Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Na tropie zabytków

Podkom. dr Marek Łuczak od prawie 20 lat jest policjantem i niemal połowę tego czasu poświęcił na odnajdywanie dzieł sztuki. Napisał też ponad 40 książek, w tym 26 o szczecińskich dzielnicach. I wydał trzy płyty z muzyką elektroniczną.

–Jest mało zawodów, które uważam za ważne, policjant jest jednym z nich. Historią, a właściwie historią sztuki, interesowałem się od dziecka, natomiast do Policji wstąpiłem w wieku 20 lat w trakcie studiów – mówi. – To było już prawie dwadzieścia lat temu i przez ten czas udało mi skończyć pedagogikę z informatyką, później politologię na Uniwersytecie Szczecińskim i obronić doktorat z historii.

Urodził się w Kaliningradzie, gdzie poznali się jego rodzice – pierwszy raz przyjechał do Polski jako dwulatek. W Rosji jeszcze mieszka jego 97-letnia babcia, do której często jeździł na wakacje: dziadkowie zabierali go na wycieczki do muzeów, od Kremla po Petersburg, mieli też ogromny księgozbiór. Dla Marka obcowanie z dziełami sztuki było więc oczywistością, ale i przyjemnością. I stało się jego sposobem na życie zawodowe i prywatne.

WIEDZIEĆ, CZEGO SZUKAĆ

Zaczynał jako dzielnicowy w północnych dzielnicach Szczecina, gdzie musiał szybko dorosnąć. Już wtedy ustalał losy zaginionych zabytków, zbierając materiały do swoich książek o historii szczecińskich dzielnic. Dzięki publikacjom i sukcesom w odnajdywaniu dzieł sztuki w 2007 r. zaproponowano mu pracę koordynatora ds. przeciwdziałania przestępczości przeciwko zabytkom w Wydziale Kryminalnym KWP w Szczecinie.

– Teraz moje stanowisko jest w Wydziale Prewencji – najważniejsze, by przy zabytkach umieć łączyć wiedzę i możliwości pionów prewencji i kryminalnego, działając osobno nie da się pracować efektywnie – zaznacza policjant.

W 2008 r. Marek Łuczak opracował pierwszy program rejestracji zabytków w zachodniopomorskich parafiach: był nowatorski, bo zakładał wykonanie bieżącej dokumentacji na wypadek kradzieży, poprawę bezpieczeństwa obiektów (także przeciwpożarową) i weryfikację stanu zabytków w obiektach sakralnych z dokumentacją urzędu ochrony zabytków.

– Znakujemy zabytki mikrohologramami z indywidualnymi numerami dla danej parafii. Do tej chwili udało mi się skontrolować ponad 600 kościołów i właśnie kończę ósmy powiat. Okazało się, że wiele kradzieży nie było zgłoszonych, a utracone zabytki nie były rejestrowane w bazach utraconych zabytków, bo te jeszcze nie funkcjonowały. Trzeba było to wszystko wyprostować, by wiedzieć, czego mamy szukać.

Kolejną rzeczą były zaginięcia zabytków w niewyjaśnionych okolicznościach, gdzie na jeden powiat przypada około 40–50 braków. W skali województwa urasta to do około 1000 obiektów, a w skali kraju – do kilkunastu tysięcy. Wtedy Marek wpadł na pomysł wydania książkowego katalogu strat zabytków dla woj. zachodniopomorskiego; publikacja była dostępna dla policjantów, proboszczów i osób zajmujących się ochroną zabytków. Rezultat to odzyskanie w ciągu roku siedmiu zabytków. Dodatkowo w książce znalazło się kilka rozdziałów dotyczących karnoprawnej ochrony zabytków, komentarze do przepisów i ich wykładnie. Wraz z rosnącą liczbą strat w 2012 r. wyszło nowe, niemal 600-stronicowe, wydanie. A potem powstały książki z katalogami strat dla poszczególnych powiatów, wszystkie są dostępne w internecie.

