Gdy w 2009 roku Ryszard J. ps. Profesor, po dziewięciu latach więzienia wyszedł na wolność, bardziej niż pewne było, że znów spróbuje uruchomić produkcję narkotyków. Zawsze tak robił. Nie pierwszy raz wychodził z więzienia i nie pierwszy raz zaczynał na nowo. Polscy policjanci mieli informację, że tym razem planuje uruchomić nielegalne laboratorium w Anglii. Przekazali tę informację brytyjskiej policji. Po jakimś czasie angielscy policjanci przyjechali do Polski. Chcieli skontaktować się z radomskimi policjantami CBŚ, którzy rozpracowywali poprzednią sprawę Ryszarda J. Najpierw jednak trafili do Waldemara Krawczyka. Trochę przez przypadek.
– Byłem wtedy naczelnikiem Wydziału Operacji Międzynarodowych CBŚ KGP – opowiada mł. insp. Krawczyk. – Padło nazwisko J., powiedziałem im, że tu w Polsce w 2000 roku byłem biegłym w jego sprawie, i oni postanowili to wykorzystać.
TRUDNY PRZECIWNIK
Prawda była taka, że gdy Anglicy odkryli nielegalne laboratorium, powstał problem. Po pierwsze, nigdy wcześniej nie mieli u siebie nielegalnego laboratorium produkującego narkotyki syntetyczne i ich biegli nie bardzo wiedzieli, jak tę sprawę ugryźć. Po drugie, Ryszard J. nie był łatwym przeciwnikiem. Nie bez powodu nosił ksywę „Profesor”. Jako doktor chemii potrafił dyskutować i snuć teorie, z którymi trudno było polemizować. Jego stałą linią obrony było, że nie produkuje narkotyków albo że wychodzą mu one przypadkiem, przy produkcji innych substancji.
– Kto jak kto, ale Ryszard J. potrafi skutecznie podważać wiedzę biegłych i tym samym zaufanie sądów do biegłych, wykazując ich niekompetencję – mówi dr Krawczyk, który swoje trwające kilkadziesiąt godzin zeznania przed sądem w 2000 roku wspomina jak największy egzamin z chemii organicznej, jaki przeszedł w życiu. Właśnie w dyskusji z oskarżonym Ryszardem J.
W BECZCE PO PIWIE
Tym razem było podobnie – Ryszard J. wszystkiego się wyparł, zaprzeczył, że produkuje narkotyki i podważył pierwsze opinie angielskich biegłych. Dlatego brytyjscy policjanci postanowili szukać pomocy w Polsce.
– Pierwszy raz jak przyjechali i przywieźli zdjęcia z oględzin nielegalnego laboratorium, to właściwie tylko po to, żeby zapytać, co to może być, do czego może służyć – opowiada Waldemar Krawczyk. – Weszli tam w momencie, gdy wszystko było rozmontowane i przestępcy mieli przerwę w produkcji. Leżały jakieś naczynia, beczka po piwie, rura metalowa. Nie mieli pojęcia, co to jest.
Dla dr. Krawczyka to było oczywiste. W Polsce od 20 lat likwiduje się nielegalne laboratoria narkotykowe. Na porządku dziennym są takie, gdzie z beczek po piwie robione są reaktory.
– Ja nawet im powiedziałem, co jeszcze tam się powinno znaleźć. I rzeczywiście, zrobili ponowne oględziny i znaleźli odpowiednie odczynniki i brakujące elementy do całej tej aparatury – mówi mł. insp. Krawczyk.
OPINIA I ZARZUTY
Potem poszło szybko. Waldemar Krawczyk został powołany na biegłego w sprawie. Dostał materiał zdjęciowy i wyniki analiz sporządzone w angielskim laboratorium kryminalistycznym. Jego zadaniem było sporządzenie opinii. Potem jeszcze był słuchany jako świadek przez prokuraturę, składając dodatkowe zeznania. Ostatecznie na ich podstawie angielska prokuratura postawiła Ryszardowi J. zarzuty. Podobno zrzedła mu mina, gdy dowiedział się, kto opiniuje w jego sprawie. Ale na tamtym etapie jeszcze zaprzeczał. Nie przyznawał się. Twierdził, że niczego nie produkował.
