Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Tajemnice Prezydium Policji

Gmach Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu ma długą i pełną tajemnic historię. Oprócz tego, że jest jednym z najbardziej reprezentatywnych budynków na Dolnym Śląsku, perłą architektoniczną dwudziestolecia międzywojennego, historycy wiążą go z legendą złotego pociągu i zabójstwem Jaroszewiczów. Zacznijmy jednak od początku.

ARCHITEKTONICZNA PERŁA

Zlokalizowany przy ul. Podwale 31/33 monumentalny budynek o zwartej bryle wybudowany został w latach 1926–1928 na terenie dawnego ogrodu należącego do wpływowej rodziny bankierów – Eichbornów. Wówczas mieścił się przy ulicy Schweidnitzer. Teren pod budowę gmachu Prezydium Policji był na tyle grząski, że niemieccy budowniczowie wykorzystali do utwardzenia go i posadowienia 2550 pali o łącznej długości 19 730 m. Najdłuższe pale dochodziły do 12 metrów.

Zachowany do dzisiaj w niezmienionym kształcie gmach to niemal 100 tysięcy metrów sześciennych kubatury. Zgodnie z niemieckimi wytycznymi, według których szeregowemu urzędnikowi przysługiwało jedno okno, kierownikowi dwa, a naczelnikowi policji trzy, budynek wyposażono w pięćset dziewięćdziesiąt okien. Budynek ma pięć kondygnacji i pięć wewnętrznych dziedzińców. Na największy wjeżdża się od ulicy Druckiego-Lubeckiego. Cztery mniejsze miały za zadanie zapewnić dostęp światła dziennego do korytarzy i pokoi służbowych oraz pełnić funkcję dziedzińca więziennego i mieszkalnego. W niemieckiej siedzibie Prezydium Policji były dwie centrale telefoniczne, windy, w tym jedna dla interesantów, oraz czujniki przeciwpożarowe połączone bezpośrednio ze strażą pożarną. Były tam też mieszkania służbowe dla urzędników aresztu, dyrektora biura centralnego, dozorcy i ekskluzywny, dwupoziomowy apartament dla prezydenta policji z osobnym wejściem od kameralnej strony ze względu na sąsiedztwo synagogi Opplera stojącej w pobliżu ulicy Łąkowej. Przy synagodze, zburzonej podczas Nocy Kryształowej, zaplanowany został w wewnętrznym skrzydle gmachu Prezydium areszt z osobnymi celami dla mężczyzn i kobiet. Według ówczesnych zaleceń ministerialnych areszt „powinien być rozwiązany na planie tak, aby nie zakłócać komunikacji pomiędzy poszczególnymi skrzydłami budynku i posiadać własny dziedziniec. Jego okna nie powinny być umieszczone od strony ulicy ani być widoczne z innych pomieszczeń gmachu”. Model ten funkcjonuje właściwie w całym budynku. Usytuowany po łuku sprawia, że nie sposób dostrzec osób na drugim końcu korytarza. W projekcie uwzględniono 36 cel pojedynczych i 13 cel zbiorowych dla mężczyzn oraz 20 cel pojedynczych i 8 zbiorowych dla kobiet. Charakterystyczny, wygięty kształt skrzydeł bocznych (łącznie jest ich cztery) sprawiał, że nie można było dostrzec, co się dzieje na drugim końcu korytarza.

Szkic koncepcyjny wykonał architekt rejencji wrocławskiej Rudolf Fernholz, a za kwestie artystyczne odpowiadał rządowy mistrz budowlany J. Malwitz. Projekt realizacyjny przypadł Pruskiemu Zarządowi Budownictwa Lądowego.

Każda z czterech elewacji gmachu posiada inny charakter, choć cała bryła jest ujedno-licona. Na uwagę zasługuje tu detal architektoniczny, każde lico budynku ma inny układ cegieł dekoracyjnie wykorzystanych, co pozbawia ten monolit nudy. Nawet rozety plafonowe, mimo że ujednolicone w formie, nie powtarzają się.

