Rozmowa z Katarzyną Puzyńską – psycholog i autorką nie tylko bestsellerowej sagi kryminalnej o Lipowie, ale także opartych na wywiadach z funkcjonariuszami Policji książek „Policjanci. Ulica” i „Policjanci. Bez munduru”.
Napisałaś dwie książki o pracy Policji. Rozmawiałaś z wieloma policjantami z różnych zespołów. Jaki obraz Policji zobaczyłaś?
– W sumie miałam obraz Policji już wcześniej. Te książki powstały, ponieważ zaprzyjaźniłam się z policjantami, gdy pracowałam przy kryminałach o Lipowie. Jak rozmawialiśmy, miałam poczucie, że oni nie mają, gdzie i komu opowiedzieć o swojej służbie. Wydaje mi się też, że cywile często z wielu rzeczy nie zdają sobie sprawy. Ja z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy.
Coś Cię zaskoczyło podczas tych rozmów?
– Mam wśród przyjaciół policjantów. Więc może nie tyle zaskoczyło, co niektóre opisane w rozmowach sprawy bardzo utkwiły mi w pamięci. Trzeba pamiętać, że w tych książkach są prawdziwe historie. Ja zajmuję się fikcją, a tutaj policjanci mi opowiadali to, co naprawdę miało miejsce. Ważne było dla mnie, że słyszałam ton ich głosu, czasem nawet pojawiały się łzy. Więc wiele rzeczy zostało ze mną tak emocjonalnie.
Dla przykładu, co Ci utkwiło w pamięci.
– Na przykład policjant ruchu drogowego opowiadał mi o wypadku, gdzie ojciec zatrzymał się na autostradzie, bo dziecko się zakrztusiło. Było dwoje dzieci w fotelikach z tyłu, zjechał na pobocze. Jak otworzył drzwi, to akurat przejeżdżał TIR i… wiadomo co się stało. To są takie rzeczy, które zostają w człowieku.
Medyk sądowy z kolei w tej drugiej książce opowiadał o morderstwie w jednym z banków, gdzie kasjerki zostały zamordowane strzałem w tył głowy. Młode dziewczyny. Jedna z nich tego dnia dopiero co przyszła do pracy. Medyk mówił też o dzieciach. Z resztą nie tylko on. Policjanci często wspominają mi, że śmierć dzieci jest dla nich bardzo trudna.
Ale są też pozytywne rzeczy, takie jak na przykład uratowanie, kogoś, kto chce popełnić samobójstwo. Tu też jest bardzo dużo emocji – nawet jeśli zdarzenie zakończy się sukcesem. Jeden z policjantów, z tej książki o kryminalnych, pojechał na takie zdarzenie, gdzie dziewczyna powiedziała, że skoczy jak tylko zobaczy policjantów albo ratowników. Ponieważ oni byli bez mundurów, to ich tam wysłano. Do tej pory pamiętam jego słowa. Powiedział, że to był taki wąski pokój i… najdłuższe 4 metry w jego życiu. Bo musiał do niej dojść i spróbować ją ściągnąć z tego okna. Przemyślenia, co by było gdyby, przyszły dopiero potem.
Sporo jest tych opowieści, które mi zostały w pamięci. Tak jak powiedziała w drugiej książce policjantka pełniąca służbę jako policyjny psycholog – każdy funkcjonariusz, nawet ten najtwardszy w końcu trafi na sprawę, która może go złamać. A jeżeli nie złamać, to naprawdę poruszyć.
Właściwie wszyscy mówili o ryzyku…
– Zawsze boję się o tych wszystkich swoich kolegów i koleżanki. Tak naprawdę każdy policjant, każdego dnia wychodząc na służbę niestety jest narażony na niebezpieczeństwo. I myślę, że większość cywilów nie zdaje sobie z tego sprawy. Myślą o tym fotoradarze za krzakiem, a nie o tym, że ci ludzie ryzykują swoje życie. I to ryzykują często podczas takich zwykłych interwencji, nie tylko podczas akcji antyterrorystów jak w filmach. Podziwiam takich ludzi, którzy decydują się jednak na to, że wykonują taki zawód, który niesie za sobą to ryzyko. Myślę, że m.in. za to należy im się wielki szacunek.
Jak udało Ci się przekonać policjantów do tak dużej otwartości?
– Policjanci się przede mną otwierali, bo wiedzieli, że nie chodzi o robienie sensacji na siłę. Chciałam, żeby mieli szansę wypowiedzenia się, opowiedzenia o tym, co robią na co dzień i co z związku z tym czują i przeżywają. Ja w tych książkach jestem poboczną postacią, a oni są głównymi bohaterami. To są ich historie.
Dlaczego zaczęłaś serię „Policjanci” od funkcjonariuszy oddziałów prewencji?
