Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Lincz przed kościołem

Rozwścieczony tłum fanatycznych obrońców wiary nie zna litości. Każdy, kto usiłuje mu się przeciwstawić, ryzykuje życie. Nawet jeśli występuje w imieniu prawa.

Czerwiec 1933 r., Grodzisko Dolne, duża wieś i siedziba gminy w powiecie łańcuckim (woj. lwowskie). Ponad 2 tys. mieszkańców, szkoła ludowa, kościół, posterunek Policji Państwowej, Kasa Pożyczkowo‑Oszczędnościowa Stefczyka, Spółdzielnia Mleczarska i Kółko Rolnicze. Nie można o niej powiedzieć, że to dziura zabita deskami. A jednak w czwartek, 22 czerwca, rozegrały się tu sceny przypominające mroczną epokę średniowiecza.

KRWAWA PROCESJA

Na nieszpory odprawiane w miejscowym kościele św. Barbary w oktawę Bożego Ciała przyszło kilkuset wiernych. Kiedy jedni oddawali się modlitwie, drudzy przed świątynią – starym zwyczajem – urządzili kanonadę z puszek i moździerzy. Odgłosy wybuchów niosły się głośnym echem po okolicy. Zaniepokojony tym komendant miejscowego Posterunku PP polecił dwóm swoim podwładnym wykonać prewencyjny patrol i przywołać bombardierów do porządku. Była to bowiem samowola i ewidentne naruszenie prawa, bo o pozwolenie na detonacje nikt do policji się nie zwracał.

Posterunkowi Ignacy Sroka i Feliks Ścisłowski znaleźli się przed kościołem w momencie, gdy tłum ludzi opuszczał świątynię i formował procesję. Ucichły wówczas wybuchy, co niektórzy mogli mylnie odebrać jako wrogą ingerencję policjantów w ich życie duchowe. Pod adresem funkcjonariuszy posypały się więc obelgi i podburzające okrzyki. Który z mieszkańców pierwszy rzucił w nich kamieniem – nie ustalono. Nie wiadomo też, kto pierwszy wyrwał sztachetę w płocie i rzucił się na mundurowych z okrzykiem: Bij policję!

Na widok agresywnego tłumu posterunkowi rzucili się do ucieczki. Zewsząd jednak posypał się na nich grad kamieni i rozłupanych cegieł. Policjanci sięgnęli po broń i oddali strzały ostrzegawcze, ale to jeszcze bardziej wzmogło agresję rozwścieczonych napastników. W obliczu bezpośredniego zagrożenia życia zdążyli jeszcze wystrzelić z pistoletów bezpośrednio do atakujących, raniąc jednego z nich w nogę.

Pierwszy padł na ziemię post. Ignacy Sroka, trafiony w głowę półcegłówką. W mgnieniu oka został zakatowany na śmierć przez oszalały tłum. Kilkanaście metrów dalej dopadnięto post. Feliksa Ścisłowskiego. Zmasakrowany kijami i skopany do nieprzytomności zmarł kilka godzin później. Miał zaledwie 26 lat, od kilku miesięcy był szczęśliwym małżonkiem. Ignacy Sroka miał 33 lata, pozostawił żonę i kilkuletnią córeczkę.

PRECZ Z RZĄDEM! PRECZ Z POLICJĄ!

Dokonawszy samosądu na młodych policjantach, tłum grodziskich katolików ruszył na posterunek policji. Ich intencje były oczywiste: rozprawić się z pozostałymi funkcjonariuszami, którzy w oczach mieszkańców uosabiali ciemiężycieli z administracji rządowej. Byli więc winni, bo bronili ludzi odpowiedzialnych za ich głód i nędzę.

Na zabarykadowany posterunek posypały się kamienie, tłum skandował antyrządowe okrzyki, domagał się sprawiedliwości, chleba, pieniędzy. Zdesperowanych ludzi usiłował uspokoić komendant policji. Na próżno. Nie chciano go słuchać. Ostrzegał przed przybyciem większych sił policyjnych z województwa, które były już w drodze. Zagroził wreszcie użyciem broni.

Ludzie nie reagowali, jakby byli w jakimś amoku. Kiedy po raz kolejny zaczęli napierać na budynek, komendant posterunku w obawie o życie swoje i trzech posterunkowych wydał rozkaz użycia broni. Padły pierwsze ofiary. Tłum jednak nie odstępował. Ludzie cofnęli się, ale nie rozeszli. Ponowili ataki w nocy, łącznie z ostrzałem z broni palnej.

Nad ranem przybyła odsiecz z komendy wojewódzkiej. Najpierw 150 posterunkowych pod dowództwem kom. Nowakowskiego, a następnie jeszcze stu innych stopniowo przywróciło w gminie porządek. Zamieszki trwały jednak pięć dni. Niestety, „rewolucja grodziska” – jak wydarzenia te określiła krajowa prasa – pociągnęła za sobą osiem ofiar śmiertelnych (w tym dwóch policjantów) i wielu rannych. Aresztowano około 500 osób, mieszkańców Grodziska i okolicznych wsi, z których pięćdziesiąt postawiono przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie w połowie października 1933 roku.

(...)

WYROK

24 października 1933 r. zapadł wyrok. Z 50 oskarżonych 12 uniewinniono, pozostałych skazano bądź za czynny napad na posterunkowych (w tym kilku za pobicie i spowodowanie śmierci), bądź też za organizowanie i udział w zgromadzeniu mającym na celu przestępstwo (zawładnięcie posterunkiem PP i rozbrojenie policyjnego oddziału). Wymierzone kary sięgały od 6 miesięcy do 4 lat pozbawienia wolności.

Jerzy Paciorkowski
j.paciorkowski@policja.gov.pl
zdj. archiwum

Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.