Bierzemy udział we wspólnym patrolu Policji i Straży Leśnej. Silny, terenowy radiowóz pewnie jedzie leśną drogą. Wprawdzie jest mocno rozjechana przez mijane co chwilę pojazdy wojskowe, ale jedzie. Granica biegnie nieopodal i aby do niej dotrzeć, wystarczy skręcić w poprzeczną drogę. Z naprzeciwka jedzie wielki, wojskowy pojazd inżynieryjny z uniesionym pługiem. Policjanci i żołnierze wymieniają się informacjami o przejezdności, bo warunki ze względu na kapryśną aurę ciągle się zmieniają.
– Zaraz wam wyrównam – mówi żołnierz, gdy dowiaduje się, którędy patrol chce przejechać. Zawraca swój traktor w rozmiarze 5XL i skręcając w poprzeczną drogę, opuszcza pług. Nie ma go kwadrans, a gdy wraca, podnosi kciuk. Możemy jechać, ale w tej samej chwili dojeżdża do nas policyjny patrol konny z KWP w Rzeszowie, który pełni służbę na terenie powiatu hajnowskiego.
ZWIAD
– Poczekajcie, pojadę sprawdzić – mówi sierż. szt. Piotr Surowiec. Zawraca konia i znika w lesie. Po chwili jest z powrotem. – Ciągnik wyrównał, ale jest grząsko. Możecie się zakopać. Lepiej iść pieszo albo spróbować wjechać na „pasek” (pas graniczny – przy. red.) w innym miejscu.
Taki klimat, taki teren. Albo piachy, albo tereny podmokłe. Albo lasy, albo bagna. Żartów nie ma. Jest zima. Nikt tu nie chciałby zostać na noc.
– Radiowozem nie wjedziesz wszędzie, a końmi po tym terenie, wszędzie – tłumaczy naczelnik Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Hajnówce nadkom. Tomasz Waszczuk. – Wiadomo, że za „pasek” odpowiadała Straż Graniczna, ale jak na granicy zrobił się kryzys, to Policja musi im pomóc. Nas interesowało bezpieczeństwo wewnątrz kraju, oni chronili granicy. Teraz policjanci też zaczęli pełnić służbę na granicy i trzeba było zrobić rozpoznanie. Koledzy i koleżanki z policji konnej jeździli po granicy od słupka do słupka, sprawdzali, jaki jest teren, i robili nam opisy w notesach z tego, gdzie możesz przejechać, jak jest ukształtowany teren i czy jest możliwość przejścia z tamtej strony, czy nie. Zrobili to tak dokładnie, że mamy w ten sposób opisaną praktycznie całą granicę. Jesteśmy im za to wdzięczni, bo to megarobota.
Na granicę z Białorusią zostały delegowane patrole konne z ogniw i zespołów z całego kraju. Oczywiście nie wszystkie na raz, lecz wymiennie po dwa lub trzy z garnizonów, w których się znajdują. Choć na Podlasiu konie są w niemal każdej zagrodzie, miejscowa policja służbowych nie ma, dlatego poprosiła o wsparcie.
– Naszym pierwszym zadaniem było właśnie sprawdzanie pasa granicznego pod kątem przejazdu pojazdów służbowych – mówi sierż. szt. Piotr Surowiec, który był na granicy w pierwszej zmianie. – Teraz kontrolujemy lasy przede wszystkim pod kątem nielegalnych przejść migrantów przez granicę. Informacje dostajemy od SG lub wojska, jedziemy w dane miejsce i poszukujemy tych osób.
IDEALNY ŚPB
Policyjne patrole konne wielokrotnie uczestniczyły w interwencjach podejmowanych w stosunku do osób, które nielegalnie przekroczyły granicę. Siedzący na koniach jeźdźcy mają lepszą widoczność i z dalszej odległości mogą dostrzec niebezpieczne sytuacje w pobliżu pasa granicznego. Konie potrafią wyczuć zagrożenie szybciej niż człowiek. Przez wysyłanie swoim opiekunom charakterystycznych sygnałów wskazują na obecność innych osób w pobliżu. Policyjne wierzchowce są szybkie, zwrotne oraz wytrzymałe także na niesprzyjające warunki atmosferyczne. Nie boją się huku wystrzałów, ognia, dymu petard ani rzucanych w ich kierunku przedmiotów. I śmiało wchodzą w las, czyli: idealny środek przymusu bezpośredniego.
ZNAM DRÓŻKI PRZEZ BAGNA...