Ogromne wrażenie robi fasada budynku skierowana w stronę centrum miasta i którą jako jedyną można oglądać z większej odległości. Główne wejście o monumentalnym charakterze wyposażone jest w cztery gigantyczne filary zamknięte wewnątrz ostrołukowo, każdy o wysokości 13,1 metra, ozdobione ponadnaturalnej wielkości rzeźbami postaci stylizowanych na wojowników rzymskich. Sześciu wojowników górujących nad wejściem, każdy w innej pozie, ustawieni w kontrapoście z narzuconymi na silne torsy togami, zapowiadają reminiscencje starożytne, które zostały również wykorzystane wewnątrz budynku, tak modne w ówczesnym niemieckim ekspresjonizmie i sztuce art déco. Autorem rzeźb był berlińczyk Felix Kupsch.

Nie zachowały się niestety do naszych czasów rzeźby z brązu umiejscowione na przedłużonym cokole przy zbiegu dzisiejszych ulic Łąkowej i Podwale, blisko wejścia mieszkalnego prezydenta policji. Do gmachu wchodzi się dwubiegowymi schodami umieszczonymi w podcieniu filarów przez dwuskrzydłowe, bardzo masywne, wysokie i ciężkie drzwi wykonane z brązu. Po wejściu do budynku do tej pory uderza blask jasnej, zielono-turkusowej, szkliwionej ceramiki o formach krystaliczno-pryzmatycznych sięgającej sufitu. Repertuar form dekoracyjnych w stylu art déco wykorzystywany w budynku jest olbrzymi, w oczy rzucają się precyzja wykonania i wykorzystanie każdego elementu, który może rozproszyć koszarową nudę oraz oprócz funkcjonalności zaświadczyć o reprezentacyjności budynku. Właściwie wszystkie ściany, kolumny, pilastry, balustrady czy osłony grzejników są wykorzystane w dekoracyjny i niepowtarzający się sposób. W zastosowanej ornamentyce widoczne są wyraźne reminiscencje mezopotamskie i egipskie. Cały dobór kolorystyki oraz charakter wnętrz miały sugerować i podkreślić, że policja w republice weimarskiej nie była narzędziem represji: „(…) wszystkie administracyjne działania państwa służą temu, aby każdy mieszkaniec, świadomy połączonej w państwo wspólnoty ludowej, mógł być zadowolony, bezpieczny i otoczony opieką. Duża część tej doprawdy ojcowskiej pracy przypada policji, która ma gwarantować: spokój, bezpieczeństwo i porządek” – pisał we wspomnieniach prezydent policji Wilhelm Kleibömer. Zaświadczać o tym miały również dwie płaskorzeźby na ścianie wewnętrznego dziedzińca. Na jednej z nich policjant podnosi człowieka, który najprawdopodobniej wyszedł z baru „Pod Winogronem”, na co wskazuje napis „Zur Traube”. Bar „Zur Traube” był wówczas przy Neue Gasse 2. Na drugiej części płaskorzeźby zaś łapie złodzieja. Płaskorzeźby mogli oglądać aresztanci.

Uroczyste otwarcie z udziałem pruskiego ministra spraw wewnętrznych odbyło się 11 stycznia 1929 r. Pod tym adresem Polizei-präsidium funkcjonowało do kapitulacji Breslau datowanej na 6 maja 1945 r.

TAJEMNICA ZŁOTA

Zanim jednak Armia Czerwona zdobyła Twierdzę Breslau, jeszcze w 1944 r. zarządca miasta i gauleiter (szef okręgu organizacyjnego NSDAP) Karl Hanke wydał odezwę do mieszkańców Wrocławia o przynoszenie swojego majątku w depozyt. Banki, kościoły i muzea również objęte zostały odezwą. Pieniądze, złoto, srebro, biżuteria, sztućce, obrazy oraz papiery wartościowe Niemcy deponowali w drewnianych i metalowych skrzyniach w Prezydium Policji.

Ponoć składowane były w podziemnych kondygnacjach gmachu. A jak zabrakło miejsca, również w holu głównym i korytarzu I piętra. Piwnice Prezydium Policji pod koniec lat 30. przekształcone były w schrony pełne stalowych drzwi ze specjalnymi uszczelnieniami i urządzeniami filtrującymi powietrze. Miały mieć też tajemniczy korytarz połączony z nieistniejącym już gmachem dawnego muzeum przy placu Muzealnym i sąsiadującym z Policją gmachem sądu.

