Lost Saints LEMC jest bractwem motocyklistów, którzy jednocześnie są stróżami prawa, czyli policjantami, funkcjonariuszami i emerytami innych służb mundurowych. Ale nie ma w nim za to miejsca dla kobiet. Od członków wymaga się czasu, poświęcenia i motywacji.
– Jesteśmy klubem motocyklowym, ale nie stowarzyszeniem – mówi prezydent Lost Saints LEMC Poland Legion, asp. sztab. Janusz Matrejek, zastępca dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Kościerzynie. – Do nas nie dołącza się przez opłacenie składki członkowskiej. Zanim kogoś przyjmiemy, dobrze musimy go poznać. Musimy być pewni, że zawsze i wszędzie będziemy mogli na niego liczyć. Jesteśmy baczniej obserwowani i surowej oceniani. Oczekuje się od nas wyższych standardów niż od tych, którym służymy i których chronimy. Każde z naszych działań przekłada się na reputację każdego z członków klubu indywidualnie i klubu jako całości. Musimy zawsze reprezentować nas samych, klub i promować dumę, jedność i szacunek.
Lost Saints to młody klub, istnieje nie tylko w Polsce. W 2008 roku założyło go sześciu policjantów amerykańskich, a nazwa wywodzi się z przygody, która im przydarzyła się na bezdrożach USA. Mimo że mieli nawigację, zabłądzili. W Europie istnieje kilka oddziałów klubu. W Polsce Lost Saints są od 2014 roku. Odkąd otrzymali pełne barwy z rąk braci klubowych z Anglii, gdy raz zobaczy się ich czarne kamizelki z charakterystycznym symbolem – czerwonym znakiem zapytania z diabelskimi rogami – nie sposób ich pomylić z kimkolwiek innym.
– Nasze barwy i symbol reprezentują odwagę, siłę i wytrwałość w obliczu przeciwności czy przeciwnika. Funkcjonariusze bardzo często muszą wykazywać się tymi cechami. Czerwony znak zapytania to pytanie: „Gdzie my na świecie jesteśmy?”. Rogi (symbol zła) jest stałym przypomnieniem, że musimy jako stróże prawa zawsze o nim pamiętać i z nim walczyć – tłumaczy asp. sztab. Janusz Matrejek.
Lost Saints ma własne reguły. Jego członkowie nie pozwalają innym klubom na narzucenie rzeczy, których oni by nie akceptowali. W tej chwili członkami „Lost Saints LEMC Poland Legion” są tylko policjanci. Ilu? Tego żaden szanujący się klub nie zdradzi. W samej KPP w Kościerzynie jest ich pięciu, podobnie jest w Zielonej Górze, a pozostali są z różnych miast Polski.
– Nie mamy żadnego swojego terytorium i nie pretendujmy do żadnego, jak to mają w zwyczaju inne kluby. Jeździmy razem jako przyjaciele, a nie tylko jako członkowie klubu. Nosimy też naszywkę „Poland” dla określenia państwa, z którego pochodzimy. Szanujmy wszystkie kluby motocyklowe i ich barwy, i tego samego oczekujmy w zamian. Nie kryjemy się, że pracujemy w służbach mundurowych, a szczycimy się tym. Natomiast wstępując w szeregi klubów motocyklowych, musimy akceptować pewne zasady. Jeśli byśmy się z nimi nie zgadzali, bylibyśmy grupą kolegów spotykających się na wycieczkach motocyklowych, nie zakładalibyśmy klubowych barw i wyznawalibyśmy tych samych wartości – mówi asp. sztab. Janusz Matrejek.
Lost Saints nigdy nie zostawią żadnego motocyklisty bez pomocy na drodze, bez względu na to, jakie ma barwy. Żadnego! Starają się wspierać rodziny policjantów, którzy polegli w służbie albo zostali niepełnosprawni. Uczestniczą także w innych akcjach charytatywnych, m.in. w 2016 roku przy współpracy z Caritasem zbierali pieniądze dla ubogich.
Ale w Polsce działają różne kluby motocyklowe, również takie, które mają złą opinię.
– My do żadnego klubu nic nie mamy, ani oni do nas. Choć mijamy się czasami, to jeździmy innymi drogami. Pozdrawiamy się w trasie podniesieniem ręki, bo to przecież motocykliści. Oczywiście, jeśli widzimy przestępstwo czy poważne wykroczenie, to nie odwracamy głowy, ale reagujemy. Nie jesteśmy jednak krzyżowcami naprawiającymi motocyklowy świat. Reprezentujemy służby mundurowe i musimy zachowywać się tak, by dawać dobry przykład. Lost Saints to klub, w którym zaufanie, jedność i absolutna wiara w swojego brata klubowego są najważniejsze. Jesteśmy mocno związani naszymi wspólnymi doświadczeniami, gdzie widzimy rzeczy, których inni widzieć nie chcą.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. archiwum Lost Saints