Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

"Nie warto jest zabijać..."

Kiedy mówi się o polskich mordercach seryjnych, zawsze na pierwszym miejscu pojawia się postać "wampira z Zagłębia" - Zdzisława Marchwickiego. I niemal natychmiast pada pytanie: był nim naprawdę? Odpowiedzi do dzisiaj nie ma.



Rozprawa rewizyjna w Sądzie Najwyższym

Zwykły, brązowy zeszyt A-4 za ówczesne (lata 70. ubiegłego wieku) 4,50 zł. Na okładce wizerunek wrocławskiego ratusza, a z tyłu stempel opłaty na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka. W środku niezwykła treść dedykowana współwięźniowi Zygmuntowi Alanie (zachowana oryginalna pisownia cytowanych fragmentów).

SPOWIEDŹ "WAMPIRA"?

Ja Marchwicki Zdzisław opisuję swoje życie i zaczne od tego że urodziłem się w Dąbrowie górniczej dnia 18.10.1927 a więc, jako młody chłopiec chodziłem do szkoły podstawowej w Będzinie, nauka nieszła mi dobrze, a właściwie to uczyłem się bardzo słabo i chyba dlatego że chodziłem na wagary i oglądałem się za dziewczynkami za nie posłuszeństwo ucznia, dla zawstydzenia go nauczyciel czy nauczycielka stosowali taką karę że sadzali nas z dziewczynkami. Ja nie uważałem tego za karę, raczej byłem zadowolony z tego. Gdy siedziałem z dziewczynką nie byłem zainteresowany lekcjami a tą z którą siedziałem.

(...)

PSYCHOZA

Autorem tych słów był człowiek, który stanowił największe wyzwanie dla powojennej kryminalistyki. Wcześniej Milicja Obywatelska miała już niejednokrotnie do czynienia z seryjnymi zabójcami, acz nigdy nie na taką skalę. Po ujęciu Zbigniew Marchwicki został oskarżony o 14 zabójstw kobiet na tle seksualnym i 6 usiłowań (choć w opracowaniach przypisuje mu się z reguły 21 napadów, w tym 6 bez skutku śmiertelnego).

Nim do tego doszło, Zagłębie i Górny Śląsk obezwładnił strach przed "wampirem". W 1965 roku - apogeum jego działalności - ojcowie i bracia odprowadzali swoje żony, córki i siostry do szkół i zakładów pracy. Niektóre, co bardziej sfeminizowane, fabryki wynajmowały nawet specjalne autobusy, które przywoziły i odwoziły ich pracownice.

(...)

Początkowo nie informowano szerzej o zagrożeniu, jednak wzrastająca liczba mordów i napadów przy braku postępów w śledztwie zmusiła milicję do zwrócenia się do społeczeństwa o pomoc. Bezpośrednim przyczynkiem do tego było zabójstwo 18-letniej Jolanty Gierek - bratanicy Edwarda Gierka, ówczesnego I sekretarza KW PZPR - której ciało wyłowiono z Przemszy 22 października 1966 r. Ponoć Gierek nie naciskał na śledczych, ale fakt, że cztery miesiące wcześniej zginęła Maria Gomółka (zbieżność nazwisk z I sekretarzem KC PZPR przypadkowa) nasuwał podejrzenia, że sprawca jest nie tylko seksualnym dewiantem, ale może też atakować władzę ludową.

Z miejsca stał się więc wrogiem publicznym numer jeden.

W prasie pojawiły się komunikaty z opisem prawdopodobnego wyglądu "wampira". Zaczęto drukować ulotki z ostrzeżeniami dla kobiet. Wyznaczono nagrodę za pomoc w ujęciu "wampira" w astronomicznej, jak na tamte czasy, wysokości - milion złotych. W Wydziale Specjalnym uruchomiono telefon 22 555, na który można było zgłaszać podejrzane zachowania. Dzwonił niemal bez przerwy. Ludzie nie tylko dzielili się swoimi obawami i spostrzeżeniami, ale też niejedno-krotnie próbowali załatwiać prywatne porachunki, oskarżając swoich wrogów. Milicja zasypywana była donosami, których sprawdzanie paraliżowało pracę śledczych.

(...)

TO "WAMPIR"!

Mordy tymczasem nie ustawały. Krąg podejrzewanych udało się jednak z czasem ograniczyć do 250 osób (znalazł się w nim Zbigniew Marchwicki). Ppłk Gruba i naczelnik Wydziału Zabójstw Komendy Głównej MO płk Józef Muniak przeprowadzili ponowną analizę całości materiału, wyodrębniając 485 cech fizycznych i psychicznych, które mogą charakteryzować poszukiwanego. Marchwicki miał najwięcej cech zgodnych - 56 (niecałe 12 proc. wyodrębnionych w analizie - niezbyt dużo, ale pozostali z kręgu podejrzewanych mieli ich jeszcze mniej).

Zatrzymano go jednak dopiero 6 stycznia 1972 roku, w miesiąc po złożeniu przez jego żonę donosu, że znęca się on nad rodziną. I - co ważne - w dwa lata po ustaniu napadów na kobiety (ostatni mord miał miejsce 4 marca 1970 r.).

(...)

Nie wszyscy w grupie "Anna" byli jednak przekonani, że Marchwicki to poszukiwany seryjny morderca. W jego winę wątpili: płk Zygmunt Kalisz, płk Stefan Tokarz, por. Zbigniew Gontarz. Także prokurator Leszek Polański, który w ogóle wycofał się z oskarżania.

Seksualni mordercy seryjni rzadko nie przyznają się do swoich czynów, raczej też nie wycofują złożonych - niemal zawsze precyzyjnych - wyjaśnień. W przypadku Marchwickiego było odwrotnie - zaprzeczał wszystkiemu, a jeśli już przyznawał się do czegoś, to zmęczony wielogodzinnymi, powtarzającymi się przez wiele tygodni, przesłuchaniami. Podpisując protokoły zeznań, niejednokrotnie robił adnotacje "ale to nieprawda"; często rzekome okoliczności opisywanych przez niego zdarzeń w ogóle nie miały miejsca w rzeczywistości. Raz, zmęczony lub zdenerwowany, wyrwał protokół i usiłował go zjeść.

(...)

W trakcie rozpraw Marchwiccy wielokrotnie oskarżali się nawzajem. Zdzisław odwołał swoje przyznanie się uzyskane przez prokuratora, jego odpowiedzi na pytania sądu często były niespójne lub wręcz wewnętrznie sprzeczne. Często robił wrażenie nieco zagubionego, narzekał też na zmęczenie. Jego końcowe przyznanie się do winy jest co najmniej dziwne.

"Marchwicki: no że ja nie, ja nie chcę już po prostu zeznawać bo nie mam nic do powiedzenia. Wiele zawiniłem to na pewno, że tak postąpiłem tego żałuję no ale dzisiaj to już za późno.

Sąd: No to ostatnie pytanie: oskarżony się przyznaje czy nie?
Marchwicki: No cóż że Najwyższy Sądzie cóż to jest za różnica.
Sąd: Czy oskarżony jest mordercą?
Marchwicki: No z tego co słyszałem, co się dowiedziałem no to chyba tak".

(...)

PRZEMYSŁAW KACAK
zdj. archiwum


 
Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.

Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.