– Rzeczywiście, zastosował nową metodę, nawet w Polsce nie było do tej pory laboratorium, które produkowało amfetaminę w taki sposób. Stąd pewnie angielscy biegli mieli problem z wydaniem jednoznacznej opinii, co tam było robione i w jaki sposób – tłumaczy dr Krawczyk. – Ryszard J. na początku twierdził, że przeprowadzał eksperymenty. Poza tym w samych reaktorach w momencie likwidowania laboratorium nie było żadnych mieszanin reakcyjnych. Tylko ślady substancji niekontrolowanych. Był, co prawda, gotowy produkt, amfetamina, ale oskarżony twierdził, że to nie jego, tylko pozostałych osób, które przewijały się w sprawie.
UGODA
Gdy mł. insp. Waldemar Krawczyk został wezwany przez angielski sąd, zaczęły się toczyć negocjacje, jeszcze poza salą sądową. System sądowy w Anglii przewiduje, że zarówno obrona, jak i prokurator mogą powoływać swoich biegłych. I tak, Waldemar Krawczyk był biegłym prokuratury, a obrona powołała swojego.
– Po jakimś czasie angielski biegły przyznał, że moja opinia jest jednoznaczna i się z nią zgadza, oraz że sprzęt, który posiadał oskarżony, służył do produkcji amfetaminy – mówi dyrektor CLKP.
Efekt był taki, że Ryszard J. postanowił iść na ugodę. Przyznał się, że produkował amfetaminę. Na podstawie ugody, bez procesu, został skazany na 10 lat więzienia. Ale to nie był koniec historii.
– Po miesiącu doszedł do wniosku, że 10 lat to za dużo i wniósł apelację – opowiada polski biegły. – Jako podstawę do apelacji podał złą pracę obrońców. Zostałem wezwany przed angielski sąd po raz drugi.
JAK W FILMIE
Tym razem również obyło się bez zeznań.
– Ryszard J. sporządził uwagi do mojej opinii i bardzo chciał, żeby strony przesłuchały mnie na sali sądowej. Nagle w trakcie mojego oczekiwania na przesłuchanie rozmyślił się i powiedział, że nie ma pytań do biegłego. Może dlatego, że ja na jego zarzuty odpowiedziałem wcześniej pisemnie – mówi Krawczyk.
Ostatecznie ława przysięgłych uznała go za winnego i sąd skazał go na 9 lat więzienia. W przestępczym biznesie pomagała Ryszardowi J. partnerka oraz dwaj inni Polacy, którzy też zostali skazani.
– Ta sprawa przypomina słynny serial „Breaking Bad”. Oskarżony, wykładowca chemii, podobnie jak serialowy Walter White, postanowił wykorzystać swoje umiejętności i niespełniony geniusz do produkcji amfetaminy na skalę przemysłową – mówił w wywiadach dla brytyjskiej prasy Dave Archer z National Crime Agency. – Podobnie jak w serialu udało mu się wyprodukować towar bardzo dobrej jakości. Jego czystość wynosiła 78 procent.
Biorąc pod uwagę polskie warunki, jest to jakość standardowa. Ale brytyjscy śledczy mówią, że to 30 proc. więcej niż ich średnia krajowa.
– Pierwszy raz zetknęliśmy się z amfetaminą takiej jakości – przyznają zgodnie Dave Archer i Cath Stone z NCA. – Po raz pierwszy mieliśmy też do czynienia z laboratorium, które wytwarzało narkotyki na skalę przemysłową. Pomoc polskiego biegłego była dla nas nieoceniona.
Czego nauczyli się przy tej sprawie? Poznali metodę produkcji – w tym wypadku niezwykle łatwą i efektywną zarazem, oraz zobaczyli, że nawet w domowych warunkach, przy sprzęcie własnej konstrukcji można z powodzeniem produkować narkotyki na ogromną skalę.
ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Krzysztof Chrzanowski i z archiwum brytyjskiej policji