W Brukseli
127 dni po ataku w Paryżu terroryści uderzyli ponownie. Tym razem w Brukseli. Bomby wybuchły w hali odlotów lotniska Zaventem i na stacji metra Maelbeek. Zginęły 32 osoby, w tym obywatelka Polski, ponad 250 zostało rannych, w tym trzech Polaków. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie.
Zamachowców było czterech. Trzech zaatakowało lotnisko. W samobójczym ataku zdetonowali ukryte w walizkach bomby nafaszerowane gwoździami i śrubami. Pierwsza wybuchła o 7.58, druga kilka sekund później. Trzecia, największa, prawdopodobnie na skutek defektu eksplodowała samoczynnie już po ewakuacji lotniska. W eksplozjach zginęło 11 osób, a ponad 100 zostało rannych. Nieco ponad godzinę później, w godzinach szczytu, eksplozja wstrząsnęła pociągiem stojącym na stacji metra umiejscowionej kilkaset metrów od siedziby Komisji Europejskiej. Na miejscu zginęło 20 osób, ponad 100 zostało rannych, w tym wiele bardzo ciężko.
TERRORYŚCI
mieli po dwadzieścia kilka lat. Jeden z tych, którzy zaatakowali na lotnisku, to Najim Laachraoui. Wiele wskazuje na to, że był konstruktorem bomb. Jego odciski palców znaleziono na pasach szahida, użytych w listopadowych zamachach w Paryżu. Zidentyfikowano też drugiego z zamachowców z lotniska i zamachowca z metra. To bracia, urodzeni i mieszkający w Brukseli, Chalid i Ibrahim el Bakraoui. Obaj byli znani policji za działalność kryminalną, jednak, jak poinformował belgijski prokurator federalny Frederic Van Leeuw, „nie uważano ich za osoby powiązane z terroryzmem”. Chalid za działalność terrorystyczną był jednak poszukiwany przez Interpol, podobnie jak jego brat, który w czerwcu 2015 r. został aresztowany w Turcji i deportowany do Holandii. Został jednak wypuszczony, bo Belgowie nie dostarczyli dowodów, że stwarza zagrożenie terrorystyczne. Tożsamość trzeciego zamachowca z lotniska, tego, którego bomba nie zadziałała, do chwili oddania numeru do druku nie została potwierdzona.
Dzięki informacjom uzyskanym od taksówkarza policja dotarła do mieszkania, w którym przygotowywali zamach. Z informacji przekazanych przez belgijską prokuraturę wynika, że naleziono tam m.in. 15 kg materiałów wybuchowych TCAP (peroksyacetonu), ponad 150 litrów acetonu, 30 litrów wody utlenionej, detonatory oraz walizkę wypełnioną gwoździami i śrubami. Była tam też gotowa bomba, znacznie większa od użytych w zamachu. Jak przypuszczają belgijskie służby, zamachowcy nie zabrali jej, ponieważ korporacja taksówkowa przez pomyłkę zamiast zamówionego vana podstawiła niewielki samochód osobowy.
PO ZAMACHU
wprowadzono w Belgii czwarty, najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego. Lotnisko w Brukseli zostało zamknięte. Drogi dojazdowe zablokowano. Nie kursowało metro, autobusy i tramwaje. Zamknięto również główne dworce kolejowe. Dodatkowe środki ostrożności wprowadzono także na innych europejskich lotniskach, m.in. w Paryżu, Londynie, Pradze, Amsterdamie, Wiedniu, Warszawie i Bukareszcie.
ZDANIEM BELGIJSKICH SŁUŻB
zamachowcy należeli do siatki zatrzymanego 18 marca Salaha Abdeslama, domniemanego koordynatora zamachów przeprowadzonych w Paryżu w listopadzie 2015 r. Prawdopodobnie, bojąc się dekonspiracji, postanowili przyspieszyć planowane zamachy. Świadczyć może o tym fakt, że terroryści zdecydowali się zaatakować w okresie, w którym wielu brukselczyków było już na świątecznych urlopach. Gdyby nie to, ofiar mogło być znacznie więcej. Pojawiały się też przypuszczenia, że atak mógł być zemstą za ostatnie działania belgijskich służb, ale, jak podkreślają eksperci, wydaje się to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę złożoność zdetonowanych bomb. Przygotowanie ich w tak krótkim czasie byłoby praktycznie niemożliwe.