Skarb Twierdzy Breslau to jedna z najbardziej tajemniczych i nierozwiązanych zagadek. Do dzisiaj rozpala wyobraźnię wielu poszukiwaczy. Zima w 1945 r. była bardzo mroźna i śnieżna. Nie przeszkodziło to jednak Niemcom wysłać ciężarówki w Karkonosze lub Góry Sowie. Za misję ukrycia złota Wrocławia odpowiadać mieli standertenführer SS Egon Ollenhauer oraz hauptmann Herbert Klose z niemieckiej policji, który po wojnie uparcie trzymał się wersji, że podczas ukrywania skarbu spadł z konia, stracił przytomność i przeleżał w śniegu kilka godzin, nie wiedział więc, gdzie złoto dokładnie zostało schowane. Gdy w 1953 r. zainteresowały się nim służby bezpieczeństwa, prowadząc przeciwko niemu operację o kryptonimie „Baza”, wskazał ewentualne miejsca ukrycia złota: Śnieżka, Cieplice, Ostrzyca, Ślęża, zamek Grodziec, podziemia Twierdzy Kłodzkiej i góra Wielisławka. To właśnie podczas pierwszych przesłuchań pojawia się informacja o tajemniczym skarbie Twierdzy Breslau. Sam Klose zaraz po wojnie zamieszkał w pobliżu góry Wielisławki w Sędziszowie (pow. złotoryjski) i pracował jako weterynarz. Życiorys i śledztwo w sprawie Klosego, intrygującej postaci, są opisane w wielu publikacjach. W zachowanych aktach ze śledztwa i podczas wywiadów z dziennikarzami Klose zmieniał zeznania i zasłaniał się niepamięcią. Jak donosili jednak sąsiedzi, mimo skromnego trybu życia, kupił dwa samochody. Przyjeżdżali do niego również dosyć często Francuzi, Szwajcarzy i Niemcy. Herbert Klose zmarł w 1996 r. w Niemczech, gdy pojechał na chwilę do rodziny. Pochowany został pod Świerzawą.

Ostatnia głośna wyprawa poszukiwawcza złotego pociągu i skarbu Wrocławia III Rzeszy miała miejsce w 2015 r. Bez powodzenia. Być może złoto Twierdzy Breslau było tylko przykrywką do czegoś bardziej wartościowego, co chcieli ukryć Niemcy.

ZABÓJCZE AKTA?

W Radomierzycach, niedaleko Zgorzelca, stoi do tej pory pałac otoczony podwójną fosą. Jeszcze w 1944 r. Niemcy wzmacniali w nim stropy. W jednej z oficyn powstało opancerzone pomieszczenie przypominające bankowy skarbiec. Miały tam być zwożone tajne, zebrane w całej Europie, dokumenty, a przechowywane w Prezydium Policji. O randze i znaczeniu tych dokumentów świadczyło, że przechodziły przez biurko Waltera Schellenberga, szefa VI departamentu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Podobno w tych zbiorach znajdowało się ok. 300 tys. teczek, średnio po 250 stron każda, w tym 20 tys. teczek niemieckiego i francuskiego wywiadu wojskowego, 50 tys. sztabu, liczące 150 teczek akta francuskiego premiera Léona Bluma i archiwum rodziny Rothsildów oraz ogromny zbiór dokumentów dotyczących kolaboracji Francuzów z Niemcami.

W 2006 r. w tygodniku „Wprost” ukazał się artykuł Joanny Lamparskiej sugerujący, że zabójstwo małżeństwa Jaroszewiczów jest powiązane z dokumentami przechowywanymi krótko w Radomierzycach. Chwilę wcześniej Jerzy Rostkowski opublikował książkę „Radomierzyce: archiwa pachnące śmiercią”.

