Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kupić psa to wyzwanie (nr 127/10.2015)

Z mł. insp. Markiem Hańczukiem, kierownikiem Zakładu Kynologii Policyjnej CSP w Legionowie, o doborze psów do służby w Policji rozmawia Piotr Maciejczak.

Panie Kierowniku, prowadzicie szeroko zakrojoną akcję informacyjną na temat organizowanego centralnie doboru psów do służby. Czyżby hodowcy przestali być zainteresowani sprzedażą?

– Ależ nie, hodowle funkcjonują całkiem dobrze, natomiast pojawiła się konkurencja: policje i służby porządkowe z innych państw, głównie Unii Europejskiej, które płacą za psy od 2000 euro w górę. Nas nie stać na takie stawki. W efekcie na organizowane przez nas dobory zgłasza się znacznie mniejsza liczba hodowców, często oferując psy niespełniające naszych wymagań. Najlepsze hodowle zaczęły sprzedawać psy za granicę, bo to dla nich zdecydowanie bardziej opłacalne.

Jak próbujecie sobie z tym radzić?

– Staramy się dotrzeć z informacjami o doborze centralnym do jak najszerszej liczby odbiorców. Czasem wspólnie z komendami wojewódzkimi organizujemy dobór na ich terenie, aby udział w nim mogli wziąć lokalni hodowcy.

A może rozwiązaniem byłaby własna hodowla lub odchów psów?

– Niestety, to rozwiązanie musieliśmy odrzucić.

Dlaczego?

– Najkrócej można powiedzieć, że ze względów ekonomicznych i organizacyjnych, ale postaram się to wyjaśnić obrazowo. Rozważmy jako pierwszą sytuację chowu psów. Obecnie kupujemy zwierzęta w wieku ok. 8–12 miesięcy. Do chowu kupowalibyśmy 3–4-miesięczne szczeniaki, które muszą jeszcze dorosnąć do prób polowych. To już kosztuje. Ale jest kolejny problem – wprawdzie w szkoleniu bazujemy na wrodzonych predyspozycjach, ale psa trzeba też socjalizować: pokazać mu klatkę schodową, samochód i pociąg. Krótko mówiąc nie wystarczy trzymać psa w kojcu i go karmić, bo przy takim rozwiązaniu jego przydatność już na wstępie będzie zerowa. Czyli trzeba zatrudnić opiekunów. Każdy z nich mógłby opiekować się maksymalnie pięcioma szczeniakami. A do służby potrzebujemy rocznie od 150 do 200 psów. To ilu pracowników musielibyśmy zatrudnić? I to nie pierwszych lepszych – to także muszą być specjaliści w tej dziedzinie.

A to jeszcze nie wszystko. Nie każdy pies, mimo najlepszego wychowania, przejdzie próby polowe i będzie nadawał się do służby. Odsetek ten może być bardzo duży, ale powiedzmy, że połowa z hodowanych u nas piesków spełni nasze wymagania, choć to bardzo optymistyczne założenie. Czyli, żeby pokryć zapotrzebowanie jednostek w kraju, musielibyśmy rocznie hodować 400 psów, obsługiwanych przez około 25 opiekunów. A co zrobić z 200 psami rocznie, które nie spełniły naszych wymagań? Nie możemy nimi handlować, Policja nie prowadzi takiej działalności. Usypiać…? Abstrahując już od względów moralnych, to także koszty. A trzymać je i karmić aż do śmierci, to wprost niewykonalne – ile karmy i kojców musielibyśmy posiadać, jeśli rocznie przybywałoby nam 200 psów?

A rozdać?

– Myślę, że może i jakąś część by się udało, jednak na Policji, jako instytucji szczególnego zaufania, spoczywałby obowiązek sprawdzenia, czy osoba lub instytucja, której pies byłby przekazywany, to „podmiot” godny zaufania, gwarantujący, że zwierzę będzie miało zapewniony dobry byt.

A własna hodowla? Nie można rozmnażać psów posiadających już cechy przydatne w służbie?

– To przecież nie fabryka! Nikt nie zagwarantuje, że szczeniaki najlepszej nawet pary psów okażą się ich godnymi naśladowcami, szczególnie jeśli chodzi o psychikę. A poza tym to rozwiązanie – prócz wszystkich minusów, o których wspomniałem przy okazji odchowu psów – niesie ze sobą jeszcze większe koszty, chociażby związane z opieką nad sukami. Optymalnie suka może mieć jeden miot rocznie, w którym będzie 5–8 szczeniąt. Jeśli nadal założymy, że potrzebujemy ich około 400 rocznie, to wychodzi, że nasza hodowla powinna liczyć przeszło 60 suk. A każda z nich efektywnie może rodzić szczenięta przez jakieś 7 lat, a żyć może i 15 lat. Trzeba jej zapewnić opiekę, mimo że nie spełnia już swojej funkcji, i przyjąć kolejną, młodą. Ogrom koniecznej do tego infrastruktury przekracza jakiekolwiek możliwości techniczne naszego ośrodka.

Cóż więc można zrobić?

– Najprościej byłoby zwiększyć budżet, żeby skutecznie konkurować cenami z kupcami zagranicznymi. Ale to na razie chyba sfera marzeń. Cały czas myślimy nad tym problemem i jednym z rozwiązań będzie może zmiana wymagań dotyczących psów patrolowo-tropiących i patrolowych, z których doborem mamy największy kłopot. Głównym problemem jest bowiem tzw. tolerancja na kaganiec podczas ćwiczeń obronnych, której w zasadzie nie można psa nauczyć. Objawia się to tym, że pies zamiast atakować, podejmuje próby ściągania kagańca i to skupia całą jego uwagę. Według naszych wymogów zawartych w programach szkolenia pies musi ćwiczyć ataki w kagańcu, a ten warunek spełnia naprawdę niewiele psów, które są nam oferowane. To zresztą zupełnie zrozumiałe – w Europie już tylko nieliczni tak szkolą psy, bo z założenia pozbawia to zwierzę podstawowej broni, która daje mu przewagę nad przestępcą. W innych krajach używa się ich tylko bez kagańców. Dodam, że mówimy o użyciu psa jako środka przymusu bezpośredniego, czyli nie oznacza to, że pies szkolony do działań bez kagańca nie będzie mógł, jeśli zajdzie taka potrzeba, pełnić służby z założonym kagańcem.

Obecnie trwają prace legislacyjne mające na celu opracowanie nowych programów szkolenia psów wymienionych kategorii i mamy nadzieję, że ich wprowadzenie chociaż w pewnym stopniu ułatwi nam rekrutację zwierząt do służby.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Maciejczak
zdj. Artur Walasek

Zobacz także:
Najlepsze nosy w kraju (nr 127/10.215)