Sympatycy programów telewizyjnych z udziałem policjantów otrzymali właśnie kolejną bardzo ciekawą propozycję, którą powinni sprawdzić. Uwagę na dokument bez cienia wątpliwości zwrócą też sami funkcjonariusze. Nie jest tajemnicą, że w środowisku policyjnym tego typu produkcje często traktowane są z rezerwą, bo są to albo fabuły, które nie muszą przecież odzwierciedlać rzeczywistości, albo seriale w jakimś stopniu tę rzeczywistość koloryzujące. A jeśli już dostajemy dokumenty pokazujące prawdziwe interwencje, to raczej te łatwiejsze, podczas których więcej pomagamy z uśmiechem na twarzy, niż chronimy z narażeniem zdrowia i życia. Produkcja TVN Turbo (poniedziałki, godz. 22.20) pokazuje niebieską formację z jeszcze innej perspektywy. Rekomendacją niech będzie opinia sierż. szt. Łukasza Graczyka z KRP Warszawa-Śródmieście, jednego z bohaterów pierwszego odcinka „Niebezpiecznych dzielnic” – Drażnią mnie paradokumenty i filmy nawiązujące do Policji. Staram się ich unikać, nie oglądać. Tu pokażemy, jak naprawdę wygląda służba w Policji.
Jest pan producentem „Niebezpiecznych dzielnic”, więc chyba to panu najbardziej powinny doskwierać komentarze widzów, którzy w mediach społecznościowych zarzucają wam tzw. ustawkę reżysera i aktorów z fikcyjnymi przestępcami, w celu wykreowania ciekawych, lecz fikcyjnych scen.
Paradoksalnie takie komentarze cieszą mnie najbardziej, one są najcenniejsze. Gdy je czytam, wiem, że dobrze wykonaliśmy naszą pracę, że się udało. Czasami to właśnie rzeczywistość wydaje się najbardziej nieprawdopodobna i trudno uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się w naszej pięknej dzielnicy i w dodatku udało się je zarejestrować. W silnym stresie i pod wpływem emocji ludzie są sobą, niczego nie udają, więc widz może pomyśleć, że ma do czynienia z perfekcyjną grą aktorską i dobrze wyreżyserowaną sceną. A to po prostu życie. Tak właśnie wyglądają służby na nocnych zmianach w dużych miastach. Zdarzają się raz na jakiś czas nawet w najmniejszych miejscowościach. Czasem wieje nudą, a już za chwilę krew miesza się z adrenaliną.
Ale po co pokazywać prawdziwe życie? Przecież profesjonalny marketing polega w dużej mierze na kreacji, na tworzeniu bardziej atrakcyjnej wersji produktu, który spodoba się jak najszerszej publiczności. „Niebezpieczne dzielnice” pokazują Policję w nieco innym świetle, niż to co widzieliśmy do tej pory. Nie wszystkim spodoba się to, że więcej tu mroku niż światła.
We wstępie tego wywiadu pojawił się cytat z pierwszego odcinka, więc odpowiem innym cytatem, który też z niego zaczerpnę: „Policja wchodzi w te miejsca, gdzie inni wolą nie zaglądać. To jest jedna wielka wojna. Policja jest jak skalpel. Usuwanie chorych tkanek czasem musi boleć” (sierż. szt. Dawid Komosa, OPP w Katowicach – red.). Od dobrych kilkunastu lat robię dokumenty i reportaże policyjne pokazujące pracę funkcjonariuszy na zlecenie różnych stacji telewizyjnych. Na początku tej przygody wyobrażałem sobie to tak: śpią w krzakach w radiowozach, nic nie robią, po prostu pieniądze za nic. Szybko nabrałem szacunku do tej służby, gdy zacząłem wsiadać z kamerą do radiowozu. Wydaje mi się, że w odpowiednim świetle widzę już jej wady, zalety i społeczną rolę. Czuję też, że dziś policjanci traktują mnie jak jednego ze swoich, że mają do mnie zaufanie. Ja sam jestem przekonany, że byłbym w stanie przeprowadzić niejedną interwencję, bo naprawdę sporo już widziałem. Po tych wszystkich latach spędzonych z kamerą wśród mundurowych doszedłem do wniosku, że nadszedł czas pokazać społeczeństwu, jak to jest naprawdę. Jak wygląda ta praca, gdy zapadają ciemności, jak ciężka i niebezpieczna bywa służba tych policjantów, których w ciągu dnia widzimy siedzących w radiowozie lub wypisujących mandaty za drobne wykroczenia. Przeciętny obywatel, powiem więcej – nawet rodziny tych ludzi nie mają pojęcia, jak bardzo różnorodna i nieprzewidywalna może być taka nocna zmiana. Postanowiliśmy pokazać to, o czym sami policjanci nie chcą rozmawiać nawet z najbliższymi, gdy nad ranem wrócą do domu. Wiedziałem, że nie unikniemy więc brudu, scen budzących dyskomfort i niepokój. Ale takie po prostu są życie i praca policjanta. Możemy się obrażać na rzeczywistość, może nam się nie podobać ten mroczny świat, że jest brudno, wulgarnie i nieestetycznie. Ale to nie zmienia faktu, że ta prawda wciąż tam gdzieś jest, siedzi ukryta, i mamy do wyboru: pokazać ją albo nie.
