W tej zbrodni wszystko było tak niezwykłe, że niemal niewiarygodne - motyw, okrucieństwo, okoliczności, zmowa milczenia świadków. Obrońcy oskarżonych uciekli się wręcz do nietypowej argumentacji przed sądem: to nie mogło mieć miejsca, bo historia kryminalistyki nie zna takiego przypadku, nie wymyśliłby tego żaden autor kryminałów. A jednak makabryczny mord zdarzył się naprawdę, w noc Bożego Narodzenia 1976 roku.
Kiedy nad Zrębinem wzeszła pierwsza gwiazda, Sojda przełamał się z rodziną opłatkiem; zasiedli do wigilijnej wieczerzy. Sianko pod obrusem, dwanaście potraw, wolne miejsce przy stole dla nieoczekiwanego przybysza, kolędy...
Krótko przed północą ruszyli do nieodległego Połańca na pasterkę, jak nakazywała tradycja. Dwoma wynajętymi autokarami - sanem i autosanem - pojechało kilkudziesięciu mieszkańców wsi. Jan Sojda, jego szwagier Józef Adaś oraz zięciowie Stanisław Kulpiński i Jerzy Socha wiedzieli, że nie wszyscy wrócą.
(...)
MORD
Około dwóch kilometrów za Połańcem zięć Sojdy dostrzega idących poboczem Łukaszków i Mietka Kalitę. Najeżdża na idącego najbliżej osi jezdni chłopca, łamiąc mu nogę. Za fiatem zatrzymują się autokary. Z sana wybiegają Sojda i Adaś. Doskakują do Stanisława. Biją go korbowymi kluczami do odkręcania śrub w kołach autobusów. Najwięcej ciosów w głowę. By zabić. Jego żona próbuje uciekać, ale dopadają ją w polu.
- Wujku, nie zabijaj mnie (rodziny Kalitów i Sojdów były spokrewnione - przyp. aut.) - błaga dziewczyna. - Zabiliście mi męża, zostawcie chociaż mnie matce.
Oprawców to jednak nie powstrzymuje. Podobnie jak fakt, że Krysia jest w piątym miesiącu, widocznej już, ciąży. Jej też rozłupują głowę kluczem.
(...)
KRUCYFIKS, KREW I... ŁAPÓWKI
Zaraz po dokonaniu zbrodni Sojda ze szwagrem i zięciami każą przesiąść się ludziom do autosana, co - zszokowane, otumanione wódką - stadko potulnie czyni. Sami wrzucają ciała do sana. Oba autobusy i fiat przejeżdżają ponad kilometr, stają ok. 200 metrów przed pierwszymi domami Zrębina. Mordercy kładą zwłoki Mietka i Stanisława do rowu, szwagier Sojdy najeżdża na nie sanem. Ciało Krystyny obnażają od pasa w dół i zostawiają za autobusem.
Później prowodyr morderców wymusza na świadkach przysięgę, że będą milczeć o tym, co widzieli. Ludzie klękają w autokarze, całują podsuwany przez Sojdę krzyżyk. Zbrodniarz nakłuwa każdej osobie palec agrafką i krwią znaczy ślad na kawałku papieru, dodatkowo pieczętując przysięgę.
(...)
NOS MILICJANTA
- Sprawcy usiłowali upozorować wypadek drogowy i wpleść w tło motyw seksualny, aby zagmatwać sprawę - mówi Ragan. - Od początku mi to nie pasowało. Łukaszek miał rany na samym czubku głowy. Niemożliwe, by powstały na skutek potrącenia przez autobus. Były typowe dla uderzeń jakimś narzędziem. Miał też uszkodzony oczodół, a nos pozostał nietknięty. To także mało prawdopodobne przy wypadku drogowym. Trzymałem jednak w ręku opinię lekarza prowadzącego sekcję, która mówiła co innego.
Na domiar złego okazało się, że san zamiast znaleźć się pod pieczą Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KW MO w Tarnobrzegu w celu przeprowadzenia drobiazgowych badań, został oddany do kasacji, ślady z miejsca zdarzenia zaś nic nie mówiły - zebrano je nieudolnie.
- Nie było nic poza protokołem sekcji, ludzie milczeli, ale ja czułem, że to nie wypadek - mówi Ragan. - Zacząłem operacyjnie ustalać, co działo się w noc wigilijną. Dowiedziałem się, że jeden z chłopców, wracając z pasterki, krzyczał pod oknami Sojdów: "Zabiliście tylu ludzi, zabiliście mojego kolegę!".
(...)
PRZEMYSŁAW KACAK
zdj. autor, Sylwia Zaczkiewicz, archiwum "Echo Dnia", podziękowania dla Marcina Radzimowskiego za udostępnienie zdjęcia z wizji lokalnej
Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.
Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.