Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Tam był ich posterunek

Powódź w Stroniu Śląskim zabrała cały Posterunek Policji. Wypłukała nawet fundamenty. Nie ma nic, prócz pełniących służbę trzech funkcjonariuszy.

To kierownik posterunku asp. szt. Daniel Maciejski i dwaj dzielnicowi st. sierż. Dawid Jania i  sierż. Maciej Danik. Dziś nie rozpoznają tego miejsca. Gdzie podział się piętrowy budynek o zielonych fasadach z czerwonym dachem? Przecież stał w samym środku miasta, przy moście. Jak może go nie być? Tych dwóch dni, 14 i 15 września 2024 r., chyba już nigdy nie zapomną.

Sobota rano: zagrożenie

Asp. szt. Daniel Maciejski w sobotę o 8.00 rano kończył służbę na dyżurce w Komisariacie Policji w Lądku Zdroju. Już wtedy były zgłoszenia, że woda się podnosi.

– Jak byłem jeszcze na służbie, ogłoszono pierwszą ewakuację w Lądku na ul. Langiewicza. Po chwili przyszła informacja, że w Stójkowie, czyli między Stroniem a Lądkiem, woda się podnosi i wylewa na drogę dla rowerzystów. Cały czas padało, ale z Czech przychodziły informacje, że opady mają się zmniejszyć. Skończyłem służbę i pojechałem do domu. Mieszkam w Paczkowie, choć to już województwo opolskie i tylko 24 km, a najlepszy dojazd jest przez Czechy.

St. sierż. Dawid Jania miał mieć dzień wolny od służby, ale o godz. 9.00 dostał telefon, że ma pilnie stawić się do jednostki z uwagi na zagrożenie powodziowe. Mieszka w Stroniu Śląskim i gdy przejeżdżał przez miasto, posterunek jeszcze stał. W Lądku został zadysponowany na ul. Langiewicza, gdzie trwała już ewakuacja mieszkańców.

– W dyspozycji mieliśmy zabezpieczenie miejsca przed kradzieżami mienia i jego zniszczenia przez osoby postronne.

Sierż. Maciej Danik mieszka w Radochowie, dużej wsi poniżej Stronia Śląskiego i Lądka-Zdroju. Nigdy w domu nie miał rzeki, a tu od rana musiał przed nią ratować swój dobytek.

– Do służby miałem się stawić na 14.00, także praktycznie do ostatniej chwili wszystko co cenniejsze załadowałem na samochód dostawczy i wywiozłem do brata, który mieszka wyżej. Jeszcze przed wyjazdem szybko wziąłem prysznic. Jak przyjechałem do komisariatu, zorientowałem się, że sytuacja robi się poważna.

– Pełniłem służbę z koleżanką i kolegą. W drugim patrolu był Dawid. Mieliśmy służbę na terenie Lądka, ale także w kierunku Stronia. W pewnym momencie, jak przejeżdżaliśmy przez ul. Widok, zobaczyliśmy, że woda odcięła Dawida, choć wydawało się, że pozostają bezpieczni. My mieliśmy większy samochód. W patrolu monitorowaliśmy, czy drogi są przejezdne, i pilnowaliśmy, by ktoś nie wjechał w zbyt dużą wodę. Do około godz. 20.00 te drogi były jeszcze w miarę przejezdne.

Sobota wieczór: urwany kontakt

Deszcz padał coraz mocniej. Woda spływała z gór, odcinając od reszty świata kolejne domy i ulice. St. sierż. Dawid Jania znalazł się w pułapce.

– Na patrolu byłem ze st. post. Zuzanną Podwalny. Na ul. Widok woda odcięła nam drogę powrotną do komisariatu. Zapadał zmrok, coś trzeba było zadecydować. Próbowaliśmy przejechać przez Radochów, ale okazało się, że mosty były już zalane. Stwierdziłem, że może uda się drogami leśnymi, ale gleba była już tak nasiąknięta, że osuwała się ziemia, a drzewa waliły się jak kostki domina – wspomina policjant.

Raptem wszystkie drogi stały się nieprzejezdne. Utknęliśmy między ul. Widok a drogą na Złoty Stok. Tam spędziliśmy całą noc. Byliśmy w bezpiecznym miejscu, ale utraciliśmy łączność, a sieć telefoniczna przestała działać. Nie mieliśmy z nikim kontaktu. Nie mieliśmy jak powiadomić rodzin, komendanta i swoich przełożonych. Oni nie wiedzieli, co się z nami dzieje, ani my, co z nimi.

Sierż. Maciej Danik, patrząc na przybór wody, myślami był w domu. Kontakt z rodziną miał coraz słabszy.

– Na służbie byłem do godziny 24.00. Chyba jako ostatnim udało nam się przejechać samochodem ze Stronia do Lądka, ale już czuliśmy, jak woda bije o radiowóz, i nie było widać, czy nie wpakujemy się w jakąś wyrwę w szosie.

Asp. szt. Daniel Maciejski miał odpoczywać w domu po nocce na dyżurce, ale nie miał spokoju. W sobotę jeszcze docierały do niego jakieś informacje, ale w niedzielę nie było już żadnej łączności.

