Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

W garnizonie podkarpackim

Możemy jeszcze wiele zrobić Rozmowa z nadinsp. dr. Krzysztofem Pobutą, komendantem wojewódzkim Policji w Rzeszowie

Dlaczego został Pan policjantem?

– Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem nim być. To nie były jakieś konkretne przesłanki, które mógłbym dziś wyliczyć, raczej moje głębokie przeświadczenie, że „to jest mój świat”. Jak kończyłem Liceum Ogólnokształcące w Radymnie w 1991 r., był pierwszy nabór do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie prosto z cywila. Moje wcześniejsze doświadczenia sportowe i zainteresowanie historią oraz naukami społecznymi wskazywały, że powinienem sobie poradzić na egzaminach wstępnych. Tak też się stało. Z dawnego województwa przemyskiego dostałem się jako jedyny, czyli Policja była mi pisana.

Jaki był 19-letni policjant Krzysztof Pobuta i jaka według Pana była Policja w 1991 roku?

– To był młody człowiek, który wszystko obserwował i myślał, jak to będzie, gdy trafi do jednostki terenowej. Do szkoły Policji w Szczytnie miałem stawić się dopiero za dwa tygodnie, więc gdy przychodziłem do Komendy Rejonowej Policji w Jarosławiu, to przez ten czas zdobywałem pierwsze doświadczenia w ruchu drogowym.

Moim zdaniem Policja w 1991 r. była zupełnie inna. Bardziej nastawiona na rozkaz i konkretny efekt. Nie myślano wtedy o tym, co teraz jest robione, czyli o uspołecznianiu. Za to na każdym kroku odwoływano się do przeszłości formacji. Dla mnie jednak, świeżo upieczonego maturzysty, był to świat magiczny. Byłem świadkiem sytuacji, które wcześniej widziałem w filmach.

Przez lata pracował Pan w wydziale kryminalnym jarosławskiej policji.

–  To był najpiękniejszy okres zawodowy w moim życiu. Czas realnej pracy policjanta związany z rozwiązywaniem spraw. Nie patrzyło się na zegarek. Kiedyś w Jarosławiu czy Przemyślu były trzy, cztery zabójstwa rocznie. W 2016 r. w całym województwie podkarpackim przez osiem miesięcy mieliśmy trzy. To pokazuje skalę problemów, jakie były kiedyś. Zwłaszcza że jednocześnie studiowałem w Lublinie i gdyby nie upór mojej żony, zrezygnowałbym ze studiów, bo tak pochłaniała mnie praca.

W 2009 r. został Pan komendantem KMP w Przemyślu.

– Zanim objąłem to stanowisko, osiem lat byłem zastępcą komendanta w Jarosławiu. Teraz mogłem wykorzystać doświadczenie, które zdobyłem wcześniej. Gdy przeszedłem do Przemyśla, postawiłem sobie za główny cel poprawienie warunków pracy przemyskich policjantów, bo były opłakane. Przez siedem lat pracy w Przemyślu nauczyłem się przede wszystkim współpracy z samorządami, wypracowywania kompromisów i nieoglądania się na nic, jeśli ma się w głowie pomysł i chce się coś zrobić. A Przemyśl jest specyficznym miastem z uwagi na bliskie położenie granicy i wielokulturowość opartą na mocnych korzeniach patriotyczno-religijnych.

W styczniu tego roku został Pan komendantem wojewódzkim w Rzeszowie i od razu rozpoczął Pan zmiany...

– Bardzo cieszyłem się, że zostałem komendantem wojewódzkim tu, gdzie pracowałem i gdzie znałem praktycznie wszystkich komendantów i naczelników w KWP. Wiedziałem, kto co sobą reprezentuje i nie traciłem czasu na poznawanie kadry i terenu. Potrzebowałem ludzi, którzy już są przygotowani, nie myślą o emeryturze i chcieliby wiele zrobić. Mogłem oprzeć się na wielu osobach, które znam od lat. W komendzie wojewódzkiej moim głównym celem było spłaszczenie pionów kierowania i wprowadzenie przejrzystości struktur. Chociaż dobór ludzi do zadań jest procesem ciągłym i wszyscy na kierowniczych stanowiskach muszą mieć tego świadomość.

Wiem, że moje szlify generalskie to wyraz uznania nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla służby i pracy wszystkich policjantów i pracowników garnizonu podkarpackiego. Bez tych ludzi nie osiągnąłbym tak wiele.

Jaka jest specyfika garnizonu podkarpackiego?

