– Paradoks polega na tym, że nigdy w życiu nie byłem związany z Łęczną – mówi mł. insp. Jacek Kucharczyk, komendant powiatowy Policji w tym mieście. – Urodziłem się w Lublinie, w domu, bo tak kiedyś ludzie przychodzili na świat. Tam się wychowałem. Dopiero później, gdy sam zamieszkałem w Łęcznej, z dokumentów dowiedziałem się, że tu przyszedł na świat mój dziadek.
PIĘTNASTOLETNI ŻOŁNIERZ
Bolesław Rybczyński urodził się 4 października 1903 r. w podlubelskiej Łęcznej. Gdy miał osiem lat, rodzina przeniosła się do Lublina. Ukończył cztery klasy gimnazjum, a gdy Polska znalazła się w potrzebie, ochotniczo wstąpił do wojska. Miał wtedy piętnaście lat. Służył m.in. w Żandarmerii Krajowej przy Grupie Operacyjnej „Lublin”. Po przejściu do cywila pracował jako kancelista w Wydziale Finansowym Zarządu Miejskiego w Lublinie. Potem jednak wrócił do munduru, tym razem policyjnego.
(...)
POSTAĆ OJCA
– Kilka lat temu miałam bardzo dziwne zdarzenie – Krystyna Kucharczyk zamyśla się i uśmiecha łagodnie. – Byłam w pobliskim sklepie spożywczym. Nagle podeszła do mnie starsza kobieta, która od dłuższego czasu badawczo mi się przyglądała. „Czy pani jest może z Rybczyńskich?”, zapytała. Mówię, że tak, a ona na cały głos w sklepie: „Może pani być dumna z ojca, to był szlachetny człowiek!”. Skrępowałam się mocno, bo wszyscy zaczęli się oglądać. Usłyszałam same dobre rzeczy o ojcu od obcej osoby, zupełnie spontanicznie i bezinteresownie.
Pani Krystyna Kucharczyk, z domu Rybczyńska, w 1939 r. miała cztery lata. Jest córką przedwojennego policjanta i matką policjanta współczesnego.
(...)
– Zachowały się za to fragmenty pamiętników – dodaje jej syn, komendant Jacek Kucharczyk. – Są też listy otwarte dziadka, które pisał do babci, a które czytane były w kościele. Proszę posłuchać: „(…) wiedziałem, że cierpisz, choć się nie skarżyłaś, widziałem często w twych łagodnych oczach lekki odcień zazdrości, gdy patrzyłaś na ludzi biegnących obok nas po ścieżce usłanej różami, kwiatami i chwytających wszystko po drodze, co jest najlepsze w życiu, niebaczących na protest sumienia i brzydotę czynu (…)”. Kto dzisiaj tak pisze? I to do żony?
WIEŚCI ZE WSCHODU
Wojna zbliżała się jednak wielkimi krokami.
– Pamiętam, że jak był alarm, chyba jeszcze wtedy ćwiczebny, to ojciec przykładał mi do twarzy mokrą szmatkę, bo mówiono, że może być zrzucony gaz – wspomina pani Krystyna. – Jak przez mgłę pamiętam też, że któregoś dnia przyszedł do nas, byliśmy chyba jeszcze na letnisku albo już wywiezione z Lublina po rozpoczęciu wojny. Ściskał nas, podobno miał łzy w oczach. Czule żegnał się z mamą. Wyjechał, mama nie wiedziała gdzie. Dopiero później dotarła wiadomość, że wszyscy policjanci ewakuowali się na Wschód.
Potem zapadła cisza.
(...)
Kolejna informacja dotarła do Rybczyńskich przed Bożym Narodzeniem. Z obozu przyszła kartka, pierwsza i jedyna:
„Droga Luśko. Jestem w Rosji Sowieckiej. Odpisz jak najprędzej, czy wszyscy żyją, czy jesteś zdrowa. Myślą pozostaję ciągle przy Was. Oczekuję odpowiedzi i ściskam. Całuję moje najukochańsze maleństwa. Bolek. Ostaszków, 26 listopada 1939 r.”.
– Mama szalała z radości – pani Krystyna nie kryje wzruszenia. – Biegała wokół stołu, czytała tę kartkę wiele razy. W całym domu zapanowała wielka radość. Zaraz odpisała i dostała odpowiedź – „adriesata niet”. A przecież ojciec jeszcze żył. Myślimy, że chciano sprawdzić nasz adres, bo wkrótce potem zostaliśmy wysiedleni.
(...)
Kolejna tragiczna wiadomość ze Wschodu przyszła wraz z publikacją list śmierci zbrodni katyńskiej.
– To był taki namacalny dowód, że ojciec został zamordowany, że na pewno nie żyje –wspomina Krystyna Kucharczyk. – Był 1990 rok, żyła jeszcze siostra, która pamiętała ojca. Bardzo rozpaczała.
WIERSZ DLA OJCA
Nazwisko ojca na listach katyńskich było dowodem śmierci, nieodwołalnym, bolesnym, ale teraz rodzina miała już miejsce, gdzie mogła zapalić lampkę i złożyć kwiaty.
(...)
Krystyna Kucharczyk, gdy dowiedziała się o tragicznym losie ojca, napisała wiersz. To było jeszcze zanim pojechała do Miednoje.
Dla ojca męczennika
(…) I przyszli pod mur w kazamatach
Gdzie Matka Kozielska stała
I kiedy cicho padali
W ramiona swoje ich brała
Tuląc do serca skrycie
Tak im cichutko szeptała
Za Polskę daliście życie
Wielka Wam cześć i chwała
I rozśpiewały się ptaki
Wstała jutrzenka nowa
Szeregiem przed tron Boga szli
– Policja z Ostaszkowa
I kiedy wietrzyk powieje, rozproszy chmury uparte
Wznieś głowę, spójrz w niebo
Oni trzymają tam wartę.
Paweł Ostaszewski
zdj. autor i z archiwum Jacka Kucharczyka
Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.