– W „Policjanci. Ulica” zaczęliśmy od policjantów z szeroko pojętej pierwszej linii, czyli tych z patroli interwencyjnych, z ruchu drogowego, czy właśnie z oddziałów prewencji, bo mam wrażenie, że właśnie oni często są pomijani i niedoceniani. Druga książka „Policjanci. Bez munduru” dotyczy z kolei kryminalnych, dochodzeniowców, funkcjonariuszy CBŚP, techników, jest też medyk sądowy i psycholog policyjny.
A propos tego niedoceniania. Zaskoczyło mnie, kiedy ludzie (cywile) dziwili się na przykład, że wielu policjantów z prewencji to ludzie z wykształceniem wyższym. Czemu mieliby nie mieć wykształcenia wyższego? Więc chciałam od nich zacząć, żeby pokazać, że oni też mają bardzo ważną rolę, bo przyjeżdżają jako pierwsi, od nich się tak naprawdę zaczyna. To oni muszą w odpowiedni sposób zająć się sprawą na samym początku. Muszą mieć wiedzę z różnych dziedzin. Stykają się właściwie ze wszystkim, co jest możliwe. I często jest to bardzo trudne. Na przykład interwencje domowe, gdzie przyjeżdża się znowu do tego samego domu, a żona znowu jest pobita, ale znowu nie zgłasza. Człowiek chciałby coś zrobić, ale nic nie może i wie, że wróci tam znowu. To też nie jest łatwe psychicznie.
Wiemy, że to bardzo trudna służba i trzeba znaleźć gdzieś ujście dla tych sytuacji, w których się uczestniczy. Jako psycholog też poruszałaś ten temat w książkach.
– Moje osobiste zdanie jest takie, że warto jednak o tym wszystkim komuś mówić. Czy to jest żona, inna bliska osoba czy zaufani koledzy, to ważne, żeby czasem się wygadać i zrzucić trochę tych emocji z siebie.
W tej drugiej książce pojawił się też dosyć trudny temat odchodzenia na emeryturę. Ktoś przez całe życie żył w tej adrenalinie, kocha tę służbę mimo wszystko i nagle tego nie ma. Telefon przestaje dzwonić, nagle trzeba sadzić kwiatki na balkonie. To jest na pewno trudne. Wydaje mi się, że policjanci powinni znajdować sobie jakąś odskocznię, hobby, żeby nie żyć tylko i wyłącznie służbą.
W dwóch częściach „Policjantów” pokazujesz policję jako organ przede wszystkim pomagający.
– Tak, bo oni przecież pomagają. Żebyśmy my mogli chodzić bezpiecznie po mieście w nocy, to ktoś musi pilnować, żeby nie było takich, którzy nam uniemożliwią to chodzenie. Wydaje mi się, że czasami jest tak, że ludzie nie patrzą na to, że ci policjanci to jest np. Tomek, Janek czy ktoś inny, tylko widzą ten mundur i zaczynają patrzeć, jakby za tym mundurem był jakiś robot. A ja myślę, że ich bohaterstwo polega właśnie na tym, że są ludźmi. Mają swoje słabości, mają złe dni, jak każdy normalny człowiek, mogą być zmęczeni, wściekli, a jednak wychodzą na tę służbę i narażają się. Tym większa jest ich zasługa, że potrafią to przezwyciężyć w sobie. Zależało mi na pokazaniu, że po jednej i po drugiej stronie są ludzie i żeby ten wzajemny szacunek do siebie mieć. To jest przesłanie tych książek.
Obchodzimy jubileuszowy rok powołania Policji Państwowej, czego byś życzyła policjantom na kolejne sto lat?
– Cały czas myślę o tym, żeby im się nic nie stało, więc przede wszystkim życzę im, żeby ta służba była bezpieczna. To przede wszystkim. Tak jak mówią policjanci, żeby było tyle powrotów, ile było wyjazdów. Żeby nigdy nic im się nie stało. To jest najważniejsze. Jak uczestniczyłam w Centralnych Obchodach Święta Policji i tam dużo mówiło się o narażaniu życia, cały czas myślałam, żeby ich bronić, chociaż ja nie mogę nic przecież zrobić. Prędzej to oni broniliby mnie (śmiech). Ale tak na poważnie – chciałabym, żeby było jak najmniej tych tabliczek na Tablicy Pamięci. I tak jest ich za dużo.
I jeszcze życzę wszystkim policjantom, żeby mieli satysfakcję i radość z tej służby. Bo wtedy nie jest ważne, że jest trudno, że nie ma olbrzymich pieniędzy, ale jest radość, że się pomaga drugiemu człowiekowi. Żeby ktoś doceniał tę ich służbę.
IZABELA PAJDAŁA
zdj. Agata Adamczyk