Czy „Niebezpieczne dzielnice” to nie jest zbyt ryzykowny eksperyment dla samej formacji? Interwencje, które pokazujecie na ekranie, nie zawsze przebiegają bezproblemowo. Nie zawsze na głowie jest czapka, idealnie dopięte guziki i nie zawsze interwencja zaczyna się od „dzień dobry”. Funkcjonariusze, którzy zdecydowali się wziąć udział w waszej produkcji, sporo zaryzykowali.
Przedstawiłem i uargumentowałem mój pomysł kierownictwu Komendy Głównej Policji. Dostaliśmy zielone światło i cieszę się, bo wiem, że robimy coś bardzo ważnego społecznie. Pozostało nam jeszcze znaleźć zainteresowanych współpracą policjantów i przekonać ich, że warto nam zaufać. Zależało nam na tym, żeby podczas zdjęć zachowywali się naturalnie i adekwatnie do danej sytuacji. Bez kalkulacji i założenia, że każde ich działanie ujęte jest w jakiś pożądany algorytm, którego należy się trzymać, bez względu na to, jak bardzo absurdalne mogłoby to być w pewnych sytuacjach. Policjanci mają zachowywać się tak, jakby tych kamer nie było. I moim zdaniem to się udaje, bo udawać coś można przez krótki czas, ale nie przez wiele, czasem kilkunastogodzinnych, służb. W pewnym momencie ta prawda po prostu wychodzi i my to pokazujemy. Na marginesie – to, że nie widzimy, że policjant się przedstawia, gdy podejmuje interwencję, nie oznacza, że tego nie zrobił kilka sekund wcześniej.
Jak wyglądał casting policjantów do programu?
Dostaliśmy zgodę KGP, żeby zrobić program, ale policjantów chętnych do wzięcia w nim udziału musieliśmy znaleźć sami. Rozpuściliśmy informację przez moderatorów forów policyjnych lub innych kanałów, jakie mieliśmy do dyspozycji, i już dwa dni później odebrałem dziesiątki zgłoszeń. Po pierwsze – musieli to być funkcjonariusze z miast, w których chcieliśmy nagrywać. Po drugie – chętni musieli jeszcze uzyskać zgody od swoich komendantów. A to nie zawsze było oczywiste, czasem rodziła się obawa, że może pokażemy zbyt wiele. A ja uważam, że im bardziej Policja otwiera się na społeczeństwo, im bardziej mówi otwarcie zarówno o swoich zaletach, jak i błędach, które popełnia, tym lepiej. Policja powinna być transparentna. Nieidealna, bo taka, do diabła, jest specyfika tej formacji. To nie jest robota na poczcie, gdzie pani w okienku ma być miła, wyspana, uśmiechnięta i w białym kołnierzyku. Policjanci działają w stresie, mają sekundy na podjęcie trudnych decyzji, jako ludzie mają gorsze dni, swoje humorki, problemy osobiste itd. Przez lata, codziennie, w dzień i w nocy, mierzą się ze skrajnymi emocjami i sytuacjami, których przeciętny człowiek nie doświadcza ani razu przez całe życie. I po prostu nie da się, to niewykonalne, być robocopem przez cały czas.
Czego w takim razie nie zobaczymy na ekranie na pewno?
