Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dzień pisarza kryminalisty

Rozmowa z Ryszardem Ćwirlejem

Na łamach „Policji 997” rozmawialiśmy ponad siedem lat temu: od tej pory umocnił Pan swoją pozycję pisarza kryminalisty i wydał 10 książek. Wciąż chce się Panu pisać o tych samych bohaterach i Wielkopolsce?

– Właśnie kończę jedenastą książkę i jak dotąd moi bohaterowie wcale mi się nie znudzili. Wręcz przeciwnie, w każdej kolejnej powieści odkrywam ich na nowo, a często zdarza się, że mnie zadziwiają swoim postępowaniem. Tak jest na przykład z chorążym Teofilem Olkiewiczem, który miał być przykładem milicjanta idioty, takiego jak ci z dowcipów o milicjantach z lat osiemdziesiątych. Ale z czasem zauważyłem, że ta postać zaczyna mi się wymykać spod kontroli i żyć własnym życiem. Kretyn zmienił się, stając się postacią przypominającą dobrego wojaka Szwejka i jednocześnie dla wielu czytelników został ulubionym bohaterem. Będę więc o nim i o jego kolegach pisał tak długo, jak długo będą tego chcieli czytelnicy.

Pana kryminały opowiadają o tych samych bohaterach, ale w różnych czasach: cykl o milicjantach rozgrywa się głównie w latach 80. i współczesności, a cykl o komisarzu Antonim Fischerze – przed drugą wojną. Skąd ta dwutorowość czasowa?

– Jestem historykiem z zamiłowania, zawsze interesowałem się okresem międzywojennym i II wojną światową, więc wybór czasów II RP był dla mnie całkowicie naturalny. A poza tym zawsze chciałem zmierzyć się z tematyką kryminału retro, więc gdy trochę już znudziłem się PRL-em, postanowiłem spróbować. I podczas pisania pierwszej powieści, „Tam ci będzie lepiej”, której akcja rozgrywała się w Poznaniu lat dwudziestych, wpadłem na pomysł, że warto byłoby puścić oko do tych czytelników, którzy przyzwyczaili się do moich milicyjnych bohaterów. Stąd w pierwszej przedwojennej powieści pojawili się ich przodkowie. Choć bezpośrednim powodem był fakt, że w jednej ze swoich książek Marcin Wroński umieścił postać niezbyt rozgarniętego przodownika policji Anastazego Olkiewicza, ojca mojego Teofila, jednej z głównych postaci cyklu milicyjnego. W końcowej scenie swojej książki Marcin wsadził Olkiewicza do pociągu jadącego do Poznania, więc ja musiałem go w stolicy Wielkopolski przywitać.

Co do następnej powieści, zatytułowanej „Milczenie jest srebrem”: jej akcja rozgrywa się w 1986 r., a więc wracam do PRL-u. Ta powieść jest już skończona i wyjdzie przed wakacjami. A ja biorę się do roboty i za chwilę znów wrócę do czasów przedwojennych. Pomysł już jest, trzeba tylko go opisać.

Mam wrażenie, że najnowsza Pana powieść „Tylko umarli wiedzą” ma tylko historyczną otoczkę, a tak naprawdę opowiada o naszych czasach: pewne fragmenty są niemal komentarzem do dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Czy historia lubi się aż tak powtarzać? Lata 30. XX w. są tak bardzo podobne do obecnych?

– Nie od dziś wiadomo, że historia się powtarza, a niektóre hasła okazują się ponadczasowe. Trudno nie dostrzegać pewnych analogii, jeśli się zna historię, więc jeśli je już dostrzegłem, musiałem o tym napisać. Weźmy przykład pierwszy z brzegu. Niemieccy faszyści w latach trzydziestych, startując w wyborach do Reichstagu, mówili głośno o konieczności rewizji Traktatu Wersalskiego, który rzucił Niemcy na kolana. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że i Polska była na kolanach, a teraz z tych kolan wstaje. Podobieństwa same się narzucają, więc jak o nich nie pisać, gdy tworzy się powieść, której akcja rozgrywa się kilka miesięcy przed przejęciem władzy przez Hitlera, właśnie wtedy, gdy Niemcy wstawali z kolan.

Jest Pan już pisarzem na cały etat, w 2016 r. odszedł Pan z poznańskiego Radia Merkury. Jak zatem wygląda zwykły dzień literata? Ma Pan jakieś swoje pisarskie rytuały?

– Mój cały pisarski etat przypomina nieco ten radiowy, bo też regulują go wskazówki zegara. Rano odwożę syna Michała na pociąg do Poznania, bo on uczy się w gimnazjum w Poznaniu, a potem wracam do domu i siadam do pisania. Koło południa zabieram się do gotowania obiadu, a po obiedzie wracam do pisania. W ten sposób wyrabiam dzienną normę, czyli piszę pięć, sześć stron. Często zdarza się jednak, że wyjeżdżam z domu na jakieś spotkania czy festiwale. Wtedy też nie tracę czasu. Piszę więc w pociągu i w hotelu. Dla mnie każde miejsce jest dobre do pisania. Na wakacje też zabieram laptop, bo ile w końcu można leżeć na plaży?

Czym się jeszcze Pan zajmuje poza pisaniem? Może jakieś szczególnie interesujące hobby?

– Prócz pisania jest jeszcze praca na uczelni. Jestem wykładowcą Uniwersytetu Adama Mickiewicza na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa. Uczę moich studentów radiowego rzemiosła w doskonale wyposażonym radiowym studiu, którego mogłaby nam pozazdrościć niejedna rozgłośnia.

A co do hobby, to mam takie. Moje hobby, przy którym odpoczywam, a jednocześnie doskonale się bawię, to pisanie kryminałów.

Dziękuję za rozmowę.

ALEKSANDRA WICIK
zdj. z archiwum Ryszarda Ćwirleja

Ryszard Ćwirlej (ur. 1964 r.) – dziennikarz radiowy i telewizyjny, scenarzysta, pisarz, wykładowca akademicki. Zadebiutował w 2007 r. pierwszą częścią cyklu o poznańskich milicjantach „Upiory spacerują nad Wartą”. Kolejne książki tej serii to: „Trzynasty dzień tygodnia” (2007), „Ręczna robota” (2010), „Mocne uderzenie” (2011), „Śmiertelnie poważna sprawa” (2013), „Błyskawiczna wypłata” (2014), „Jedyne wyjście” (2015), „Śliski interes” (2016). Cztery z nich nominowane były do Nagrody Wielkiego Kalibru, a „Błyskawiczna wypłata” na Festiwalu Kryminalna Piła otrzymała nagrodę dla najlepszej miejskiej powieści kryminalnej w 2015 roku. Natomiast na cykl przedwojenny o komisarzu Antonim Fischerze składają się „Tam ci będzie lepiej” (2015) i „Tylko umarli wiedzą” (2017).