– Staram się włączać we wszystkie sprawy kryminalne dotyczące zabytków, co zajmuje wiele czasu. Sam odzyskuję poszukiwane zabytki, prowadzę szkolenia dla policjantów, realizuję programy rejestracji zabytków i staram się dużo publikować na ten temat, by upowszechniać wiedzę o skradzionych zabytkach i ich karnoprawnej ochronie. Ta wiedza jest potrzebna np. wśród detektorystów (tj. osób chodzących z wykrywaczami metali), większość to pasjonaci historii, którzy nie znają przepisów i procedur, jak to robić legalnie.

PRZYWRACANIE SZTUKI LUDZIOM

Dla Marka najcenniejsze odzyskane rzeczy to te, które potem można oglądać w muzeach lub udało się zwrócić prawowitemu właścicielowi. W tym roku odnalazł XVII-wieczny obraz z Flandrii, który skradziono w Szczecinie podczas usiłowania zabójstwa w 2014 r. (starszą panią pobito do nieprzytomności i zabrano obraz należący do jej zmarłego męża).

– Dla mnie odzyskiwanie dzieł sztuki to coś więcej niż kolejna trafiona rzecz czy statystyka, to przywracanie sztuki i nadziei ludziom.

Tematem, który, jego zdaniem, jest często bagatelizowany, a którego skala jest olbrzymia, jest rynek internetowy z falsyfikatami. Nazwiska znanych malarzy robią często wrażenie na kupujących, którzy myśląc, że trafili na superokazję, nabywają przez znane portale aukcyjne obrazy z... podrobioną sygnaturą autora. Nie czytają dokładnie opisów, a fałszerze stosują różne zabezpieczenia znaczeniowe, np.: „obraz sygnowany Kossak”, „jest to prawdopodobnie Weiss” lub „sygnatura wskazuje na Wyczółkowskiego”. Ci, którzy nie mają większego pojęcia o sztuce i jej rynku, nabierają się na takie kruczki, a prokuratorzy często nie dostrzegają złych intencji takich sprzedawców.

– By inwestować w sztukę, trzeba się na niej znać, poznać warsztat autora, dynamikę postaci, kolorystykę i tematy, które malował w różnych okresach życia. Jeżeli przeciętny Kowalski zabierze się bez merytorycznego przygotowania za inwestowanie w sztukę, jest skazany na porażkę.

Jednak niefrasobliwe bywają też muzea. Mogą przyjmować przedmioty od osób prywatnych i instytucji, które są własnością tych podmiotów. Zgodnie z prawem muzeum nie może jednak przyjąć od poszukiwaczy zabytku archeologicznego, będącego własnością Skarbu Państwa, bez względu na to, czy posiadali oni pozwolenie na poszukiwania czy nie. To wojewódzki konserwator zabytków podejmuje decyzję, do którego muzeum trafią odnalezione artefakty. Tylko on jest uprawniony do przyjęcia zbiorów i ich dalszej relokacji.

MUZYKA DO SZUFLADY

Drugą z pasji podkom. Marka Łuczaka jest komponowanie. Już jako nastolatek interesował się syntezatorami i tworzył muzykę elektroniczną – do szuflady. Starał się nadać dźwiękom klimat, by utwór przenosił emocje, nie chciał pisać banalnych szlagierów z nijaką treścią. Dopiero w 2016 r. odważył się wydać pierwszą płytę „Waiting for the night” jako Outsider. W tym samym roku wydał drugą „Broken”, a w tym roku trzecią „Tanger”, z których dochód jest przeznaczony na leczenie policjantek walczących z chorobą nowotworową: Kingi Szwedy i Eweliny Pustkowskiej.

– Sam określam siebie jako bardzo średniego muzyka, ale jestem w stanie zagrać na klawiszach każdą partię, którą mam w głowie, jak nie za pierwszym razem, to za dziesiątym mi się udaje. Umiem komponować i miksować muzykę, mam wiele lat praktyki, kilkanaście syntezatorów i procesorów w swoim małym studiu i efekty są bardzo przyzwoite. Współpracuję z kilkoma muzykami, często spoza Polski: przesyłam do nich sesje i pomysły przez internet, by dograli gitarę czy inny instrument. Wokal lubię nagrywać osobiście, bo to najważniejszy instrument i musi przenieść moje słowa i melodię tak, by oddać moje emocje.

