Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Jedź z dumą

Ride with pride (jedź z dumą) to hasło motocyklowego klubu strzegących prawa. Ich barwy to niebieska kamizelka z rycerzem pędzącym na koniu, który zamiast tylnych nóg ma motocyklowe koło.

– Do Błękitnych Rycerzy przystąpiłem trzy lata temu – tłumaczy Piotr, emerytowany policjant z KWP w Rzeszowie; jak wielu rycerzy zaczynał w ruchu drogowym. – Na motor wsiadłem późno, w wieku 30 lat, teraz mam 54 i nie wyobrażam sobie życia bez motocykla. A dlaczego Blue Knights? To proste: tutaj jesteś u siebie, w środowisku ludzi myślących podobnie.

NAJPIERW USA

Ruch Blue Knights narodził się w USA, gdzie wiosną 1974 r. w Bangor, w stanie Maine, kilku „strzegących prawa”, którzy w codziennej służbie wykorzystywali motocykle, postanowiło założyć klub. Idea spodobała się w innych częściach Stanów, wkrótce także w Kanadzie, Australii i niebawem w Europie.

W przeciwieństwie do Knight Riders (o których pisaliśmy w sierpniu br. – „Jeżdżą z głową, nie z manetką”), a którzy są klubem typowo polskim, Blue Knights Poland są częścią dużego międzynarodowego ruchu motocyklowego. Obecnie klub zrzesza ponad 20 tys. członków w 29 krajach, gdzie działa ponad 630 regionalnych, autonomicznych oddziałów.

W Polsce oddział BK pojawił się w 1997 r., choć jego członkowie założyciele spotykali się już w latach 1995–96.

– Aby powstał oddział w jakimś państwie, musi najpierw uzyskać rekomendację którejś z istniejących już narodowych sekcji – mówi Gabriel „Goombas” Burliga, który w Blue Knights Poland 1 pełni rolę sekretarza, a na co dzień w stopniu starszego sierżanta służy w ruchu drogowym KPP w Mikołowie. – Wtedy rozmowy toczyły się zarówno z władzami Konferencji Europejskiej BK, jak i klubem w USA. Udało się i Blue Knights Poland 1 (wtedy jeszcze jako Blue Knights Polska 1) powstał, i to jako pierwszy chapter w byłych demoludach.

WE ARE GOOD GUYS 99%

Do klubów BK mogą należeć osoby, które pełnią służbę z bronią w ręku w instytucjach strzegących prawa i mają możliwość aresztowania (zatrzymania) osobników to prawo łamiących.

– Od niedawna mogą do nas należeć funkcjonariusze Służby Celnej – wyjaśnia „Goombas”. – Mają przecież lotne patrole, które ścigają ludzi popełniających przestępstwa akcyzowe. Większość członków w polskich chapterach to jednak policjanci i emeryci policyjni. Oczywiście jest też instytucja członków honorowych, ale w każdym chapterze mogą oni stanowić maksymalnie 10 proc. Błękitnych Rycerzy.
W odpowiedzi na lansowane przez kluby MC (Motorcycle Club) hasło: „Jesteśmy kolesiami 1%” (przestrzegamy prawa w 1 procencie) na kamizelkach rycerzy pojawiły się podobne naszywki, jednak z napisem „We are good guys 99%” (Jesteśmy dobrymi chłopakami – przestrzegamy prawa w 99 procentach). 1 procent „Błękitni” zostawiają sobie na małe szaleństwo na motocyklu.

Sprawa klubów MC, które sieją ideologię nienawiści to osobny temat. Często są to wręcz gangi motocyklowe, działające na wzór tzw. ruchu kibicowskiego w najgorszym tego słowa rozumieniu, a ich członkowie z zasady nienawidzą każdego munduru. Błękitne kamizelki Blue Knightsów także kłują ich w oczy.

SIADASZ I JEDZIESZ

Pod koniec września w Orzeszu na Śląsku odbył się zlot na zakończenie sezonu motocyklowego, zorganizowany przez Blue Knights Poland 1. Bractwo motocyklowe zjechało z całej Polski, bo „Jedynka”, jako chapter założycielski, skupia ludzi rozrzuconych w całym kraju.

– Tutaj spotkałem wreszcie wspaniałych ludzi, którzy czują to samo co ja – wyjaśnia „Kormel” ze Służby Więziennej, który dopiero chce wejść w szeregi Błękitnych Rycerzy. – Jeżdżą motocyklami i podobnie jak ja na co dzień służą w mundurze. Moja przygoda z motocyklem zaczęła się jakieś sześć lat temu. Jeździłem też za łebka, tyle że wtedy ponosiła mnie fantazja i motor poszedł na bok. Do motocykla trzeba dorosnąć.

