Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Zaklinacz psów

Policjant od 14 lat, zastępca naczelnika Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Brzegu (woj. opolskie). Po pracy hodowca i treser psów.

Także tych porzuconych i psychicznie okaleczonych, dla których agresja stała się formą obrony przed człowiekiem. Dla nich pomoc asp. sztab. Leszka Koisa jest jedyną szansą na znalezienie nowego domu, a w konsekwencji jedyną szansą na życie.

Odbudowanie zaufania do człowieka to proces długi, trudny i nie zawsze zakończony sukcesem. Nie ma dwóch takich samych psów i choć często krzywdzone są podobnie, np. wywożone do lasu i przywiązywane do drzewa, każdy na swój sposób reaguje na wyrządzone zło. Ostatni był owczarek collie. Zanim trafił do lasu, został oblany kwasem. Rany fizyczne zdołano wyleczyć, tych psychicznych nie, dlatego nie mógł znaleźć domu na dłużej. Nie potrafił kontrolować swojej agresji.

OSTATNIM SUKCESEM BYŁ JOKER

Z Fundacji Dr Lucy, która pomaga kolakom, Joker trafił w końcu do Leszka Koisa. Praca nad nim trwała dwa miesiące i chyba zakończyła się sukcesem. Chyba, bo nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że pies nie zachowa się w sposób niekontrolowany i agresywny, o czym zresztą nowi właściciele są uprzedzani. Leszek Kois jest z nimi w stałym kontakcie. Jak ze wszystkimi, do których trafiły „jego” psy. Opiekunowie wiedzą, że w razie jakichkolwiek kłopotów mogą do niego zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Na razie jest ich sześciu – bo tylu psom pomógł przez rok. Co będzie, jeśli ta liczba znacznie wzrośnie, na razie się nie zastanawia.

Psa chciał mieć, odkąd pamięta. Niestety, rodzice nie chcieli się zgodzić, twierdząc, że blok to nie jest dobre miejsce dla psa. Na swojego pierwszego czworonoga musiał czekać do chwili wyprowadzki z rodzinnego domu. Tak się złożyło, że był to pierwszy dzień po ślubie, kiedy do ich nowego domu trafiła rottweilerka Bela. Żona Joanna jest także miłośniczką zwierząt – prowadzi sklep zoologiczny i hotel dla psów – więc pasję męża rozumie i podziela. Przez jej dom zawsze przewijały się psy zarówno rasowe, np. polskie owczarki nizinne, jak i kundelki przygarnięte prosto z ulicy. Później był owczarek niemiecki, też Bela. Odkąd przeprowadzili się do własnego domu, Leszek Kois jest hodowcą białych owczarków szwajcarskich. Ma ich pięć, a w całej Polsce jest ich tylko 350 sztuk.

Żona wspiera Leszka w jego działaniach związanych ze szkoleniami. Początkowo uczył się z podręczników, szkolił własne psy pod okiem szkoleniowców, podpatrywał innych. Później sam zapisał się na kurs. Ukończył państwowy kurs trenerski i zdobył uprawnienia tresera psów. Dziś tresurą zajmuje się także zawodowo. Pasję rodziców przejęła także 16-letnia córka Ewelina. Kiedy razem z tatą wraca z jakiegoś szkolenia, zdarza się jej wytknąć mu błędy, jakie jej zdaniem popełnił. Potrafi odebrać miot, wie, jak postępować ze szczeniakami. Młodsza córka, 14-letnia Marta, ma inne zainteresowania, ale też chętnie pomaga w pielęgnacji psów.

PRZYTULISKO

Jako miłośnik psów Leszek Kois nie mógł nie trafić do brzeskiego przytuliska dla psów. Zobaczył tam psy niemające szans na znalezienie domu. Były zbyt agresywne. Spotkał tam też grupę 20 wolontariuszy, głównie dzieci od 10 do 13 lat, ale także starszych, pełnoletnich i ich nauczyciela. Dzieci są bardzo zaangażowane, wiele z nich bardzo chciałoby mieć psa, ale z różnych przyczyn nie mogą. Opiekują się psami, jak potrafią. Leszek Kois postanowił pomóc. I psom, i wolontariuszom. Dzieciaki sprzątają w kojcach, karmią i wyprowadzają psy. Teraz pod okiem Leszka uczą się także radzić sobie z psią agresją, uczą się, jak rozpoznawać nadchodzący wybuch i jak go nie wzbudzać.

