Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Historia bez happy endu (nr 110/05.2014)

W tej historii nie ma happy endu, chociaż być powinien, skoro pomówiony policjant został prawomocnie uniewinniony. Jednak złamany przebiegiem zdarzeń policjant odszedł ze służby, a zadośćuczynienie przyznane mu przez sąd I instancji cofnął sąd apelacyjny.

W tej sprawie są błędy i zaniechania, jest złamana kariera i pokrzywdzony człowiek. I nie ma winnego. 

O wręczenie łapówki pomówili policjanta (dziś już byłego) Artura Karczyńskiego z Sosnowca dwaj panowie K., ojciec i syn. Mieli dać mu 400 złotych, żeby odstąpił od wykonywania czynności wobec młodszego z nich, który został zatrzymany, gdy prowadził samochód pod wpływem alkoholu.

500 ZŁOTYCH ZA ZAŁATWIENIE GLINIARZA

Dlaczego Ireneusz i Leszek K. po dwóch latach od rzekomego zdarzenia postanowili podzielić się tą informacją z prokuratorem, ba, nawet przyznać się do popełnienia przestępstwa z art. 229 par. 1 i 3 k.k., czyli do wręczenia korzyści majątkowej, nie powiedzieli. Ale raczej nietrudno domyślić się, o co tak naprawdę chodziło. Młodszy z nich, Ireneusz, miał na pieńku z policjantem Arturem Karczyńskim. Kilka miesięcy wcześniej podczas festynu w mieście, kiedy Ireneusz wypił za dużo i rozrabiał, właśnie sierż. sztab. Karczyński  zatrzymywał go i obezwładniał. Zatrzymywany poszarpał policjantowi koszulkę służbową i znieważał go wulgarnymi słowami, za co prawomocnym wyrokiem w trybie nakazowym został skazany na karę ograniczenia wolności. Z tego też powodu nie mógł ubiegać się o pracę w Policji, co - jak mówili jego koledzy - zamierzał.

Kilka miesięcy po tym zdarzeniu przed drzwiami domu Karczyńskiego, który na szczęście przebywał wraz z rodziną na urlopie, zdetonowany został  materiał wybuchowy. Policjant podejrzewał zemstę ze strony Ireneusza K. Funkcjonariusze prowadzący postępowanie w sprawie wybuchu wśród innych rozważali także hipotezę, czy nie kryją się za tym jakieś niejasne powiązania policjanta. W śledztwie nie znaleziono na to żadnych przesłanek. Sprawcy podłożenia ładunku także nie odnaleziono. Za to po upływie kolejnych kilku miesięcy panowie K., ojciec i syn, zgłosili w prokuraturze, że sierż. sztab. Artur Karczyński dwa lata wcześniej wymusił na nich łapówkę. Policjant został przesłuchany jako podejrzany i decyzją prokuratora rejonowego w Tychach natychmiast zawieszony w czynnościach służbowych. Prokurator zażądał też kaucji w wysokości 20 tys. złotych. Natomiast panowie K. ochoczo przyznali się do popełnienia tego czynu i dobrowolnie poddali się karze, którą stanowiła grzywna 500 złotych i dozór kuratora sądowego.

Karczyński złożył w prokuratorze zawiadomienie o popełnieniu przez panów K. przestępstwa fałszywego oskarżenia. Ale skoro obaj przyznali się do wręczenia łapówki, to zdaniem prokuratora fałszywego oskarżenia nie było, więc ta sprawa została umorzona.

- Czy ja byłbym takim debilem, żeby wziąć łapówkę od człowieka, któremu parę miesięcy wcześniej robiłem sprawę o czynną napaść? - pyta retorycznie były już policjant. Stawiał to pytanie także prokuratorowi.  

Zawieszony w czynnościach policjant złożył zażalenie do Sądu Rejonowego w Tychach, który uchylił  wszystkie zastosowane wobec niego środki: zarówno zawieszenie, jak i kaucję, uznając je za niezasadne. Prokurator odwołał się od tej decyzji, ale sąd nie podzielił  jego argumentów. Karczyński został przywrócony do służby. Miał wtedy 16-letni staż w Policji, był sierżantem sztabowym o bardzo dobrej opinii, nigdy niekaranym, wielokrotnie nagradzanym.