Dopiero jak jest się na miejscu w strefie przy granicy z Białorusią, widać, jak jest to trudny teren. Do pokonania pieszo i do patrolowania. Nawet oznaczone na mapach drogi często są nieprzejezdne, bo leży na nich powalone drzewo. Teren niezalesiony to w praktyce trzęsawisko, a struga miejscami zamienia się w rozlewisko o grząskim dnie i nawet koń, wyczuwając zagrożenie, stawia opór.
– Dobrze znam te tereny i mogę pomagać w odnalezieniu ludzi w lesie, zarówno tych zagubionych, jak i tych, których teraz trzeba szukać – mówi st. strażnik leśny Bogdan Wasilczuk z posterunku Straży Leśnej Nadleśnictwa Browsk w Gruszkach. Pracuje tu 33 lata, w tym 25 lat w terenie. – Znam dróżki przez bagna, mogę wskazać policjantom, którędy bezpiecznie przejdą, a gdzie nawet niech nie próbują. Za każdym razem, kiedy mamy prośbę o wsparcie Policji czy Straży Granicznej, działamy szybko i na temat.
Bogdan Wasilczuk widzi w lesie takie rzeczy, jakich nikt inny by nie dostrzegł. Gdy jedziemy, w pewnym momencie wskazuje na wąską drogę leśną odbijającą od tej głównej, która też nie jest nadzwyczajnie szeroka. Może 100 metrów dalej znajdujemy porzuconą odzież i śpiwory. Tu musieli dotrzeć migranci, a gdy ktoś ich odebrał, porzucili wszystko, co było im już zbędne. Wszystko jest już mocno przemoczone i zleżałe na ziemi. Chyba leży dłużej niż dobę.
NA „PASKU”
Dojeżdżamy do pasa granicznego. Tu, gdzie jesteśmy, wzdłuż ogrodzenia prowadzi droga, po której co jakiś czas przejeżdża samochodem terenowym patrol Straży Granicznej. Co 200 metrów są rozmieszczone wojskowe posterunki. Mogłoby się zdawać, że w takim miejscu nielegalna próba przekroczenia granicy nie ma szans.
– Gdy patrolujemy za dnia ten teren, nieraz widzimy ruch po drugiej stronie granicy – mówią funkcjonariusze stołecznej sekcji konnej pełniący teraz służbę na terenie powiatu hajnowskiego.
– Z wysokości końskiego grzbietu widać po prostu więcej niż zza szyby samochodu. Widać, gdzie ludzie się grupują i czy jest już przecięta concertina. Policjanci na koniach zawsze budzą respekt, a w terenie leśnym potrafią zaskoczyć swoim pojawieniem się. I osoby, które chcą nielegalnie przedostać się do Polski, muszą się z nimi liczyć.
– Po śladach czasem najłatwiej i najszybciej jest podążać właśnie patrolom konnym, a czas bywa kluczowy w takich sytuacjach – dodaje nadkom. Tomasz Waszczuk.
NIEZASTĄPIONE
Służbę konną Policji docenia nadleśniczy Nadleśnictwa Hajnówka Mariusz Agiejczyk.
– Do tej pory wielokrotnie szkoliliśmy się wspólnie i codziennie leśnicy z Policją patrolują tereny przygraniczne. Pomagamy wszystkim służbom, jak możemy, aby nasza granica była bezpieczna. Szczególną uwagę zwraca na to nasza dyrekcja. Czasami musimy wyczulić kolegów, by podczas służby nie szkodzić przyrodzie. Patrole konne są najmniej inwazyjne, a jednocześnie bardzo przydatne – mówi nadleśniczy Mariusz Agiejczyk.
Kryzys na wschodniej granicy kiedyś dobiegnie końca, ale teraz zdobyte doświadczenia są bezcenne. Podlascy policjanci szkolą funkcjonariuszy Straży Granicznej i żołnierzy w działaniach z agresywnym tłumem, ale obserwując sprawność operacyjną policyjnych patroli konnych – których sami nie mają – dostrzegli ich zalety.
– Mamy naprawdę rozległe i trudno dostępne tereny, na których wielokrotnie prowadzimy poszukiwania lub patrolujemy je pod kątem bezpieczeństwa publicznego – mówi naczelnik Wydziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku mł. insp. Maciej Zakrzewski. – Wsparcie, które udzieliły nam inne garnizony, kierując patrole konne na teren przy granicy z Białorusią, dowiodło, że tego rodzaju służby w Policji są przydatne.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. Jacek Herok