Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Pomagają, radzą i słuchają (nr 113/08.2014)

– Jedziemy nad jezioro! Szybko! Jakaś kobieta stoi w wodzie zanurzona po szyję i nie ma z nią kontaktu – krzyknął st. sierż. Łukasz Mitura. Byli 30 km od miejsca zdarzenia. Włączyli sygnały świetlne i dźwiękowe. Siedem minut później dojechali na miejsce.

Ja już w czasie drogi zdjąłem pas. Mam uprawnienia młodszego ratownika wodnego. Było dla mnie oczywiste, że muszę do wody wejść i tę panią wyciągnąć – opowiada Łukasz Mitura. – No, przecież nie będę stał i patrzył, bo woda zimna.

NA RATUNEK

Gdy dojechali do jeziora, potwierdziło się to, co mówił dyżurny. Starsza kobieta zanurzona po szyję w wodzie stała jakieś 10 metrów od brzegu. Nie ruszała się, nie mówiła. Policjant bez wahania, w mundurze moro i butach, wskoczył do wody, podpłynął do niej i wyciągnął na brzeg. Znał ją. Dwa miesiące wcześniej rodzina zgłosiła jej zaginięcie. Policjanci szukali jej wtedy przez dwa dni razem ze strażakami i mieszkańcami okolicznych wsi. Ostatecznie 87-letnią kobietę znaleźli przy tym samym jeziorze, co teraz.

– Narobiło się – powiedział policjant, gdy dopłynął do starszej pani.

Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i kiwnęła głową. Była mocno wyziębiona. Zanim przyjechało pogotowie, funkcjonariusze udzielili jej pierwszej pomocy, okryli suchym ubraniem.

– Nie wiadomo, jak długo stała w wodzie. Faktem jest, że ugrzęzła w mulistym dnie i bez pomocy nie dałaby rady wyjść na brzeg – mówią policjanci. – Dobrze, że zaraz przyjechało pogotowie i ratownicy medyczni zabrali ją do szpitala.

NAJSTARSZY W ZESPOLE

Łukasz Mitura w Policji jest od ośmiu lat. Po technikum budowlanym odrabiał wojsko w oddziale prewencji w Warszawie. Potem służył w komendzie powiatowej w Myśliborzu w województwie zachodniopomorskim. Po ślubie razem z żoną postanowili zamieszkać w Strzelcach Krajeńskich. I tak we wrześniu ubiegłego roku trafił do tutejszej komendy.

– Jestem bardzo zadowolony – mówi. – Ja po prostu lubię to, co robię. Cały czas się coś dzieje, nie ma monotonii i jest ogromna satysfakcja z pracy.

W liczącym kilkanaście osób zespole patrolowo-interwencyjnym jest najstarszy stażem. Wszyscy, poza jednym kolegą, który ma trzy lata służby, dopiero co zaczęli przygodę z Policją.

– Staram się ich uczyć, przekazuję im to, czego się dowiedziałem przez ostatnie osiem lat. Mówię, jak sporządzać dokumentację, jak mandat wypisać, jak robić notatki służbowe – tłumaczy. – Ja też kiedyś miałem małe doświadczenie i też ktoś mi pomagał.

Koledzy są zadowoleni. – Jest opanowany, potrafi dzielić się wiedzą – mówi post. Kamil Krysiak. – Fajnie się z nim pracuje.

TŁUMACZYĆ JAK ŻYĆ

Tamtego dnia, gdy starsza kobieta weszła do wody, pełnili służbę razem. Dla Kamila Krysiaka to była pierwsza tego typu interwencja.

– Ludzie komentowali potem w internecie: jedni z sarkazmem, że pomnik trzeba nam postawić, inni, że od tego jesteśmy – mówi Krysiak. – A my przecież nie czekamy na żadne laury. Dla nas życie ludzkie jest najważniejsze.

Dla post. Kamila Krysiaka bycie policjantem to przede wszystkim służba ludziom.

– Jeździmy na interwencje, gdzie nie tylko pomagamy, ale słuchamy i doradzamy – tłumaczy Krysiak. – Czasem trzeba być adwokatem, innym razem sędzią, czasem rozjemcą.

W swojej krótkiej służbie nieraz przekonał się, że 10 minut rozmowy może pomóc bardziej niż mandat.

– To prawda. Człowiek niby nie ma dużego doświadczenia życiowego, a często musi tłumaczyć innym, jak żyć – zgadza się Mitura.

Ostatnio miał nocną służbę. I interwencję: młoda kobieta, matka dziecka, która mieszkała ze swoją mamą, chciała wyjść wieczorem z domu, a babcia nie chciała się na to zgodzić. Doszło do awantury. Kobiety wezwały policję.

– Naszą rolą było uświadomienie tej młodej kobiecie, że skoro ma dziecko, to musi się nim opiekować. Powiedzieliśmy jej, żeby poszła spać, bo rano ma odprowadzić dziecko do przedszkola. Zrozumiała – opowiada Mitura.

W OBRONIE NAJSŁABSZYCH

– Policjanci są nie tylko od mandatów. W końcu przysięgaliśmy, że będziemy strzec bezpieczeństwa obywateli, nawet z narażeniem życia – dodaje Krysiak i opowiada o ostatniej swojej interwencji:

– Miałem służbę z koleżanką. Dostaliśmy zgłoszenie, nie wiadomo dokładnie, o co chodziło, bo połączenie zostało zerwane. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, było koło godziny 22. W oknach domku jednorodzinnego paliło się światło, ale nikt nam nie otwierał. Wołaliśmy, nikt nie odpowiadał.

Po jakimś czasie zauważyli, że zza domu wychodzi małe dziecko. Chłopiec mógł mieć około trzech lat. Ubrany tylko w dres, przemarznięty i milczący. Okazało się, że mieszkanie jest puste, nikogo nie było też wokół domu.

– W takich sytuacjach człowieka serce ściska – mówi Krysiak. – Wzięliśmy chłopca do radiowozu, dyżurny powiadomił dziadków. Następnego dnia sporządziłem notatkę do sądu rodzinnego. Bo to nie było pierwszy raz, że matka zostawiła dziecko bez opieki. Nie możemy dopuścić, żeby takie sytuacje miały miejsce.

Post. Kamil Krysiak ma 28 lat. Milicjantem był jego dziadek, w Policji służył jego ojciec. On rok temu zdecydował się kontynuować rodzinną tradycję. Dziś żałuje, że tak późno.

ANNA KRAWCZYŃSKA

zdj. KPP w Strzelcach Krajeńskich

 

Zobacz także:
Czuję, że pomagam (nr 110/05.2014)
Bohaterowie odznaczeni