Podczas pracy nad programem wchodzimy w sytuacje, w których oglądamy przemoc, czasem sami doświadczamy agresji ze strony ludzi, wobec których nasi policjanci podejmują interwencje, ale nie zamierzamy epatować przemocą. Nie będziemy pokazywać też ludzi w okolicznościach, które odbierają im godność, lub w sytuacjach, w których doświadczają ogromnych osobistych dramatów. Przykład – byliśmy na interwencji, podczas której policjanci prowadzili resuscytację człowieka w obecności jego małych dzieci. Wiele lat temu, pamiętam, trafiliśmy także na miejsce samobójstwa młodej kobiety, która wyskoczyła z okna. Następnie nasi policjanci musieli powiadomić o tym, co się właśnie stało, jej rodziców, którzy byli w tym czasie w tym samym mieszkaniu – tego typu sytuacji nie pokażemy. Pod szczególną ochroną są także dzieci i ich ogólnie pojęte dobro. Tu nie chodzi o cenzurę, ale o elementarny szacunek do osobistych tragedii, które w żaden sposób nie wpisują się w tytuł „Niebezpieczne dzielnice” i nie mają nic wspólnego z niebezpieczną stroną pracy policjanta. Ale na pewno nie będziemy ukrywać niczego, co się dzieje na ulicy, choćby najbardziej nieprzyjemnego czy dziwnego.
Jak wygląda dzień zdjęciowy od kuchni, czego wymagacie od policjantów, którzy biorą udział w nagraniach odcinka?
Spotykamy się z załogą w jednostce Policji przed rozpoczęciem nocnej zmiany. W samochodzie montujemy kilka małych kamer, kamery montujemy także na mundurach patrolu czy ubraniu wywiadowców, bo z nieumundurowanymi załogami także kręcimy. I to tyle. Od tej chwili jedyne, czego oczekujemy od policjantów, to jest to, żeby zapomnieli o naszym istnieniu, byli sobą i robili swoje. My poruszamy się za nimi busem. Ja, kierowca, reżyser, operatorzy kamer, operator dźwięku, asystent. Filmujemy z pewnego oddalenia, nie przeszkadzamy, nie ingerujemy, nie odzywamy się ani słowem. Jeśli ktoś kieruje w naszą stronę swoją agresję, wycofujemy się. Uczestnicy interwencji, które filmujemy, doświadczają tak wysokiego poziomu stresu i intensywnych emocji, że rzadko kiedy zwracają na nas uwagę. Kręcimy przez całą służbę, potem tygodniami montujemy odcinek. Jeśli czytają to policjanci, którzy chcieliby wystąpić w kolejnych sezonach naszego dokumentu, zapraszam ich do kontaktu z nami. Zgłoszenia swoje i swoich patrolowych partnerów wysyłajcie na adres h.maruszkin@gmail.com.
Jak w pana ocenie ten program wpłynie na wizerunek Policji?
„Niebezpieczne dzielnice” to bardzo ważna produkcja, która pokaże, czy jesteśmy już dojrzałą demokracją i społeczeństwem obywatelskim, czy cenniejsza jest dla nas wszystkich niekomfortowa czasem prawda na temat nas samych, czy może ważniejsze są pozory. Chcemy pokazać transparentny świat, a on nie jest i nigdy nie będzie idealny. To, że dostaliśmy zgodę KGP na produkcję takiego programu, świadczy o tym, jak wiele zmieniło się w tej formacji na plus. Policja to nie tylko nowoczesny sprzęt, wspaniałe śmigłowce i błyszczące samochody oraz uśmiechnięci funkcjonariusze, którzy na piknikach przebierają się w maskotki. Nocą ci sami ludzie stają twarzą w twarz z agresywnymi, niebezpiecznymi ludźmi, podejmują interwencje w stosunku do osób nietrzeźwych, pod wpływem narkotyków oraz bezwzględnych przestępców. Społeczeństwo powinno wiedzieć, że ci policjanci to także ludzie z krwi i kości, którym zdarza się przekląć, popełnić błąd. Jeśli lepiej się wzajemnie poznamy, będziemy się lepiej rozumieć. A wtedy nikt rozsądny nie odmówi takim policjantom prawa do tego, żeby po przeprowadzeniu trudnej interwencji zapalili papierosa, wypili w radiowozie kawę czy zdrzemnęli się kwadrans podczas 12-godzinnej służby w oczekiwaniu na kolejną interwencję. Czy powinno nas bulwersować to, że np. ruszając do pieszego pościgu, funkcjonariusz nie założył czapki lub użył w emocjach niecenzuralnego słowa? Jako obywatel oczekuję, że Policja przede wszystkim będzie skuteczna, a czy będzie skuteczna w czapce, czy bez niej, nie ma to żadnego znaczenia. To są ludzie, którzy wykonują bardzo ciężką pracę, kiedy my śpimy. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak ona naprawdę wygląda. Mam nadzieję, że nasz program to zmieni i w dłuższej perspektywie wszyscy na tym skorzystamy.
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz Dąbrowski
zdj. Tomasz Dąbrowski, Damian Grabarski