Dotychczas współpracował z wokalistkami Malwiną Degórską i Klaudią Zając, a obecnie z Natalią Grzywacz. Często rozmawiają przed nagraniami, co Marek chce osiągnąć i pokazać. Policjant przyznaje, że choć nie umie śpiewać, to musi zawsze nagrać swój głos, by pokazać, jak widzi utwór. Później następuje cudowna chwila, gdy może go usunąć i nagrać głos wokalistek.

– Muzyka musi czemuś służyć, a jeżeli mogę komuś pomóc, realizując własne hobby, to co może być lepszego? Mam swoje wierne grono słuchaczy, wiele osób zapraszało mnie do współpracy, ale ze względu na pracę nie dałbym po prostu rady. W tym roku, o ile mi się uda, wyjdzie moja czwarta płyta z 15 utworami, z których kilka wydałem na „Broken”, płycie dedykowanej asp. Kindze Szwedzie.

Na pytanie, która z jego pasji ma na niego największy wpływ, Marek odpowiada, że to policja go ukształtowała. Chociaż praca zawodowa zabiera mu dużo energii i ma wiele niedoskonałości, to jednak pamięta, że służba to coś więcej niż 160 godzin miesięcznie, robi to, na co przysięgał z pełną świadomością celu. Często przez pryzmat jednego policjanta postrzegana jest cała instytucja, więc trzeba robić jak najlepiej to, co się robi. Natomiast historia, historia sztuki, architektury i muzyka są w jego życiu od zawsze i cieszy się, że może robić to, co lubi.

– W zeszłym roku byłem w Muzeum Śląskim w Katowicach, gdzie na ekspozycji znajduje się litografia Czajkowskiego „Cmentarz ojców reformatorów” – to strata wojenna Polski, którą odzyskałem po 67 latach od zaginięcia w 1945 r. Daje to dużą satysfakcję, że mogłem przyczynić się do przywrócenia tego obrazu ludziom i muzeum, z którego zaginął.

ALEKSANDRA WICIK
zdj. archiwum Marka Łuczaka


W 2016 r. stwierdzono 90 przestępstw ściganych z ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (w 2015 r. – 92 przestępstwa). W kwietniu i październiku ub.r. łódzcy policjanci zatrzymali 11 sprawców niszczenia stanowisk archeologicznych. Podczas przeszukania u jednego z zatrzymanych, oprócz wykopanych zabytków, znaleziono m.in. 25 siekierek i dwie bransolety z epoki brązu. Była to pozostała część skarbu przekazanego wcześniej mazowieckiemu wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków w postaci 24 siekierek i trzech bransolet jako rzekome odkrycie podczas „poszukiwania robaków na ryby”. Na wniosek konserwatora minister kultury i dziedzictwa narodowego, przekonany, że jest to cały uczciwie przekazany skarb, przeznaczył dla znalazcy nagrodę pieniężną. Jednak ostatecznie nagroda została cofnięta, a zatrzymanemu postawiono zarzut wprowadzenia w błąd w celu osiągnięcia korzyści w postaci nagrody od ministra.

Natomiast w grudniu ub.r. stołeczni policjanci w domu aukcyjnym zabezpieczyli figurkę z brązu przedstawiającą św. Jerzego walczącego ze smokiem, prawdopodobnie polską stratę wojenną. Szacunkowa wartość zabezpieczonej figurki wynosi około 70 tys. zł. Dom aukcyjny dobrowolnie wydał rzeźbę; ustalono też, że w 2013 r. figurka była już wystawiana do sprzedaży za 100–120 tys. zł, ale nie znalazła wtedy nabywcy.

AW
(na podst. informacji BK KGP)