Kilka godzin po ataku dżihadyści z Państwa Islamskiego na swoich stronach internetowych zapowiedzieli
KOLEJNE ZAMACHY
„To, co nadchodzi, będzie jeszcze gorsze” napisali w swoim oświadczeniu. Z kolei z informacji, do których dotarła amerykańska agencja prasowa Associated Press, wynika, że Państwo Islamskie przeszkoliło i wysłało do Europy od 400 do 600 dżihadystów. Ich jedynym zadaniem jest przeprowadzenie ataków terrorystycznych. Także CNN, powołując się na źródła w amerykańskich służbach, poinformowała, że wiedzą one o wielu innych zamachach terrorystycznych szykowanych w Europie.
KLAUDIUSZ KRYCZKA
rys. Piotr Maciejczak
– Nie żyjemy w próżni. Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i dzisiaj, w zglobalizowanym świecie, jest tak, że wszelkie zjawiska – i te związane z nowoczesnością, postępem cywilizacyjnym, ale również te negatywne – wcześniej czy później do nas dotrą, tak będzie również z terroryzmem. Im więcej zyskamy wiedzy, doświadczenia z nieszczęścia innych, tym lepiej będziemy mogli się przygotować na to negatywne zjawisko.
Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, (wypowiedź dla PAP)
Oblicza zamachu
Zamach terrorystyczny to element walki prowadzonej przez organizacje terrorystyczne polegający na zadaniu możliwie największych strat przeciwnikowi w celu osiągnięcia korzyści, np. politycznych. Najczęściej kojarzy się z wybuchem bomby, ale doświadczenia ostatnich lat pokazują, że sposobów przeprowadzenia zamachów jest znacznie więcej.
To, w jaki sposób zamach jest przeprowadzany, zależy od wielu czynników. Najważniejsze z nich to możliwości organizacyjne, a więc to, do jakich środków zamachowcy mają dostęp, jakie narzędzia mogą kupić i jakie mogą przetransportować. Inny, to możliwości przeciwdziałania państwa, w którym atak ma być przeprowadzony. Także cel ataku, czy będzie to zbiorowość, pojedyncza osoba czy obiekt. Często o tym, czym i w jaki sposób zamach zostanie przeprowadzony, decyduje proces zapadnia decyzji o jego przeprowadzeniu, to znaczy, czy będzie to działanie szczegółowo zaplanowane, czy też całkowicie impulsywne.
W SAMOLOTACH
Wywołują największy oddźwięk. Należą do najtrudniejszych do zorganizowania. Najczęściej polegają na wniesieniu bomby na pokład i zdetonowaniu jej w trakcie lotu. Ładunek wybuchowy najczęściej wnosi pasażer. Tak było w przypadku Richarda Reida, który w grudniu 2001 r. wniósł bombę w obcasie buta. Tylko dlatego, że został w porę obezwładniony, nie udało mu się jej zdetonować. Zaostrzanie procedur na lotniskach nie wyeliminowało kolejnych przypadków. W grudniu 2009 r. udało się wnieść bombę do samolotu lecącego z Paryża do Detroit, Nigeryjczykowi Umarowi Farukowi Abdulmutallabowi, działającemu pod sztandarem Al-Kaidy półwyspu Arabskiego (AQAP). Tym razem pozbawiona metalowych elementów bomba ukryta była w bieliźnie. Do tragedii nie doszło dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Nie zadziałał mechanizm inicjujący eksplozję.
Ale bomba może dostać się do samolotu także z bagażem. Najgłośniejszy taki przypadek miał miejsce 31 października 2015 roku, kiedy nad półwyspem Synaj eksplodował rosyjski samolot pasażerski Boeing A321, lecący do Petersburga z kurortu Szarm el-Szejk. W zamachu zginęły 224 osoby. Za zamach odpowiada organizacja Prowincja Synaj, uznająca zwierzchność Państwa Islamskiego. Terroryści dotarli do pracowników obsługi bagażowej lotniska i nakłonili ich do podłożenia materiału wybuchowego.
Bomba może być ukryta w różnych miejscach, poczynając od tubek z pastą do zębów po drukarki, ale służby specjalne już od kilku lat ostrzegają, że w niedalekiej przyszłości będą musiały stawić czoło nowemu wyzwaniu, jakim będą bomby umieszczane w ludzkim ciele. Taki chirurgicznie wszczepiony implant będzie praktycznie niewykrywalny przez obecnie wykorzystywane bramki, a używanie aparatury rentgenowskiej na wszystkich lotniskach nie jest i raczej nie będzie możliwe.