Mimo wszystko prokurator skierował akt oskarżenia do sądu.

NIE WIADOMO: KTO? GDZIE? KIEDY? ILE?

Z aktu oskarżenia nie wynikają odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące przestępstwa korupcyjnego: kto? gdzie? kiedy? ile? Wyraźnie ujawnił to przewód sądowy.

W zeznaniach obydwu panów K. nic nie trzymało się kupy. Nie potrafili określić daty zdarzenia, podając coraz to inne terminy, więc prokurator przyjął, że do wręczenia łapówki doszło między lutym a czerwcem 2008 r. Syn mówił, że łapówkę wręczył na ulicy X., w wysokości 200 zł potem, że jednak 300 zł, później zeznawał, że on dał 200, a wezwany przez niego ojciec dowiózł kolejne 200 złotych, ojciec raz opowiadał, że 200 złotych dla policjanta dowiózł do miejsca, gdzie był zatrzymany syn, innym razem, że policjant przyjechał z jego synem po pieniądze pod dom i że on wrzucił mu do radiowozu 400 złotych. A w kolejnym zeznaniu, że to było 500 złotych.

Prokurator nie sprawdził, mimo wniosku oskarżonego, czyli policjanta, zapisu z alkosensora, co dawało szansę stwierdzenia, czy Ireneusz K. był kiedykolwiek badany na zawartość alkoholu. Natomiast przesłuchiwał wskazane przez niego osoby, w tym matkę i  kolegów. Jak się okazało przed sądem, osoby te znały przebieg zdarzenia jedynie z relacji zainteresowanych, w dodatku myliły fakty i okoliczności.

 - Ta sprawa nie powinna w ogóle wyjść z prokuratury. Była tak słaba, że należało ją umorzyć przed wszczęciem – mówi pragnący zachować anonimowość funkcjonariusz KGP.

Sąd nie zostawił na akcie oskarżenia suchej nitki, nie dając wiary zeznaniom Ireneusza i Leszka K., podkreślając niespójność i rozbieżności w ich zeznaniach, w odróżnieniu od konsekwentnych i spójnych zeznań oskarżonego policjanta. Krytycznie ocenił zeznania dodatkowych świadków.

Sąd wziął pod uwagę także fakt, że policjant wcześniej wykonywał czynności służbowe wobec Ireneusza K., który zatem „miał osobisty interes w tym, aby przedstawić policjanta Artura Karczyńskiego w niekorzystnym świetle”.  I wreszcie to sąd, a nie prokurator, w drodze przesłuchania Ireneusza K. ustalił, że do zdarzenia będącego przedmiotem rozprawy miało dojść 26 marca. Ireneusz K. zeznał bowiem przed sądem, że wracał wtedy z urodzin kolegi Mariusza S. Na podstawie daty urodzenia wspomnianego kolegi, który zresztą był świadkiem w sprawie, ustalono, że zdarzenie miało miejsce 26 marca 2008 roku. Gdy do akt sprawy na wniosek policjanta dołączono wykaz dni i godzin jego służby, okazało się, że 26 marca sierż. sztab. Artur Karczyński przebywał na urlopie (od 24 marca), 27 marca zaś pełnił służbę w budynku komisariatu.

Sąd wytknął wszystkie słabości aktu oskarżenia i uznał, że „zebrane dowody nie są wystarczające do uznania winy i sprawstwa Artura Karczyńskiego. Brak jednoznacznych, bezpośrednich i spójnych dowodów na to, by uznać, że Artur Karczyński przyjął korzyść majątkową”.

 A jednak mimo druzgoczącej opinii Sądu Rejonowego w Tychach prokurator wniósł od tego wyroku apelację. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał apelację za „oczywiście bezzasadną”, utrzymał w mocy wyrok uniewinniający policjanta Artura Karczyńskiego oraz obciążył kosztami procesowymi Skarb Państwa.

NIE WYTRZYMAŁEM PSYCHICZNIE

Mimo wyroku uniewinniającego policjant jest już poza służbą.