– Trzeba pamiętać, że Podkarpacie jest granicą Unii Europejskiej i strefy Schengen. To rodzi komplikacje i zjawiska, które nie występują w innych województwach. Blisko współpracujemy z policjami sąsiadów, zwłaszcza w sprawach kryminalnych. Prowadzimy dużo spraw o kradzież pojazdów, o przerabianie dokumentów i wiele innych, które zaistniały na Zachodzie Europy. Społeczeństwo tego nie dostrzega, bo wykrywanie ich nie wpływa bezpośrednio na poczucie bezpieczeństwa w województwie, ale dla nas są to sprawy bardzo pracochłonne i kosztowne. Płacimy na przykład za holowanie, parkowanie, ekspertyzy etc. To są problemy, z którymi musimy się mierzyć jako KWP, bo są to nasze pieniądze, natomiast nie mamy wpływu na to, jakich i ile takich postępowań będzie się toczyć. Kluczowa jest współpraca ze Strażą Graniczną, Izbą Celną i Strażą Ochrony Kolei. Normą jest, że w powiatach przygranicznych mamy wspólne patrole.

Kolejną kwestią jest zapewnienie bezpieczeństwa na południu i wschodzie województwa, gdzie teren jest duży i trzeba pokonywać duże odległości, aby dojechać na interwencje. W dodatku w sezonach letnim i zimowym przyjazd turystów powoduje, że doraźnie wzmacniamy komendy policjantami oddziałów prewencji, by zapewnić bezpieczeństwo przyjezdnym.

Mamy także pewne problemy z racji bezpośredniego sąsiedztwa z Ukrainą i z aktywnością różnych środowisk. Jest to coś, z czym wcześniej nie mieliśmy do czynienia, a teraz sprawia, że trzeba z dużym wyczuciem, delikatnością i zrozumieniem oraz asertywnością podchodzić do różnych rozwiązań. Dlatego współpracujemy z policją ukraińską, by uprzedzać rodzące się zagrożenia.

Podkarpacie jest bezpiecznym województwem. Policjanci obawiają się redukcji etatów, właśnie dlatego, że „jest bezpiecznie”.

– Dzisiaj poziom bezpieczeństwa przestaliśmy mierzyć tylko liczbą przestępstw kryminalnych. To także sprawy związane z wykroczeniami, a konkretnie przypadkami zakłócania ciszy, spokoju i porządku. Dziś idziemy w kierunku prospołecznym, a sama obecność policjantów, zwłaszcza w rejonach przygranicznych, powoduje, że poczucie bezpieczeństwa jest większe. Myślę, że nikomu nawet przez myśl nie przeszło, aby zmniejszać etatowo liczbę policjantów na Podkarpaciu, tym bardziej że przywracamy posterunki. Coraz więcej samorządów domaga się, by na ich terenie była Policja. Do każdej takiej propozycji podchodzimy indywidualnie, a każda decyzja musi być poprzedzona szczegółową analizą, bo policjantów można rozesłać po całym garnizonie, a później będą problemy, bo więcej etatów nie dostaniemy. Ale tam, gdzie naszym zdaniem będzie taka potrzeba, to posterunki będą przywracane. Naszymi priorytetami są nowe komendy w Lesku i Jaśle oraz Komisariat Policji w Rzeszowie. A mój pomysł na bezpieczeństwo to współpraca z organizacjami pozarządowymi i ośrodkami naukowymi, bo wiem, że można się od nich wiele nauczyć, m.in. jak racjonalnie gospodarować posiadanymi przez nas środkami. Wiem też, że w podkarpackiej policji pracuje wielu świetnie wykształconych funkcjonariuszy i chciałbym, aby uczelnie korzystały z ich doświadczenia. Poza tym powstało wiele organizacji promujących bezpieczeństwo, więc korzystajmy z ich zapału i pomysłów, a pomagając im, szukajmy u nich wsparcia.

Jaki jest 44-letni nadinspektor Krzysztof Pobuta?

– Pełen pokory do rzeczywistości, bo wie, że są chwile niezależne od niego, a mające wpływ na jego życie. Ale także pełen pokory do stanowiska, do wyzwań i ludzi zasługujących na szacunek. Nauczony, że problemy należy rozwiązywać, a nie przed nimi uciekać. Ufny, w to, że można jeszcze wiele zrobić i w to, że obecny skład kadrowy podkarpackiej policji ze wszystkim sobie poradzi.

Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. Sławomir Katarzyński