Piotr Jaroszewicz w 1943 r. został przyjęty do 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR, rok później został szefem Zarządu Polityczno-Wychowawczego 1 Armii WP. A 14 czerwca 1945 r. został zastępcą szefa Głównego Zarządu Politycznego WP. I to właśnie w czerwcu 1945 r. miał wcześnie rano dotrzeć do pałacu w Radomierzycach. Towarzyszyli mu płk Jerzy Fonkowicz – szef Oddziału II Głównego Zarządu Informacji WP i, najprawdopodobniej, późniejszy przewodnik sudecki Tadeusz Steć znający dobrze język niemiecki. Część historyków twierdzi, że Steciowi przypisano udział w wizycie w pałacu w okresie PRL-u. Niemniej z całą pewnością Steć znał się dobrze z Jaroszewiczem, który często przyjeżdżał do niego w Rudawy Janowickie i później do Jeleniej Góry.

Wróćmy jednak jeszcze do czerwca 1945 r. W ekipie Jaroszewicza był również „nasz człowiek w Abwehrze” mjr Władysław Boczoń – wówczas szef kontrwywiadu Wojsk Ochrony Pogranicza, którego biografia nadaje się na scenariusz filmowy godny kapitana Hansa Klossa.

Według relacji Stecia Jaroszewicz przeglądał wiele dokumentów, wybierał niektóre i wywiózł z pałacu trzy skrzynki akt. Fonkowicz wyjechał z Rodomierzyc pierwszy, a zaraz po jego wyjeździe pojawili się Rosjanie. Dokumenty ukryte w pałacu wywieźli do Związku Radzieckiego. W latach 90. opublikowane zostały wspomnienia wiceprzewodniczącego Komitetu Archiwów Rosji Anatola Prokopienki, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, co było w części akt będących w posiadaniu Rosjan.

Jaroszewicza, Fonkowicza i Stecia łączy nie tylko tajemnicze archiwum, ale i tajemnicza śmierć. Wszyscy trzej zostali zamordowani w okrutny sposób na początku lat 90. XX wieku. Boczoń zmarł wcześniej, 22 kwietnia 1984 r., w wyniku choroby.

DUCH MIEJSCA

Także dziś w gmachu Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu znajdujemy jeszcze ślady obecności niemieckiego Prezydium Policji. Gdzieniegdzie zachowały się wyblakłe już napisy. Drzwi wejściowe, wjazdowe i te w piwnicznych korytarzach wyglądają tak, jakby upływ czasu ich nie dotyczył. W czerwonej cegle na jednym z dziedzińców zachował się dosyć wyraźny napis „Feuer Melder” – sygnalizator pożarowy, a na metalowych drzwiach piwnicznych: „Vorschleuse”, czyli przedśluza. Nad głównym wejściem uważny obserwator dostrzeże prostą w formie literkę „I”, po niemieckim napisie „Polizei präsidium”. Piwnice zagospodarowane zostały dziś na magazyny i laboratorium kryminalistyczne. Ale zachowały się jeszcze miechowe napowietrzacze w schronie.

W dawnym areszcie znajduje się teraz PDOZ. Okna zewnętrzne zdobią misternie kute kraty w różne wzory. Na ścianach dziedzińców pozostały jeszcze wojenne ślady po kulach.

Przemyślana od samego początku koncepcja dała wyraz niewiarygodnej wręcz jakości i solidności wykonania. Obiekt bowiem po dziś dzień nie potrzebował żadnych gruntownych remontów, nie był odrestaurowywany. 92-letni budynek zaprojektowany dla niemieckiej policji nie stracił dotąd na ani na funkcjonalności, ani na reprezentacyjności. A historyczne tło dodaje mu tylko większej atrakcyjności.

IZABELA PAJDAŁA we współpracy z ARKADIUSZEM MAJCHERKIEM i MACIEJEM MUZYKIEM z KWP we Wrocławiu

zdj. Jacek Herok, www.polska-org.pl (https://polska-org.pl/716324,foto.html?idEntity=3345304), archiwum prywatne podinsp. Sławomira Banasika

Autorzy dziękują podinsp. Sławomirowi Banasiakowi, naczelnikowi Zarządu CBŚP we Wrocławiu za udostępnienie kolekcji pocztówek i zdjęć archiwalnych.

W artykule wykorzystana została publikacja: A. Markowska, A. Tomaszewicz, Budynek Prezydium Policji we Wrocławiu, t. 4. Gmach, pod red. J. Rozpędowskiego, Oficyna Wydaw. PWroc., 1998.