– Nie jestem szefem tych dzieciaków, raczej mentorem. Zaprowadziłem w ich działania trochę ładu, zdarza się, że wyznaczam im zadania i wysłuchuję relacji z postępów psów, którymi się indywidualnie opiekują, ale to wszystko odbywa się na zasadzie dobrowolności. Jedyne, czego zażądałem i bezwzględnie wyegzekwowałem od niepełnoletnich, to zaświadczenia od rodziców, że wiedzą, co ich dziecko robi i że się na to godzą – mówi.

Szkoli też psy z przytuliska, te najbardziej agresywne. Nie ze swojej winy takie są. Nie mają szans na dom. Alternatywą jest zastrzyk usypiający. Leszek Kois szkoli je w przytulisku, po pracy. Te, które trafiają do niego z fundacji, z innych miast w Polsce, zabiera do siebie, gdzie na podwórku są przygotowane dla nich kojce. Podkreśla, że w swojej pracy z psami nie używa metod siłowych i nie stosuje narzędzi wymuszających posłuszeństwo bólem, takich jak kolczatka.

– To nie jest tak, że jak zaklinacz psów przychodzę i czarodziejską różdżką przemieniam agresywnego psa w miłego psiaczka. Takie szkolenie może trwać kilka miesięcy. Zdaję sobie sprawę, że kiedyś może zdarzyć się tak, że tresura nie przyniesie satysfakcjonujących efektów – opowiada Kois.

Jego rola nie kończy się w chwili zakończenia szkolenia psa. Jeśli znajdą się chętni do zabrania go do domu, nowi właściciele także muszą zostać przeszkoleni. Bezpłatnie. Leszek Kois deklaruje, że takie bezpłatne, piętnastogodzinne (10 x 1,5 godziny) przeszkolenie zapewni każdemu, kto zdecyduje się wziąć psa ze schroniska lub innej podobnej placówki. Takie przygotowanie jest konieczne, ponieważ funkcjonuje wiele stereotypów na temat adopcji psów. Choćby ten, że takiemu zwierzęciu należy okazywać szczególnie dużo miłości. Tymczasem to w niczym nie pomaga, a może zaszkodzić psychice psa.

Leszek Kois starannie dobiera nowych opiekunów dla psów, którymi się zajmuje. – Lepiej, żeby dłużej poczekał na nowego pana, niż po krótkim pobycie w jakimś domu wracał do schroniska – twierdzi.

Oboje państwo Kois działają w opolskiej fundacji Fioletowy Pies. Leszek pomaga tam w czasie interwencji. Jako policjant.

– Mają do mnie zaufanie – tłumaczy. – I mam uprawnienia do kontroli dobrostanu psów, ukończyłem specjalny kurs zakończony państwowym egzaminem. Mogę ocenić, czy pies ma właściwe warunki, a jeśli stwierdzę, że nie, w skrajnych przypadkach mam prawo psa odebrać właścicielowi – opowiada.

W tej chwili przebywają u niego trzy pieski odebrane właścicielom: mały kundelek Dino wielkości jamniczka, nad którym się znęcano, i zabiedzona sunia w typie husky ze swoją małą córeczką.

PRZEDSZKOLE

Kynologiczna pasja jest znana przełożonym Koisa. Przyszedł więc w końcu moment, że i oni postanowili ją wykorzystać. Dla dobra służby. W czerwcu brzeski komendant zaproponował mu stworzenie programu profilaktycznego dla przedszkolaków. Koisa nie trzeba było szczególnie namawiać. Zaproponował tylko, żeby nie koncentrować się na opowiadaniu dzieciom, jak się zachować wobec ataku psa. Takich programów już kilka było, a poza tym lepiej zapobiegać.

Z programem „Zrozumieć zachowania czworonoga” ruszyli 1 września br. Na brak chętnych nie narzekają. Kilka spotkań już się odbyło. Lista oczekujących wciąż się wydłuża. Do przedszkola przychodzą asp. sztab. Leszek Kois i jego biały owczarek szwajcarski Hrabia, pies specjalnie sprowadzony z Austrii, w domu przewrotnie zwany Cyganem. Jest tak wytresowany, że potrafi pokazać wszystkie zachowania zapowiadające wybuch agresji, takie jak oblizywanie nosa czy ziewanie. Mimo że nie wolno im głaskać psa, dzieciaki i tak są zachwycone. I rozumieją więcej, niż można się po tak małych dzieciach spodziewać.

KLAUDIUSZ KRYCZKA
zdj. archiwum Leszka Koisa, KWP w Opolu