Gdy koronawirus SARS-CoV-2 dotarł do Polski, od 7 marca przy służbie dyżurnej w KGP zaczęło działać Centrum Operacyjne Komendanta Głównego Policji na ul. Puławskiej w Warszawie. Każdego dnia minister zdrowia przekazywał informacje o kolejnych przypadkach zakażeń. Relacje z Włoch nie pozostawiały złudzeń. Państwu groził paraliż. Aby zabezpieczyć sprawne działanie Policji, komendant główny gen. insp. Jarosław Szymczyk podjął decyzję o przeniesieniu od 16 marca centrum operacyjnego do PCD znajdującego się na terenie Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Organizacją działania PCD zajęli się zastępca dyrektora Głównego Sztabu Policji KGP mł. insp. Tomasz Maluszczak oraz naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Przygotowań Obronnych GSP KGP mł. insp. Jacek Witas.
– Nigdy wcześniej polska Policja nie spotkała się z działaniami tak dynamicznymi i tak nieznanymi. Sama decyzja o przeniesieniu CO też była dynamiczna. Na płynne przejście na pracę w Legionowie mieliśmy dwa dni. Przygotowanie logistyczne i informatyczne takich działań zwykle trwa dwa tygodnie. Teraz nic wcześniej nie było gotowe. Zrobił się prawdziwy wyścig z czasem, bo 16 marca PCD miało już działać – mówi mł. insp. Jacek Witas.
Wszyscy stanęli na wysokości zadania. Nie tylko funkcjonariusze GSP KGP, na których przede wszystkim miała się opierać służba w PCD, ale także policjanci i pracownicy Biura Logistyki Policji KGP i Biura Łączności i Informatyki KGP. Wystarczyło im półtora dnia i wszystko działało!
BEZPIECZEŃSTWO PONAD WSZYSTKO
W pierwszym etapie, od 16 marca, do pracy w PCD skierowano 25 osób. Dobrano najlepszych z najlepszych pracowników pod względem umiejętności analitycznych i sztabowych, którzy uczestniczyli w niejednej operacji. Przede wszystkim z GSP KGP, ale także z Biura Kryminalnego KGP, Biura Prewencji KGP, Biura Ruchu Drogowego KGP, Biura Kontroli KGP, Biura Międzynarodowej Współpracy Policji KGP, Gabinetu Komendanta Głównego Policji, Biura Szkolenia, Kadr i Obsługi Prawnej KGP oraz Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
– Od samego początku przyświecało nam, że musimy dbać o bezpieczeństwo osób skierowanych do pracy w PCD. Byliśmy szczególną grupą, bo jeśli miał być właściwy obieg informacji dla kierownictwa polskiej Policji i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, nie mogliśmy pozwolić sobie na błąd czy zagrożenie – mówi mł. insp. Tomasz Maluszczak. – Ale trzeba zacząć od tego, że wchodząc do PCD, nie wiedzieliśmy, jak długo tam zostaniemy. Niektórzy mieli jeszcze jakieś swoje sprawy prywatne, o które musieli zadbać. Na początku policjantom trudno było zaakceptować, że nikt stamtąd nie wychodzi. Dlatego sam poprosiłem komendant CSP, by również mnie założyła blokadę na przepustkę.
W PCD praca może trwać 24 godziny na dobę, ale nie ma tam pokoi hotelowych. Załogę PCD zakwaterowano w sąsiednim budynku, a posiłki spożywali w leżącej nieopodal kantynie. Do tych trzech budynków wstęp mieli tylko oni oraz sprzątaczki i firma cateringowa przygotowująca posiłki. Dbanie o wspólne bezpieczeństwo stało się obowiązkiem. Było codzienne mierzenie temperatury, wszędzie stał też płyn do dezynfekcji rąk.
– Pierwsze cztery tygodnie były bardzo trudne. Zmieniały się przepisy, obostrzenia i my musieliśmy się z dnia na dzień dostosowywać. Komendant Główny Policji polecił powołać w województwach centra operacyjne na wzór CO KGP, a my na podstawie otrzymanych informacji sporządzaliśmy informację dobową, która też stale zmieniała kształt. W związku z ciągle zmieniającymi się zaleceniami ludzie w terenie mieli wiele pytań, a gdy nie potrafili znaleźć na nie odpowiedzi, dzwonili do nas. My musieliśmy wiedzieć – mówi mł. insp. Tomasz Maluszczak.
W pierwszej fazie PCD pracowało na cztery zmiany w systemie 12/24/48, a po miesiącu, gdy skład wzmocniono o kolejne 11 osób, na sześć zmian w systemie 12/24/48. Zespoły liczyły po pięć osób. Nie były wyizolowane, z wyjątkiem sytuacji, gdy po pewnym czasie rozpoczęły się tygodniowe wyjazdy do domu. Wtedy, po powrocie osoby te przez tydzień przebywały na wewnętrznej, umownej kwarantannie w CSP w Legionowie. Był to czas na reakcję w przypadku pojawienia się symptomów choroby. Nic takiego na szczęście nie nastąpiło, a osoby na kwarantannie dostawały zadania do wykonania.
– Byli zakwaterowani w innym bloku. Komunikowaliśmy się z nimi przez system wideo, a pierwsze pytania, jakie słyszeli, to o temperaturę, samopoczucie i czy czują smaki – mówi mł. insp. Jacek Witas.
