Dzielnicowi i patrole mają doskonałe rozeznanie, gdzie bezdomni szukają schronienia przed zimnem. Ale zwracają uwagę także na osoby skulone na przystankowych ławkach czy przytulone do tobołków w przydrożnym rowie. Na każdego, kto może potrzebować pomocy.
PRASKIE KLIMATY
W Warszawie, choć w noclegowniach dostawiono wiele łóżek i nikomu nie odmawia się schronienia, wciąż są osoby, które nie zdecydowały się skorzystać z tej pomocy.
– To ich wybór – mówi sierż. szt. Tomasz Gągorowski z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI, która działaniem obejmuje Białołękę, Pragę-Północ i Targówek. To część stolicy, gdzie osób na marginesie życia nie brakuje.
W niedzielę, 17 stycznia sierż. szt. Gągorowski pełni służbę patrolową z sierż. Maciejem Cwylem. Spod siedziby KRP VI na ul. Jagiellońskiej jadą w okolice mostu im. gen. Stefana Grota-Roweckiego i elektrociepłowni na Żeraniu. Tam są koczowisko bezdomnych i studzienka ciepłownicza, która też ma swojego lokatora.
W koczowisku przy moście pozostał teraz tylko jeden mężczyzna, ale jego altanka zdaje się zapewniać największe zabezpieczenie przed zimnem. Pozostali mieszkańcy tego obozu mają w krzakach namioty. Jednak teraz, gdy nadeszły mrozy, schronili się w noclegowni.
Mężczyzna jest w dobrej kondycji. Policjanci najpierw zaglądają do jego altanki, a potem do każdego z namiotów. Kilka dni temu zmarł jeden z jego lokatorów, ale podział pozostawionego przez niego majątku jeszcze nie nastąpił.
Nieopodal jest studzienka ciepłownicza, a przy niej pozostawiona przez Straż Miejską siatka z jedzeniem. Lokator też jest jeden. Pozostał. Odpowiada sensownie na pytania funkcjonariuszy. Nie ma potrzeby, by tam schodzili.
– W niektórych takich studzienkach temperatura dochodzi do 50 stopni ciepła, a ich mieszkańcy chodzą tam w samych koszulkach. Jedzenie trzymają jednak na zewnątrz, bo szybko by się zepsuło – mówi policjant.
Praga-Północ to ta dzielnica stolicy, gdzie wciąż jest dużo pustostanów. To jeszcze przedwojenne kamienice z czerwonej cegły, dziś z zamurowanymi drzwiami i oknami na parterze. Ale bezdomni i tak potrafią się do nich dostać. Przez okno w piwnicy, po drabinie czy przez dziurę w ścianie.
Policjanci doskonale znają te miejsca. Sprawdzają jedno po drugim. Po śladach na śniegu mają pierwsze rozeznanie, czy ktoś może być wewnątrz. Niektóre miejsca są teraz faktycznie opuszczone, a w innych widać, że ich mieszkańcy już ruszyli na miasto.
– Bezdomni mają świetną orientację, gdzie wydawane są dla nich posiłki, i albo tam poszli, albo już zbierają to, co potem będą mogli sprzedać – mówi Gągorowski.
POMAGAMY I CHRONIMY
Serce Pragi-Północ bije na Szmulowiźnie, czyli potocznie – Szmulkach. Gdy policyjny radiowóz wolno jedzie uliczkami wśród starych kamienic, nieliczni przechodnie odwracają głowy lub znikają w bramach. Ale…
Przy samochodzie stoją dwie kobiety i mała dziewczyna ściskająca maskotkę. Jedna z kobiet na widok radiowozu macha ręką, by się zatrzymał.
– Nie mogę odpalić. Pomogą panowie? – mówi.
Policjanci wycofują radiowóz, podjeżdżają przodem do maski unieruchomionego przez zimno pojazdu. Podłączają klemy, samochód odpala. Kobiety dziękują, a do policjantów podchodzi młody mężczyzna z tą samą prośbą.
Policja chroni i pomaga. Przekonali się o tym nawet ludzie na Szmulkach.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdjęcia Jacek Herok