– Ze mną było podobnie, choć to historia o wiele starsza – dodaje Arkadiusz „Szwagier” Kwiatosz, na co dzień aspirant w jednostce podległej KMP w Chełmie. – Miłość do motocykli zaszczepili mi rodzice. Jeździli razem na zloty WSK ami, SHL kami. Nocowaliśmy w namiotach w Bieszczadach. Do tej pory mam taki mały kask – orzeszek, w którym podróżowałem. Ojciec siedział z przodu, mama z tyłu, a ja w środku. To były piękne czasy. A teraz zacząłem znowu jeździć, bo w końcu pozwoliła mi żona. Jesteśmy 20 lat po ślubie, a ona mi cały czas mówiła, że nie będę jeździł motocyklem, bo się o mnie boi. W końcu, gdy się zgodziła, to nie minęły dwa tygodnie i motor w garażu stał. Po córę też przyjeżdżam do szkoły motocyklem. Koleżanki jej zazdroszczą. Nie ma nic piękniejszego od jazdy motorem, po prostu siadasz i jedziesz…

PRAWDZIWE TRASY

– Dlaczego należę do Blue Knights? – niezwiązany z żadną służbą Janusz Chochorowski jest członkiem honorowym, powtarza moje pytanie, chwilę się zastanawiając. – Mam przyjaciela, który do niedawna był policjantem, razem chodziliśmy do szkoły, później była długa przerwa, gdy mieszkałem za granicą, teraz mieszkamy drzwi w drzwi, a nasze harleye stoją obok siebie w garażu. Ale jest też coś jeszcze: nie lubię jeździć wokół komina, a Blue Knightsi robią prawdziwe trasy. Teraz jest moda na motocykle i czasami widać gościa, który ma na sobie klamotów za 10 tys. zł i maszynę za 120 tys., a w ciągu roku przejeżdża 400–600 km. To tylko szpan, nic więcej. Ja swojego harleya poskładałem i jeździ. Dla mnie motocykl to sposób na życie.

– Na zlot przyjechaliśmy z Ciechanowa – mówi Beata Sakowska, jej mąż Stanisław jest czynnym policjantem. – Zaczęliśmy cztery lata temu. Mąż oczywiście jeździł za kawalerki. Pamiętam, jak przyjeżdżał do mnie wueską. Po 20 latach pasja mu wróciła. Dzieci już odchowane, czas jest, pieniędzy co prawda nigdy za dużo nie ma, bo paliwo trzeba lać, ale podróże motorem to niesamowita przygoda. W czerwcu tego roku pojechaliśmy w kilka motocykli przez kraje bałtyckie do Petersburga, polecam.

Na zlot prosto ze swojej wyprawy przyjechał „Miętus”, prezydent Blue Knights Poland 10 (Oddział Centrum Łódź). 1 lipca przeszedł na emeryturę z KMP w Łodzi i wyruszył z kolegą motocyklem do Gruzji. Do Orzesza dotarł drugiego dnia zlotu.

– Przejechaliśmy przez Czechy, Słowację i dalej na południe nad Morze Czarne, potem przez Bułgarię do Turcji – wylicza. – Celem była Gruzja, przepiękny kraj, gdzie kochają Polaków, a Lech i Maria Kaczyńscy mają swoją aleję w Tbilisi. Zaskoczeń jest mnóstwo, bo na przykład głównymi użytkownikami tamtejszych dróg są krowy. Chodzą gdzie chcą. Jedziesz serpentynami w górach, wychodzisz z zakrętu, a tu dwie krówki leżą na jezdni i majestatycznie przeżuwają. Na szczęście przyzwyczajone są do ruchu ulicznego, więc nie zrywają się i można je ominąć. W sumie przejechaliśmy około 11 tys. km.

PRZEZ PĄCZKOWANIE

W przyszłym roku Blue Knightsi będą obchodzić w Polsce piętnastolecie działalności. Rozmnażają się przez pączkowanie. Aby powstał chapter regionalny, musi być co najmniej 10 osób. Teraz z „Jedynki” odszedł Andrzej Chachuła, na co dzień technik kryminalistyczny w KPP w Ciechanowie, który w swoim mieście powołuje do życia nowy oddział.

– Moja przygoda z dwoma kółkami zaczęła się 27 lat temu, gdy ojciec kupił mi motorynkę – Andrzej uśmiecha się na samo wspomnienie. – Potem przesiadałem się na prawdziwe motocykle, a następnie była długa przerwa. Potem znów zacząłem jeździć, ale nie wiedziałem, że jest klub mundurowych. W barwach BK jeżdżę od czterech lat, a teraz zakładam regionalny chapter. Wszędzie jeżdżę z żoną, to mój kochany „plecaczek”. Odpada mi problem usprawiedliwiania się, że chcę gdzieś pojechać. Zresztą, gdy usłyszy o rajdzie czy zlocie, jest gotowa do wyjazdu szybciej niż ja.

Blue Knights to nie tylko klubowe spotkania i trasy. Na całym świecie pomagają w rehabilitacji dzieci. W Polsce zbierają pieniądze na pomoc dzieciom poszkodowanym w wypadkach drogowych. Nie na pomoc medyczną, ale na spełnienie jakiegoś marzenia, na które rodzice nie mogą sobie pozwolić. Blue Knightsi już na zlocie Knight Riders w Chotowej w czerwcu br. apelowali, aby zgłaszać do nich takie dzieciaki.

– Blue Knights to pewna filozofia życiowa – mówi „Goombas”. – To filozofia braterstwa i pomocy. Policjant też jest po to, by pomagać. To powinno być jego pierwsze i podstawowe zadanie. Ścigać, karać – potem.

„Goombas” jest także ratownikiem medycznym. Zawsze wozi ze sobą torbę sanitarną i przy jakiejkolwiek stłuczce, kolizji na drodze zatrzymuje się.

– Mam możliwości, to pomagam – mówi skromnie. – Sam wyposażam apteczkę, pomoc niosę bezinteresownie. Po prostu: lubię, potrafię i chcę to robić.

Paweł Ostaszewski
pawel.ostaszewski@policja.gov.pl
zdj. autor