Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Reprezentacyjni

Motocyklową asystę honorową ma policja w każdym województwie. Tę stołeczną w kwietniu zobaczył cały świat. Nikt nie policzył, ile kilometrów policjanci MAH pokonali z minimalną prędkością i ile eskort odbyli. A stresu, bólu rąk i nóg po każdej wielokilometrowej asyście zmierzyć się nie da. Zaprezentowali się jednak znakomicie.

Obecność mediów wcale im nie przeszkadza w wykonywaniu służbowych obowiązków. Zdążyli się już do tego przyzwyczaić. Potrafią więc zachować czujność, chłodny umysł i skoncentrować się na swych zadaniach. No i być gotowym na każdą ewentualność. Na szczęście policjanci z MAH, czyli motocyklowej asysty honorowej, bo o nich tu mowa, są profesjonalistami w każdym calu. Do perfekcji opanowali technikę jazdy na ciężkich motocyklach, i to w różnych konfiguracjach. Nie stresują ich tłumy, są spokojni i perfekcyjni. Nauczyli się też panować nad emocjami, choć niekiedy nie jest to wcale takie proste.

BEZ SCENARIUSZA

– Tragedii, jaka się wydarzyła 10 kwietnia br. pod Smoleńskiem, nikt nie mógł przewidzieć, więc i przygotować się do takiej sytuacji jest nie sposób – mówi kom. Marcin Sygocki, kierownik 39-osobowej Sekcji Kontroli Ruchu Drogowego V Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji, a jednocześnie dowódca warszawskiej MAH. – Na naszą sekcję spadły najbardziej prestiżowe, ale zarazem niezwykle odpowiedzialne zadania zapewnienia eskorty wszystkim konduktom pogrzebowym z ciałami ofiar katastrofy, z lotniska Okęcie do miejsc celebry, a następnie pochówku.

Zadania te wykonywało dziewięciu policjantów z sekcji V, będących zarazem członkami MAH od momentu utworzenia tej grupy w grudniu 2008 r. Większość z nich ma 7–10-letni staż w drogówce (niektórzy nawet kilkunastoletni) i takie samo doświadczenie za kierownicą służbowego motocykla. To właśnie oni już w niedzielę, 11 kwietnia, znaleźli się niejako na pierwszej linii frontu, uczestnicząc w najtrudniejszym w swoim życiu zadaniu – asyście honorowej przy trumnie Prezydenta RP, oraz dwa dni później, towarzysząc w ostatniej drodze z lotniska do Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu konduktowi Pierwszej Damy. Potem, przez kolejne dni, ulicami Warszawy prowadzili kondukty pogrzebowe z pozostałymi 94 ofiarami katastrofy samolotowej.

– Żaden z nas nie przypuszczał, że kiedykolwiek znajdzie się tak blisko ofiar tej niewyobrażalnej tragedii – zwierza się asp. Bartosz Pacek, 31-letni kierownik ogniwa rd, od 10 lat w służbie ruchu. – To ogromnie traumatyczne przeżycie, które z pewnością pozostanie w każdym z nas na całe życie.

Jerzy Paciorkowski
zdj. I. Fertner, M. Krupa, A. Pasieczny, W. Pasieczny, archiwum

Więcej o MAH w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.