Początkowo w tych małych, z czasem w coraz większych. Jeździć pragnęła od zawsze, zostać policjantką od przełomowego w życiu jej rodziny zdarzenia. Dziś, kiedy pędzi ulicami miasta na policyjnym motocyklu, w jednych budzi podziw, w innych niedowierzanie, ale pewne jest, że nikt nie pozostaje temu widokowi obojętny.
Zanim wstąpiła do Policji była przedszkolanką. Wypadek brata, w którym omal nie zginął, przewartościował jej życie. Mimo oczarowania pracą z dziećmi zrozumiała, że nie jest to zajęcie, które chciałaby wykonywać do emerytury. Zapragnęła nieść pomoc ludziom i zapobiegać wypadkom drogowym.
– Po tamtym wydarzeniu pewne priorytety w moim życiu zmieniły się, spojrzałam na nie inaczej. Postanowiłam wstąpić do Policji, marzyłam o ruchu drogowym – wspomina st. sierż. Katarzyna Nykiel z V Sekcji Kontroli Ruchu Drogowego WRD KSP.
DROGA DO CELU
Do Policji wstąpiła w 2010 r., ale zanim to zrobiła, zdobyła niezbędne w realizacji jej dalszych planów uprawnienia do kierowania pojazdami. Na upragnioną pracę w ruchu drogowym musiała trochę poczekać. Po kursie podstawowym dostała się do Oddziału Prewencji Policji w Warszawie, gdzie spędziła rok, nieustannie próbując przenieść się do wymarzonej drogówki. Trafiła jednak na warszawski Targówek, gdzie przez pół roku pełniła służbę w Wydziale Wywiadowczo-Patrolowym. Wreszcie osiągnęła swój cel.
Choć spełniło się jej marzenie, początki w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji wcale nie należały do łatwych. Często czuła na sobie spojrzenia kolegów, jakby z niedowierzaniem.
– Miałam wrażenie, że mało kto wierzył, że sobie poradzę. Ta niewielka presja była dla mnie nawet mobilizująca. Wiedziałam, że bez względu na to, co myślą inni, muszę robić swoje – mówi st. sierż. Katarzyna Nykiel.
Koledzy z pracy okazali się bardzo uczynni i chętni do pomocy. Szybko też do Katarzyny przywykli, otoczyli troską i obdarzyli sympatią, bo rzadko który garnizon może pochwalić się policjantką pełniącą służbę na motocyklu. Wśród współpracowników jej praca nie budzi sensacji, ale już na ulicach wywołuje spore zainteresowanie.
– Policjantka na motocyklu to rzadki widok. Ludzie przystają i są czasami zdziwieni, częściej jednak zaciekawieni. Z reguły są mili, niekiedy powiedzą jakiś komplement lub pokażą przyjazny gest – mówi st. sierż. Katarzyna Nykiel.
ZASKOCZENI KIEROWCY
Jak przyznaje, gdy zatrzymuje kierowców do kontroli, zaskoczeni bywają szczególnie mężczyźni. Mandaty przyjmują bez zbędnych dyskusji, choć bywa, że pochlebstwami próbują wpłynąć na decyzję o ich wysokości. Ale Katarzyna na zaczepki nie reaguje, bo praca policjantki to nie tylko wypisywanie mandatów, ale też tłumaczenie kierowcom, jakim zagrożeniem może być brawurowa jazda.
Na koncie ma kilka ekstremalnych pościgów. Wszystkie zakończyły się sukcesem oraz zatrzymaniem kierowców łamiących przepisy, i choć jazda z dużą prędkością nie stanowi dla niej problemu, przyznaje, że czasem warto odpuścić, by nie narażać ani siebie, ani innych.
– Jeśli sytuacja robi się niebezpieczna, należy wezwać wsparcie. Nigdy nie wiemy, z jakiego powodu ktoś nie chce zatrzymać pojazdu, a przecież nie chodzi o to, by poświęcić swoje życie w imię złapania kierowcy, który na przykład zapomniał dokumentów i na nasz widok wpadł w panikę. Dzięki wsparciu kolegów w końcu i tak zostanie zatrzymany – dodaje st. sierż. Katarzyna Nykiel.
