Przedstawiamy drugiego laureata IX edycji Konkursu „Policjant, który mi pomógł”, który co roku organizowany jest przez Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” Instytutu Psychologii Zdrowia PTP. St. asp. Marcin Błażejowski od 12 lat służy w Policji i, jak wszyscy wyróżnieni, jest dzielnicowym.
Marcin Błażejowski w służbie stałej jest od 2004 roku. Wcześniej, w latach 2002–2003, służył w oddziale prewencji. Potem wrócił do rodzinnego Mielca, gdzie najpierw jeździł w patrolach interwencyjnych, a po dwóch latach został dzielnicowym.
– W moim przypadku wybór był bardzo prosty – mówi Marcin Błażejowski. – Mój ojciec był policjantem, więc od kulis znałem tę służbę. Wiedziałem, z czym się ona wiąże i nic nie było dla mnie zaskoczeniem. Bardzo mi się podobało, gdy ojciec wracał do domu w mundurze. Zakładałem gabardynę, która sięgała mi do kolan. Pamiętam, gdy jako dzieciak przychodziłem do komendy, podziwiałem radiowozy i od zawsze wiedziałem, że jest to właśnie to, co w życiu chcę robić. Ojciec odszedł na emeryturę w 2006 r., więc nasze służby się zazębiły. On był zastępcą komendanta powiatowego, ja jeździłem w patrolu. Teraz też jestem w rejonie i nie wyobrażam sobie innej służby.
Wyróżniony dzielnicowy ma pod swoją opieką rewir, gdzie są i domy jednorodzinne, i blokowiska. Najwięcej problemów powstaje jednak w skupiskach mieszkań socjalnych, gdzie żyją Polacy i Romowie. Często dochodzi między nimi do waśni, więc od spokoju, rozwagi i opanowania dzielnicowego zależy skuteczne rozwiązywanie trudnych, sąsiedzkich, ale i etnicznych napięć.
– Rejon nie jest łatwy – mówi policjant. – Ale to mnie właśnie pociąga. Wielu kolegów zwracało mi uwagę, że może poszukałbym innej, spokojniejszej pracy, gdzie mógłbym bez stresu popracować za biurkiem, ale ja muszę mieć kontakt z ludźmi, muszę być w ruchu. Z pracy z ludźmi czerpię satysfakcję ze służby.
W tym roku zaangażowanie policjanta doceniła jedna z osób, których problemami zajmował się dzielnicowy. Wyróżniony do końca nie wiedział, kto zgłosił go do konkursu. – Jest to dla mnie podwójna niespodzianka – wyznał dzielnicowy. – To wielkie wyróżnienie dla mnie, ale i dla jednostki.
Kierownictwo mieleckiej komendy także nie szczędzi pochwał – Marcin Błażejowski jest bardzo dobrym policjantem – ocenia nadkom. Jacek Juwa, komendant powiatowy Policji w Mielcu. – Tak mówią o nim również bezpośredni przełożeni. Dla komendy to wielki zaszczyt. Wyróżnienie naszego dzielnicowego odbiło się szerokim echem zarówno w jednostce, jak i lokalnych mediach. Przecież to tylko pięciu laureatów na całą Polskę.
Mieszkanka gminy Borowa w zgłoszeniu do konkursu pisała o mieleckim dzielnicowym m.in.: (...) zakończył trwający kilkanaście lat czas przemocy w naszej rodzinie. To policjant, który nie bał się układów mojego ojca. W momencie zagrożenia życia reagował błyskawicznie, bez wahania udzielając fachowej pomocy i pomagał w trwającym procesie. (...) jest człowiekiem o wielkim, wrażliwym sercu, do każdej prowadzonej sprawy podchodzi indywidualnie, ze zrozumieniem, podejmując właściwe działania, które później przynoszą oczekiwane rezultaty (...).
– Każda sprawa jest inna i do każdego przypadku trzeba podchodzić indywidualnie – wyjaśnia wyróżniony policjant. – Przemoc domowa zwykle wiąże się z alkoholizmem, dlatego jedne z trudniejszych spraw to te, gdzie sprawca nie pije alkoholu. Trudno wtedy dociec, co jest powodem agresywnego zachowania: choroba psychiczna, zaburzenia emocjonalne, chęć rozładowania napięć? To najcięższe sprawy. W kilku z nich udało mi się pomóc rodzinie. To dla mnie największa satysfakcja. Gdy widzę potem na ulicy uśmiechniętą kobietę, która wcześniej była zapłakana, zaniedbana i zmartwiona… To dla mnie największa nagroda.
Marcin Błażejowski to policjant z krwi i kości. Żona Agnieszka, jako cywil, także pracuje w mieleckiej komendzie. Mają dwoje dzieci: sześcioletniego Jaśka i półtoraroczną Julię. Gdy obowiązki rodzicielskie na to pozwalają, policjant najchętniej wypuszcza się rowerem do lasu. Tu zostawia stres nagromadzony podczas służby. Tu nabiera sił, aby znowu rzucić się w wir obowiązków.
PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor