Policjanci liczą na to, że jako nowy szef policyjnego związku będzie Pan lepiej niż to było dotychczas reprezentował interesy środowiska. Sprosta Pan tym oczekiwaniom?
– Zrobię wszystko, żeby nie zawieść tych, którzy mi zaufali. Powiem szczerze, wiedziałem, że na tym stanowisku nie będzie łatwo, ale dziś widzę, jak wiele jest do zrobienia. Bycie policjantem to ciężki kawałek chleba, ale ścieranie się z betonem urzędniczym i rozmowy z politykami, którzy inaczej postrzegają naszą rzeczywistość niż my, policjanci, i nie zawsze dotrzymują słowa, wymaga dużej odporności. Najtrudniejsze i niezrozumiałe jest to, że my, jako związek, musimy stale walczyć o to, co policjantom się należy, co wynika z przepisów.
Na przykład?
– Jest wiele takich spraw, które policjantów denerwują, a są proste do rozwiązania i powinny być dawno załatwione. Weźmy sprawę zimowych posiłków regeneracyjnych: policjant dostaje na to 2,7 złotego. Przecież ta kwota od dawien dawna nie przystaje do rzeczywistości. Inna sprawa: chwalimy się, i słusznie, nowoczesnym sprzętem, świetnie wyposażonymi laboratoriami, a nie wszyscy policjanci, którzy patrolują ulice, dostali latarki. Zacznijmy od drobnicy, ona nie wymaga przecież wielkich nakładów. Albo sprawa OC na samochody: od lat policjanci muszą się sami ubezpieczać. Przełożeni traktują OC, jakie wykupują policjanci kierujący radiowozami, jak autocasco radiowozu, przecież tak być nie powinno. Takich drobnych bolączek na dole jest wiele.
Od czego chce zacząć pracę nowy zarząd związku?
– Najpilniejsza jest sprawa rozdziału podwyżek dla policjantów. Policjanci, szczególnie nowo przyjęci do służby, nie są dobrze wynagradzani. Od wielu lat nasza pensja nie była waloryzowana i aktualna podwyżka powinna to wyrównać. Ludzie tego oczekują, a związek zawodowy jest po to, żeby ich reprezentować. Obiecywano nam, że podwyżka będzie wynosiła 253 zł na policjanta, taki był komunikat i tak go ludzie odebrali. Potem okazało się, że to ma być 253 zł, ale na etat, z czego około 60 proc., czyli 153 zł, na podwyższenie uposażenia zasadniczego, a około 40 proc., czyli 100 zł, na składniki uznaniowe, czyli de facto do dyspozycji przełożonego.
Nie zgodziliśmy się z tym, ponieważ naszym zdaniem środki przeznaczone na podwyżki w tym roku są zdecydowanie zbyt małe, żeby je tak dzielić, bo wtedy niewiele zyskają najniżej uposażeni. Ostatecznym naszym stanowiskiem, wypracowanym wspólnie z Komendantem Głównym Policji, jest następująca propozycja podziału środków (przedstawiona Ministrowi SWiA 25 stycznia br.): 218 zł dla każdego policjanta jako dodatek do stopnia, pozostałe środki rozdzielić dla funkcjonariuszy z grup zaszeregowania II–V, czyli najniżej uposażonych, jako dodatek służbowy. Policjanci najniżej uposażeni otrzymaliby wówczas około 270 zł, pozostali – 218 zł.
Początek nie był dla nowego zarządu związku łatwy. Oprócz kontrowersji wokół podwyżki zetknęliście się z zarzutami społecznymi o obecność policjantów pod Sejmem czy z incydentami w Białymstoku i Szczecinie…
– Będziemy protestować przeciwko wykorzystywaniu Policji do rozgrywek politycznych. Ale wtedy pod Sejmem Policja działała prawidłowo i w granicach prawa. Jednak dla wielu ludzi, którzy pamiętają poprzedni system, Policja jest w niektórych sytuacjach postrzegana jak dawna milicja. Moi koledzy, którzy zabezpieczali Sejm, słyszeli okrzyki „milicja!”, „ZOMO!”, zarzuty, że jesteśmy policją pisowską. A my tylko wypełnialiśmy swoje obowiązki – pilnowaliśmy porządku, nie dopuszczaliśmy, żeby doszło do bezprawnych działań wobec parlamentarzystów. Porównywanie nas do ZOMO jest krzywdzące. Chciałbym, żeby spory polityczne odbywały się bez udziału Policji. Niech politycy się kłócą, ale niech nie doprowadzają do tego, żeby Policja z tego powodu musiała ochraniać parlament. Od lat pracujemy na nasz dobry wizerunek w społeczeństwie i jesteśmy postrzegani coraz lepiej. A obstawianie kordonem parlamentu nie robi temu wizerunkowi dobrze, bo nasuwa skojarzenia z poprzednim systemem. Kiedy Policja dwa lata temu interweniowała pod kopalniami, to ówczesna opozycja uważała, że jesteśmy po stronie władzy, jak chronimy parlament dzisiaj, to samo zarzuca nam dzisiejsza opozycja.
Jakie jest stanowisko związku odnośnie do takich incydentów, jak ostatnio w Szczecinie?
– Policjanci biorący udział w zabezpieczeniu przebrani za anioły – to skandal! To jest ośmieszanie formacji! Zbliża się Wielkanoc, mam nadzieję, że nie zobaczę zajączka wielkanocnego w niebieskim mundurze. Związek złoży w tej sprawie oświadczenie z protestem przeciwko ośmieszaniu policjantów i całej formacji i przeciwko takim decyzjom przełożonych, za które potem karani są szeregowi policjanci albo przełożeni niższego szczebla. Bo przecież policjanci z własnej woli sobie tych skrzydeł nie przyprawili. I myślę, że nie sam naczelnik o tym decydował.
Od lat funkcjonariusze skarżą się, że ich ochrona prawna jest niedostateczna, że w razie kłopotów są pozostawieni sami sobie. To chyba też zarzut do związku zawodowego, że nie wspomaga ich wystarczająco?
– Wciąż zdarza się, że policjant, który wykonywał swoje obowiązki służbowe i użył broni czy innych środków przymusu, po interwencji ma kłopoty i został z tymi kłopotami sam. Od lat nie potrafimy w Policji wprowadzić zasady, że to nie policjant ma sobie organizować obronę ani nie związek zawodowy. To powinna robić Policja w imieniu państwa, które tego policjanta na straży porządku i bezpieczeństwa postawiło. Tymczasem jest tak, że to my, jako koledzy, związkowcy, robimy zrzutę na pomoc prawną i co miesiąc płacimy składki na Fundusz Ochrony Prawnej. Obrona policjanta powinna być zadaniem wydziałów prawnych w komendach wojewódzkich. Ochrona prawna wizerunku funkcjonariuszy będzie priorytetem moich działań. I nie chodzi tu o to, że jestem za kategorycznym zakazem nagrywania policjantów, nie może to jednak utrudniać przeprowadzenia interwencji, a nagrany materiał w razie wątpliwości powinien być przekazywany odpowiednim organom kontrolnym. Natomiast mój sprzeciw wywołuje zamieszczanie nagrań zawierających wizerunek funkcjonariuszy na portalach społecznościowych, upublicznianie ich danych personalnych, miejsca zamieszkania, by wywołać presję, jak było po wydarzeniach w Ełku. Absolutnie nie będzie naszego pobłażania dla takich przypadków, będziemy korzystać z prawnych możliwości reakcji oraz dążyć do doprecyzowania lub wprowadzenia rozwiązań w sprawie ochrony wizerunku funkcjonariuszy.
Jak Pan chce tę sytuację zmienić?
– Tu trzeba zmienić także sposób myślenia przełożonych. Żeby pamiętali, że mają być ze swoimi policjantami nie tylko wtedy, gdy policjant dostaje medal, ale też wtedy, gdy ma kłopoty. Jak policjant jest nagradzany, to szef idzie z nim na uroczystość i w błysku fleszy chętnie się przy nim pokazuje. Ale nie widziałem zbyt wielu przełożonych, którzy stanęli przy policjancie, gdy ten ma kłopoty. Jeśli okaże się, że policjant zawini, wtedy dopiero podejmuje się decyzję, a nie od początku odcina się na wszelki wypadek. Będziemy wpływać na przełożonych, w każdym indywidualnym przypadku, rozmawiać z nimi, apelować. Ale też piętnować tych, którzy swoich ludzi w kłopotach opuszczają.
Nowy zarząd NSZZ Policjantów zaraz po wyborach podjął decyzję o powrocie do Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych. Jaka była motywacja?
– To była obietnica wyborcza. Zarząd Główny NSZZ Policjantów wystąpił z tej federacji kilka lat temu. To była zła decyzja. My na Śląsku pozostaliśmy w federacji, bo uważam, że w jedności siła. W federacji dotyczą nas podobne sprawy, podobne albo takie same przepisy, mamy tego samego ministra. Razem łatwiej osiągać cele, negocjować czy protestować. Teraz jednym głosem będziemy mówić na przykład o ustawie o L4. To była obietnica przedwyborcza ugrupowania, które wygrało wybory, i my do tego chcemy wrócić.
Kiedy był Pan w zarządzie na Śląsku, podczas kibolskiej zadymy policjant użył broni hukowej i jeden z kiboli doznał obrażeń. Sąd skazał policjanta na 8 miesięcy w zawieszeniu. Związek bardzo się wtedy zaangażował w obronę tego policjanta. Takich przypadków jest więcej i wiem, że to jest temat, który szczególnie leży Panu na sercu.
– Bardzo. Od wielu lat nikt sobie u nas z kibolstwem nie radzi, Policja zostaje na placu boju sama. Podczas zadym czasem komuś coś się stanie, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Ale skandalem jest, że potem osoba pokrzywdzona nie jest przedstawiona jako kibol, który niszczył ławki, demolował stadion, tylko jako młodzieniec, który chodzi do liceum, dobrze się uczy i poszedł sobie na mecz. Jak ktoś jest kibolem, to jest kibolem, bez względu na to, jak się uczy i do jak dobrego liceum chodzi. Jak jest grzecznym młodzieńcem, to niech się nie zadaje z kibolami. Są to grupy, gdzie handluje się narkotykami, wymusza haracze, dokonuje wielu przestępstw. Jest to zorganizowana przestępczość. I mam nadzieję, że przyjdzie wreszcie czas, kiedy przez polskie prawo te grupy zostaną potraktowane jak zorganizowane grupy przestępcze. Policjanci oczekują tego od wymiaru sprawiedliwości.
Krytycznie wypowiada się Pan o tzw. ustawie dezubekizacyjnej. Czy nie obawia się Pan zarzutu, że popiera Pan ubeków i esbeków?
– Powtarzałem wiele razy, że nie popieram ani ubeków, ani esbeków. Ja zaczynałem służbę w Policji i mnie ta ustawa nie dotyczy. Ale nie mogę się zgodzić z tym, że moi koledzy, z którymi razem nadstawialiśmy głowy na ulicach, teraz zostają pozbawieni uprawnień. Bo nie tak się państwo polskie z nimi umawiało. W 1990 roku ci ludzie przeszli pozytywną weryfikację i zostali przez nowe państwo polskie zatrudnieni. A teraz po latach zmienia im się warunki umowy. Nie zgadzam się z tym i będę o tym głośno mówił. Bo to jest rażąca niesprawiedliwość. Jeśli ktoś łamał prawo, to postawcie go przed sądem, przedstawcie dowody i niech niezawisły sąd go ukarze. Ale nie wolno stosować odpowiedzialności zbiorowej.
Czy sądzi Pan, że ta ustawa w ogóle obchodzi młodych policjantów?
– Na pewno obchodzi policjantów z większym stażem i to nie tylko tych, którzy służyli w poprzednim systemie, bo ich jest już w Policji garstka. Starsi policjanci lepiej rozumieją, co się dzieje. I uważają to za niesprawiedliwe. A jeśli chodzi o młodych policjantów, to oni przyglądają się, jak państwo traktuje swoich funkcjonariuszy i zaczynają się obawiać, że skoro tak potraktowano tamtych, to kiedyś ktoś może tak potraktować ich. Bo jak się raz nie dotrzymało umowy, to można i po raz kolejny. To jest bardzo niebezpieczny precedens.
Słynie Pan z ostrych wypowiedzi. Mówi bez ogródek to, co myśli. Czy funkcja przewodniczącego nie wymaga mniej bojowości, a więcej dyplomacji?
– Nie zamierzam jakoś zasadniczo inaczej postępować. Na pewno w orła dyplomacji, a tym bardziej w celebrytę się nie zmienię. Staram się być konkretny i szczerze mówić, co myślę. Nie sądzę, żeby skuteczność mojego działania była większa, gdybym stał się bardziej dyplomatyczny, dobierał słowa, ważył, mierzył. To nie w moim stylu. Ważne jest, żeby to, co się mówi w imieniu stutysięcznego środowiska, było słyszane.
Dziękuję za rozmowę.
zdj. Andrzej Mitura