- Nie wytrzymałem psychicznie – mówi Karczyński. – Miałem wrażenie, że ktoś chce mnie zniszczyć, prokurator z góry uznał mnie za winnego, nie wszyscy koledzy zachowywali się lojalnie, jakby zastanawiali się, czy w tym pomówieniu jest prawda. Czułem wokół siebie złą atmosferę. Jako oskarżony musiałem pożegnać się z pracą kuratora sądowego, którą to działalność prowadziłem od kilku lat i która była dla mnie bardzo ważna. Zacząłem pić, żona wyprowadziła się ode mnie, życie zaczęło mi się walić. Wreszcie zrozumiałem, że nie poradzę sobie bez fachowej pomocy. Rozpocząłem leczenie w poradni zdrowia psychicznego. Podnosiłem się powoli. Z ogromną pomocą przyszły mi związki zawodowe, opłacając pełnomocnika procesowego. Walczyłem o swoje dobre imię, ale mimo że byłem niewinny, nie miałem pewności, czy prokurator nie dopnie swego i zostanę skazany. Wtedy byłbym zwolniony z Policji dyscyplinarnie. Nie wytrzymałem psychicznie i złożyłem raport o odejście. Poza tym nie chciałem już pracować w takiej instytucji, gdzie tak łatwo zniszczyć człowieka.

PRZYZNANIE ZADOŚĆUCZYNIENIA

W kwietniu 2013 roku  za pośrednictwem pełnomocnika mec. Jerzego Feliksa Artur Karczyński wystąpił do I Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Katowicach z pozwem przeciwko Skarbowi Państwa - Prokuratorowi Rejonowemu w Tychach o odszkodowanie i zadośćuczynienie za niesłuszne zatrzymanie i straty moralne, jakie poniósł w wyniku oskarżenia. Uzasadniał, że oskarżenie opierało się wyłącznie na bezzasadnym pomówieniu osób trzecich, że w wyniku prowadzonego procesu poniósł szkodę majątkową, został bowiem pozbawiony awansu, tracąc tym samym podwyżkę uposażenia, był pozbawiony możliwości otrzymywania wyróżnień i nagród, utracił też stanowisko kuratora sądowego, a traumatyczne przeżycia będące następstwem fałszywego oskarżenia negatywnie odbiły się na jego zdrowiu. Podnosił, że doszło do ewidentnego naruszenia jego dóbr osobistych, jego wizerunku obywatela o nieposzlakowanej opinii, wykonującego zawód zaufania publicznego.

Sąd okręgowy w całości uznał racje policjanta. Sąd wziął pod uwagę m.in. opinię  przełożonych. „W opinii przełożonych powód dał się poznać  jako funkcjonariusz zaangażowany, osiągający bardzo dobre wyniki w służbie. W II półroczu 2009 roku osiągnął najlepsze wyniki w służbie, co spowodowało, że został sporządzony wniosek o podwyższenie dodatku stałego, jednak został on wstrzymany ze względu na zawieszenie powoda w czynnościach służbowych. Przed zatrzymaniem powód był najlepszym funkcjonariuszem w jednostce, najbardziej zaangażowanym, co uległo zmianie po okresie zawieszenia i wpłynęło na jego wyniki w pracy. Część funkcjonariuszy nie chciała z nim pracować.” – napisano w uzasadnieniu wyroku.

Przyznając Arturowi Karczyńskiemu żądane odszkodowanie Sąd Okręgowy w Katowicach uzasadniał m.in.: „Gdyby pozwany (Prokurator Rejonowy w Tychach – red.) nie postawił powodowi (Arturowi K. – red.) zarzutów popełnienia przestępstwa, nie zawiesił go w czynnościach służbowych oraz nie skierował przeciwko niemu aktu oskarżenia, powód miałby realne szanse awansu  i zwiększenia swojego wynagrodzenia o kwotę 382 złote miesięcznie, czyli za okres od czerwca 2010 do momentu złożenia pozwu poniósł szkodę w wysokości 9932 złote”.