Niedziela: wielki płacz

– Nie można było się do nikogo dodzwonić ani w komisariacie, ani w terenie. Znajomy, były policjant, napisał mi SMS, że chyba tama w Stroniu nie wytrzymała, bo widzi przez okno, że idzie duża woda przez miasto. On mieszka wyżej i widział to z okien swego bloku. Opowiadał, że słyszy tylko szum i odgłos łamanych drzew. Ktoś w internecie wrzucił krótki filmik ze Stronia. Tak się przyglądam, który to budynek się wali, i albo nie mogę rozpoznać, albo nie mogę uwierzyć. Żona patrzy i mówi „Daniel, to chyba twój posterunek woda pociągnęła!”. Budynek stał naprzeciwko tej fali, która uderzyła w miasto po tym, jak nie wytrzymała tama. Woda z opadów szła jeszcze korytem, potem natrafiła na most i tam się piętrzyła. Ale jak się przebiła, to pierwszą poważną przeszkodą był dla niej ten posterunek. Być może z tą wodą szły jeszcze jakieś belki i jak uderzyły w budynek, to wyrwała się ściana i poszła cała reszta. Dobrze, że to była niedziela i wiedziałem, że posterunek jest zamknięty. My ten budynek dzieliliśmy ze Strażą Miejską i Gminną Komisją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, także w tym czasie nikogo tam nie powinno być w środku. Jednak Straż Miejska miała tam cały monitoring miejski, więc w tej sytuacji pewności nie było.

W niedzielę rano, około 8.30, do Dawida Jania i Zuzanny Podwalny dotarli strażacy z OSP w Złotym Stoku, którzy udrażniali przejazd. Policjanci próbowali się dostać do Lądka-Zdroju przez Złoty Stok, Kłodzko, drogami na Polanicę-Zdrój, Bystrzycę Kłodzką i Sienną. Kolejne drogi były już zalane lub zablokowane z uwagi na podmycie.

– Gdy próbowaliśmy dojechać przez Trzebieszowice, okazało się, że jest to jedno wielkie jezioro i nie ma przejazdu. Tam Zuzanna złapała połączenie internetowe i dostała informację, że wał przy Stroniu Śląskim został przerwany. To już była godzina 12.00–13.00 w niedzielę. Podjąłem decyzję, że na własną odpowiedzialność spróbujemy przejechać przez Sienną. Zerwałem taśmę, ale wiedziałem, że życie i zdrowie mojej rodziny były zagrożone, i chciałem jak najszybciej, bez względu na wszystko, do niej dotrzeć. Chciałem wrócić do Lądka, do Stronia, aby pomagać mieszkańcom i sprawdzić, co z moją rodziną, która nie miała ze mną kontaktu. W Stroniu mam dziecko, narzeczoną, rodziców… Przejechałem przez Sienną, Czarną Górę i dojechałem do Stronia. Miasto było totalnie zalane, więc drogami leśnymi dotarłem do Lądka. Było około godziny 16.00. Dostałem od komendanta zgodę, że mogę jechać do domu i sprawdzić, co u mojej najbliższej rodziny. Wziąłem swoje auto terenowe i drogami leśnymi przez Kletno dojechałem do Stronia i ulicy Klonowej, gdzie mieszkam. Wchodzę do domu, a tam jeden wielki płacz. Moja rodzina nie wiedziała, czy żyję, czy nie, bo poszła informacja, że zostałem zabrany w posterunku przez wielką wodę. Że nie żyję. Tu nic już nie działało. Tylko ktoś im przekazał, że byłem na posterunku, gdy zabrała go woda. Na szczęście wszyscy byliśmy bezpieczni.

Asp. szt. Daniel Maciejski musiał na kolejną noc wrócić na dyżurkę do Lądka-Zdroju.

– Na początku było pytanie, czy dojadę. Próbowałem się skontaktować z kolegami dzielnicowymi, ale nie było możliwości do nich się dodzwonić. Nie wiedziałem, co u nich słychać, a widziałem, że w sobotę mieli po mnie służbę. Najpierw się dowiedziałem, że mogę dojechać przez Jawornik. Gdy wjeżdżałem do Lądka, to skojarzenie miałem jedno: masakra. Pamiętam powódź z 1997 r., ale wtedy tama wytrzymała napór wody i dlatego nie było takich zniszczeń. Do Stronia pojechałem zaraz po nocnej służbie w poniedziałek. Tam mieszka moja mama i od niedzieli nie miałem z nią żadnego kontaktu. Nie wiedziałem, czy została w domu, czy ewakuowała z innymi. Mieszkała w bloku, tym zielonym, na pierwszym piętrze, niedaleko posterunku. Dotarłem tam z patrolem. Ustaliłem, że została ewakuowana w nocy i jest bezpieczna. Spojrzałem, gdzie jest posterunek. Nie ma! To było trudno pojąć. Budynek stał w środku miejscowości od zawsze, choć dopiero w latach 90. stał się Posterunkiem Policji. A ja od 1 marca pełniłem obowiązki kierownika, a od 1 września byłem jego kierownikiem. Raptem przez dwa tygodnie.

Zdjęcie Posterunku Policji w Stroniu Śląskim wisi na ścianie dyżurki komisariatu w Lądku-Zdroju. Czy, kiedy, a przede wszystkim GDZIE stanie nowy, to nie jest pytanie na dzisiaj.

Tydzień później: wyszło słońce

Ale Posterunek Policji w Stroniu Śląskim już jest. Przyjechał z Warszawy, mobilny. I wrócili do niego nasi policjanci. Gdy w tydzień po kataklizmie w trójkę szli przez miasto, wyszło słońce. Co chwilę ktoś do nich podchodził. Jedni ze swoimi problemami, których teraz mają więcej niż kiedykolwiek, a inni po prostu, by się serdecznie przywitać. Wszystko da się odbudować. Gorzej, gdyby zabrakło ludzi. Także tych dbających o wspólne bezpieczeństwo.

Andrzej Chyliński

zdj. autor i Krzysztof Chrzanowski