W NAZIEMNYCH ŚRODKACH TRANSPORTU
Znacznie łatwiejsze do przeprowadzenia są zamachy na inne środki transportu. Do najczęściej atakowanych należą autobusy, metro i pociągi. Te pierwsze jako cel były chętnie wybierane przez terrorystów z palestyńskiego Hamasu i libańskiego Hezbollahu atakujących Izrael. Schemat ataku był prosty. Zamachowiec samobójca z ładunkiem ukrytym w bagażu lub tzw. pasie szachida wsiadał do zatłoczonego autobusu, po czym detonował ładunek. Do tego typu zamachów doszło także w Europie. 7 lipca 2005 r. w Londynie w trzech samobójczych atakach na metro i jednym na autobus zginęły 52 osoby, a ponad 700 zostało rannych. Ponad rok wcześniej, 11 marca 2004 r., w jednym z najkrwawszych ataków w Europie, w dziesięciu eksplozjach bomb podłożonych w czterech pociągach podmiejskich w Madrycie, zginęło 191 osób, a prawie 2 tys. odniosło obrażenia. Ładunki ukryte w plecakach zostały zdetonowane zdalnie.
O ile zamachom na samoloty można dość skutecznie przeciwdziałać w fazie realizacji zamachu, np. przez instalacje bramek czy używanie psów wykrywających materiały wybuchowe, o tyle przeciwko atakom na metro, pociągi czy autobusy, jeśli zamach nie zostanie udaremniony w fazie planowania bądź przygotowania, zapobiegnięcie mu jest bardzo trudne. Nie tylko dlatego, że dworców i przystanków jest znacznie więcej niż lotnisk, ale także dlatego, że ładunek wybuchowy może być podłożony na trasie przejazdu. Taki przypadek miał miejsce 27 listopada 2009 r. na linii kolejowej relacji Moskwa – Petersburg, gdzie ładunek umieszczono przy trakcji. Wybuch bomby wykoleił pociąg jadący z prędkością 200 km/h. 27 osób poniosło śmierć, ponad 50 zostało rannych. Zdaniem rosyjskich władz za zamach odpowiadali czeczeńscy islamiści.
W MIEJSCACH UŻYTECZNOŚCI PUBLICZNEJ
Podobnie jest w przypadku ataków na miejsca publiczne, gdzie przebywa bardzo duża liczba osób. Miejsca te odwiedzane są regularnie, jak targowiska czy świątynie, lub okazjonalnie, jak np. zgromadzenia z okazji obchodów jakichś rocznic, demonstracji czy imprez sportowych.
Takim był zamach przeprowadzony 15 kwietnia 2013 r. w Bostonie. Pochodzący z Czeczenii bracia Dżochar i Tamerlan Carnajewowie na miejsce zamachu wybrali metę maratonu, gdzie podłożyli ukryte w plecakach dwie bomby domowej roboty. Eksplozje zabiły trzy osoby i raniły 264. Eksplozja w tłumie miała miejsce także w Tureckim mieście Suruc, gdzie 20 lipca 2015 r. zamachowiec samobójca wszedł między młodych ludzi demonstrujących w miejscowym centrum kultury. W zamachu, do którego przyznało się Państwo Islamskie, zginęły 33 osoby, a 104 zostały ranne. 12 listopada 2015 r. w stolicy Libanu, Bejrucie, w odstępie kilku minut zamachowcy samobójcy zdetonowali bomby w piekarni i meczecie. Trzeci zamachowiec został zastrzelony, nim zdążył zdetonować swoją w centrum handlowym. Późniejsze śledztwo wykazało, że pierwotnym celem ataku był szpital, ale zamachowcy, w skutek wzmocnionych środków bezpieczeństwa, w ostatniej chwili zmienili cele. Zginęły 44 osoby, a ponad 200 zostało rannych. I w tym przypadku za zamach odpowiada Państwo Islamskie.
SAMOCHODY PUŁAPKI
Osobny typ zamachu z wykorzystaniem materiałów wybuchowych to samochody pułapki. Wykorzystywane są tam, gdzie siła rażenia bomby ukrytej w plecaku mogłaby okazać się za mała do osiągnięcia efektu założonego przez terrorystę, lub tam, gdzie porzucony bagaż natychmiast zaalarmowałby służby bezpieczeństwa. Jeden z ostatnich tego typu zamachów miał miejsce 13 kwietnia w Turcji, gdzie w samym centrum Stambułu eksplodował samochód pułapka zaparkowany obok przystanku autobusowego i posterunku policji. Zginęło 37 osób, a ponad 120 zostało rannych. Ze wstępnych ustaleń wynika, że za zamach odpowiada Partia Pracujących Kurdystanu. Ten sam schemat zastosowano w stolicy Turcji miesiąc wcześniej, kiedy zamachowcy samochód pułapkę zdetonowali obok stojących na czerwonym świetle wojskowych samochodów. Zginęło 28 osób, 61 zostało rannych.
