Dach z potwornym chrzęstem łamał się na naszych oczach. To wyglądało jak scena z filmu katastroficznego w zwolnionym tempie. Popędzaliśmy ludzi i biegliśmy wraz z tłumem środkiem hali. Straciłem Tadka z oczu. Zrobiło się ciemno, konstrukcja była tuż nad naszymi głowami. Już wiedziałem, że nie zdążę do wyjścia. Przed sobą miałem metalowy filar złożony z trzech stalowych rur. Dopadłem do niego i wsadziłem tam głowę. Usłyszałem huk. Gdy otworzyłem oczy, nad sobą zobaczyłem niebo. Dachu nie było. Panowała ciemność. Ze wszystkich stron dobiegały jęki i krzyki. Parę metrów przede mną leżał chłopiec. Skoczyłem do niego. Żył. Wziąłem go na ręce, wyniosłem na zewnątrz.
(...)
Około 4.00 pojechałem do domu. Nie spałem. Zaczęło do mnie docierać, co się stało. Przez kilka dni żyłem jak we śnie. Byłem w szoku. Wciąż wracają obrazy, które widziałem. Najgorszy z nich - trzeszczący, obsuwający się dach - będzie mi chyba towarzyszył do końca życia. Ja wtedy po prostu zobaczyłem śmierć.
Wysłuchała ELŻBIETA SITEK
zdj. Wojciech Basiński i KWP w Katowicach
Archiwalne wydania POLICJA 997 w postaci plików PDF, można pobrać z archiwum strony.