NIEŁATWE INTERWENCJE
Głównym elementem jej pracy jest kontrola kierowców, ale za najtrudniejszy uważa wezwania do śmiertelnych wypadków drogowych, szczególnie z udziałem dzieci.
Do dziś pamięta sytuację z sierpnia 2013 r., kiedy przy jednej z ulic warszawskich potrącono 3-letnie dziecko. Dotarła tam jeszcze przed karetką i tego, co zastała, wciąż nie może zapomnieć. Na ulicy leżało zakrwawione ciało dziecka. Lekarzom nie udało się go uratować. I choć Katarzyna była wstrząśnięta tragicznym zdarzeniem, do końca musiała pozostać profesjonalistką, by sprawnie przeprowadzić wszystkie czynności. Okazało się, że dziecko wyrwało się mamie i przebiegało przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle.
– Czasem trzeba zachować zimną krew. Jesteśmy od tego, by pomóc, nie możemy jechać na miejsce wypadku i płakać razem z rodziną. Musimy zabezpieczyć miejsce zdarzenia, odgrodzić je, by inni nie zatarli śladów, wesprzeć bliskich ofiary i doprowadzić sprawę do końca – podkreśla st. sierż. Katarzyna Nykiel.
Mimo że w jej pracy zdarzają się przygnębiające wydarzenia, swojego wyboru nie żałuje. Czerpie z niej ogromną satysfakcję.
ZA KIEROWNICĄ OD DZIECKA
Jak mówi, cała jej rodzina ma słabość do jednośladów. Mama, tata, brat, nawet babcia jeździła popularnym w tamtych czasach „komarkiem”.
W dzieciństwie Katarzyna swoją pasję dzieliła wraz z koleżanką mieszkającą po sąsiedzku. Obie zaczynały naukę jazdy od słynnej WSK-i, jednego z popularniejszych polskich motocykli. Pierwszy raz na duży motocykl wsiadła mając 19 lat. Początkowo jeździła z bratem jako pasażer, aż wreszcie, zaproponował jej, by usiadła na chwilę za kierownicą. Wtedy zrozumiała, że będzie jeździć. Prywatnie ma Hondę CDR600, ale w pracy musiała przesiąść się na Hondę CBF1000. Na motocyklu o takiej pojemności, wielkości i wadze jeszcze nie jeździła. Początkowe obawy odeszły w zapomnienie, kiedy okazało się, że z prowadzeniem i takiego pojazdu nie ma najmniejszego problemu. To, że świetnie sobie radzi, zauważyli także jej przełożeni, zlecając jej wkrótce motocyklową eskortę Półmaratonu Warszawskiego, jednej z ważniejszych, cyklicznych imprez biegowych w Warszawie.
– Jechałam jako pierwsza, prowadząca. Wspaniałe uczucie. Nie dość, że robisz to, co kochasz, to jeszcze wiesz, że twój przełożony ci ufa i zleca tak odpowiedzialne zadanie. Czułam się bardzo wyróżniona – wspomina st. sierż. Katarzyna Nykiel.
Choć rodzice na wieść o tym, że zostanie policjantką, zareagowali entuzjastycznie, początkowo ukrywała przed nimi, jak bardzo chciałaby pracować w drogówce. Mimo że oboje umieją prowadzić jednoślady, ich spostrzeżenia na temat bezpieczeństwa tych pojazdów zmieniły się po wypadku syna. O tym, że ma prawo jazdy, poinformowała ich dopiero, kiedy je zdobyła.
Troska rodziców sprawia, że zamiłowanie do szybkiej jazdy nie wygrywa z jej zdrowym rozsądkiem, a z każdego zabezpieczonego przez nią wypadku drogowego wyciąga lekcję na przyszłość. Ma świadomość, że pewnych zdarzeń nie da się uniknąć, ale przy odrobinie ostrożności można zapobiec wielu nieszczęściom.
Pracę w Policji uważa za swój największy sukces, bo znalazła się w miejscu, o którym marzyła. I choć wie, że to długa droga, w przyszłości chciałaby zostać oficerem, a obserwując jej determinację w dążeniu do celu, zapewne i tym razem sięgnie po swoje marzenia.Trzymamy kciuki.
HONORATA SZANDECKA
zdj. Andrzej Mitura