jak największą liczbę dzieci” – pisze F. Paleolog. Wanda Rutkowska, według opisu szefowej policji kobiecej, podczas niemieckiej okupacji działała w Armii Krajowej. Na listach proskrypcyjnych funkcjonariuszy Policji Państwowej sporządzanych przez NKWD, pojawia się nazwisko st. przodownik Wandy Rutkowskiej urodzonej 11.VII.1903 r., z domu Makowska, z miejscem zamieszkania Wilno, ul. Łakrełowa 5 m. 1. Na tej liście przeciwników politycznych ukaranych śmiercią lub objętych innymi represjami, z okręgu warszawskiego, białostockiego i wileńskiego, jest 68 nazwisk funkcjonariuszek, pracowników kontraktowych, registratorek i kancelaristek Policji Państwowej.

Z kolei dwie inne policjantki z Wilna już we wrześniu były internowane, najprawdopodobniej w Wilejce, mieście powiatowym województwa wileńskiego.

Losy powojenne funkcjonariuszy i funkcjonariuszek Policji Państwowej, którzy przeżyli, również nie należały do łatwych. Wiele osób się ukrywało, wiele wyemigrowało z powodu aresztowań. Szefowa przedwojennych funkcjonariuszek ukrywała się przed Urzędem Bezpieczeństwa, pracując w Instytucie Higieny Psychicznej w Zagórzu-Dworze i jako nocna dozorczyni w szpitalu dla dzieci w Zakopanem. A w sierpniu 1946 r. wyemigrowała najpierw do Włoch, a później do Anglii. Alina Godlewska pracowała jako nauczycielka języka angielskiego i prowadziła świetlicę dla młodzieży w Legionowie.

W dodatku do książki napisanej przez komisarz Filipinę Paleolog znalazły się wspomnienia policjanta o inicjałach F.R. z Wydziału Kryminalnego, który w 1935 r. pracował w Brygadzie Kobiecej w Wilnie:

„Teraz, kiedy piszę te słowa, wspomnienia wywołują łzy w moich starych oczach. Kiedy czasem kilka młodszych dziewcząt się kłóciło, biegły do mnie od razu, a ja cierpliwie słuchałem jednej i drugiej, i cierpliwie nakłaniałem je do nadrobienia zaległości. Kto wie, w jakich okolicznościach teraz żyją, być może potrzebują pomocy. Choć muszę pomagać swojej rodzinie w Polsce, zawsze udałoby mi się znaleźć coś, żeby pomóc koleżankom”.

IZABELA PAJDAŁA

zdj. NAC