CIĘŻAR ODPOWIEDZIALNOŚCI
System wideokonferencji sprawdził się nie tylko wewnątrz, ale przede wszystkim podczas kontaktów zewnętrznych. Codziennie odbywały się wideokonferencje Komendanta Głównego Policji z komendantami wojewódzkimi z udziałem kierownictwa PCD, bo to podczas tych konferencji padały polecenia. Ze względu na dynamikę wydarzeń zarządzanie kryzysem odbywało się nie za pomocą pism, a poleceń wydanych właśnie podczas wideokonferencji.
Sztabowcy zamknięci w PCD nie tylko zbierali informacje napływające z kraju i opracowywali je na użytek kierownictwa Policji i resortu, ale także koordynowali przejeżdżające przez kraj konwoje, wsparcie Policji przez Żandarmerię Wojskową i Wojska Obrony Terytorialnej podczas służb na granicach i patrolowej oraz kontroli kwarantanny. Na początku działania Policję wspierało 3 tysiące żołnierzy ŻW i WOT. Teraz jest ich około tysiąca. Sztabowcy z PCD zorganizowali także przelot policyjnego Black Hawka z zakażoną pielęgniarką z Radomia. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe po prostu nie miało takiego śmigłowca, aby zabrać na pokład wymaganą ilość sprzętu i personel medyczny.
Wszystkie zbierane informacje były istotne, ale szczególnie te dotyczące liczby funkcjonariuszy objętych kwarantanną i zakażonych. W szczytowym momencie było 640 policjantów na kwarantannie i 174 zakażonych.
– Na naszej służbie w dużym stopniu leżał ciężar odpowiedzialności za utrzymanie rygoru sanitarnego. Sprawdzanie, czy wszyscy objęci kwarantanną są w domu, a osoby zakażone znajdujące się w domowej izolacji też przestrzegają zakazu opuszczania miejsca pobytu. Bo osoby zakażone, które byłyby poza domem, mogłyby stać się dużym problemem – mówi mł. insp. Tomasz Maluszczak. – Niedopuszczenie do rozprzestrzenienia się koronawirusa było i jest bardzo ważnym zadaniem Policji. Musieliśmy wiedzieć, ile osób skontrolowano, ile nie i dlaczego nie zostały skontrolowane. Interesowaliśmy się niemal wszystkim, także zgłaszanymi potrzebami mieszkańców na kwarantannie.
GRA W WUHAN
Pracującym w PCD przyszło spędzić tam święta wielkanocne. To było już po czterech tygodniach służby. Tylko trzy osoby dostały pierwsze przepustki, bo było wiadomo, że pobyt przedłuży się i trzeba było ułożyć grafik kolejnych „urlopów”.
– Chyba nikt z nas tych świąt nie zapomni. Już wtedy wiedzieliśmy, że udało nam się stworzyć zgrany zespół wspierających się ludzi z różnych biur – mówi mł. insp. Tomasz Maluszczak. – Stworzyliśmy nie tylko zwarty monolit, ale także jakby małą społeczność. Bo była nie tylko praca, ale i życie poza nią, które teraz coraz bardziej zaczynało przypominać to normalne, poza murami.
Odizolowani w PCD mieli do swojej dyspozycji stół pingpongowy, parę łyżworolek (rozmiar 43) przywiezioną przez jednego z policjantów, na których można było pojeździć po torze do szkolenia techniki jazdy samochodem. Ktoś przywiózł ze sobą instrumenty muzyczne, powstawały pierwsze teksty piosenek i już niewiele brakowało, aby zaczął działać zespół muzyczny.
– Ale najwięcej rozrywki dawała nam gra planszowa wymyślona przez naszą koleżankę Anię Zawadzińską – mówi mł. insp. Jacek Witas. – Była połączeniem gry w chińczyka i monopol, a nazywała się… Wuhan. To gra edukacyjna dla sześciu osób, gdzie wszystkie hasła dotyczyły pandemii, np. „nie wziąłeś maseczki – dwa pola wstecz”.
BEZCENNE PCD
16 maja, po 64 dniach pracy, 36 osób opuściło Policyjne Centrum Dowodzenia w Legionowie. Wrócili do swoich biur, większość do centrum operacyjnego na Puławskiej, bo zagrożenie koronawirusem nie minęło.
– Na ostatniej odprawie powiedziałem, że przy podobnej sytuacji chciałbym pracować z takimi ludźmi, z jakimi miałem okazję teraz – mówi mł. insp. Tomasz Maluszczak.
Mł. insp. Tomasz Maluszczak i mł. insp. Jacek Witas, którzy przez te 64 dni odpowiadali za funkcjonowanie PCD, są nie tylko dumni z wykonanego zadania, ale także wskazują na osiągnięte korzyści.
– Żadna szkoła czy kursy nie dadzą takiego doświadczenia, jakie zdobyły osoby, które były w PCD przed te dwa miesiące. Mieliśmy tu funkcjonariuszy z różnym stażem i dla wielu z nich była to kolejna bezcenna okazja podniesienia swych umiejętności – mówią wspólnym głosem i dodają. – Mamy także wniosek. Należy utrzymać PCD, budynek i pomieszczenia na takie właśnie okazje. Okazało się, że można go błyskawicznie wykorzystać i bezpiecznie pracować w izolacji.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. Jacek Witas