Uznając odpowiedzialność Skarbu Państwa  za poniesioną przez policjanta szkodę, sąd powołał się na art. 77 Konstytucji RP, który stanowi, że każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej. A za takie uznał działania prokuratora w procesie karnym. Zdaniem sądu „prokurator skupił się wyłącznie na gromadzeniu dowodów przemawiających na niekorzyść Artura Karczyńskiego jako podejrzanego, a następnie oskarżonego, nie dokonując przy tym ich weryfikacji. Opierając oskarżenie na zeznaniach dwóch świadków Leszka K. i Ireneusza K., które były niespójne, nielogiczne i nie znajdowały potwierdzenia w innych dowodach, prokurator podejmował przeciwko Arturowi Karczyńskiemu kolejne czynności procesowe, traktując go tak, jakby jego wina była już przesądzona”.  Tym samym - zdaniem Sądu Okręgowego w Katowicach - Prokurator Rejonowy w Tychach nie przestrzegał zasady obiektywizmu i innych zasad wynikających z art. 2, 4, 5 i 7 kodeksu postępowania karnego.  

Sąd nie miał również żadnych wątpliwości, że niesłusznie oskarżony policjant poniósł nie tylko straty materialne, ale doznał również krzywdy moralnej. Sąd wziął pod uwagę to, że postawienie mu zarzutu przyjęcia korzyści majątkowej naraziło go na utratę zaufania, że stracił dotychczasową motywację do pracy, nie mógł awansować, był pomijany przy nagrodach, pogorszył się jego stan zdrowia tak, że nawet musiał być hospitalizowany, a jego stan psychiczny w tym okresie miał negatywny wpływ na relacje z bliskimi. 

Wyrokiem z 25 kwietnia 2013 roku Sąd Okręgowy w Katowicach I Wydział Cywilny zasądził od pozwanego Skarbu Państwa – Prokuratury Rejonowej w Tychach  na rzecz powoda Artura Karczyńskiego: 75 tysięcy złotych zadośćuczynienia, 9932 złote odszkodowania oraz 7864 złote tytułem zwrotu kosztów procesu.

PROKURATOR GÓRĄ

Prokurator, któremu już kolejny sąd wytkał rażące błędy w prowadzonym przeciwko Arturowi Karczyńskiemu postępowaniu, nie został w żaden sposób ukarany. Przeciwnie, za pośrednictwem pełnomocnika Skarbu Państwa, czyli Prokuratorii Generalnej, odwołał się od wyroku Sądu Okręgowego w Tychach, zarzucając, że podstawa roszczeń Karczyńskiego jest niejasna i że nie udowodnił on poniesienia szkody. Stwierdzenie w apelacji, że nic nie stało na przeszkodzie, żeby przełożeni awansowali Karczyńskiego, gdyby naprawdę na to zasługiwał, jest całkowicie sprzeczne z zeznaniami naczelnika oraz zastępcy komendanta miejskiego, którzy wyraźnie mówili, że przyczyną, dla której Karczyński nie został awansowany, było toczące się przeciwko niemu postępowanie karne.

W przedstawionej tu sprawie nie tylko brakuje happy endu. Największym zaskoczeniem jest to, co stało się pół roku po cytowanym wyroku Sądu Okręgowego w Katowicach. 7 listopada 2013 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach I Wydział Cywilny uwzględnił apelację wniesioną w imieniu Skarbu Państwa - Prokuratora Rejonowego w Tychach, oddalając w całości powództwo Artura Karczyńskiego. Tym samym  policjant nie dostanie ani odszkodowania, ani zadośćuczynienia. 

Podstawą oddalenia powództwa było przyjęcie przez Sąd Apelacyjny, że „nieprawidłowa ocena przez prokuratora zeznań świadków i konieczności zastosowania środków zabezpieczających nie mogą być uznane za nielegalne ani bezprawne, nawet wówczas, gdy postępowanie karne zostaje zakończone wyrokiem uniewinniającym”.

A skoro „działaniom i zaniechaniem prokuratora nie można zarzucić bezprawności, brak podstaw do uznania odpowiedzialności Skarbu Państwa” – skonkludował sąd.

Pełnomocnik Artura Karczyńskiego złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.

 ELŻBIETA SITEK