BROŃ PALNA
Zamach z wykorzystaniem bomby wymaga pewnego przygotowania i umiejętności potrzebnych do skonstruowania bądź przygotowania do detonacji urządzenia z materiałem wybuchowym. Znacznie łatwiej przeprowadzić zamach przy użyciu broni palnej, szczególnie gdy ta jest powszechnie dostępna, jak na przykład w Stanach Zjednoczonych. Jednym z najkrwawszych zamachów za oceanem w ostatnich miesiącach był atak w San Bernardino, gdzie pochodzący z Pakistanu Syed Rizan Farook i jego żona 2 grudnia 2015 r. wtargnęli do ośrodka pomocy społecznej, gdzie odbywało się przyjęcie dla pracowników. Zamachowcy otworzyli ogień z karabinów, zabijając 14 osób i raniąc 18. Sami zginęli później w wymianie strzałów z policjantami. Zamach był starannie zaplanowany, a sądząc po arsenale, także bombowym, jaki znaleziono w ich domu, miał być pierwszym z serii.
Najgłośniejszym zamachem tego typu w Europie był atak na redakcję satyrycznego miesięcznika Charlie Hebdo. Wyróżnia go fakt, że był skierowany przeciwko konkretnym osobom, które miały zostać ukarane za konkretne czyny. Atak w rozumieniu zamachowców był wykonaniem wyroku za wielokrotne obrażanie na łamach czasopisma Islamu. 7 stycznia 2015 r. do redakcji wtargnęło trzech napastników uzbrojonych w broń automatyczną. Strzelali do wszystkich, kogo napotkali. W sumie zginęło 12 osób: ośmioro członków redakcji, dwaj znajdujący się tam przypadkowo mężczyźni i dwaj interweniujący policjanci.
BROŃ BIAŁA
Ale żeby zaatakować, nie trzeba mieć dostępu do broni palnej. Wystarczą maczeta, nóż, śrubokręt czy nożyczki. Te ostatnie stały się bronią palestyńskich napastników atakujących Izraelczyków od października 2015 r. Zamachy zwane przez niektórych „III Intifadą” lub „Intifadą noży” polegają na atakowaniu na ulicach miast żołnierzy, policjantów lub kogokolwiek, kto zostanie uznany za Izraelczyka. Zamachowcami są młodzi mężczyźni, bywa że nastoletni, zwykle niezwiązani z żadnymi organizacjami. Działają pod wpływem impulsu. Chwytają kuchenny nóż lub jakiekolwiek ostre narzędzie i idą szukać ofiary. Kiedy ją znajdą, atakują. Robią tak do czasu, aż zostaną schwytani lub znacznie częściej, zastrzeleni. Od 1 października w takich zamachach zginęło 28 Izraelczyków i kilku obcokrajowców.
Ataki przy użyciu ostrych narzędzi, choć nie na taką skalę, miały też miejsce w Europie. Jeden z nich wydarzył się 22 maja 2013 roku w Londynie. Działający z inspiracji Al-Kaidy dżihadyści w środku dnia rzucili się z tasakiem i maczetą na idącego ulicą żołnierza. Ofierze odcięli głowę, po czym spokojne czekali na przyjazd policji.
ZAMACHY KOMBINOWANE
Terroryści nie ograniczają się jednak do wyboru jednego narzędzia. Kilka z najgłośniejszych zamachów, jakie miały ostatnio miejsce, można by określić mianem kombinowanych. Tego typu ataki wymagają długich przygotowań, szczegółowego zaplanowania i koordynacji. Tak było w przypadku serii zamachów przeprowadzonych w Bombaju w listopadzie 2008 r. przez pakistańskie ugrupowanie Laszkar-i-Toiba. Zamachowcy, atakując w dziewięciu punktach miasta m.in. hotele, centrum kultury żydowskiej, komisariat, szpital, użyli zarówno karabinów, granatów, jak i bomb, zabijając 175 osób i prawie 300 raniąc. Podobny przebieg, choć na mniejszą skalę, miał niedawny zamach w Paryżu z 13 listopada ubiegłego roku. Tam także eksplodowały trzy ładunki wybuchowe (choć w tym przypadku były to zamachy samobójcze) i także strzelano do przypadkowych ludzi, m.in. gości restauracji i kawiarni przy jednym z bulwarów X dzielnicy. Wzięto zakładników, którymi byli uczestnicy koncertu odbywającego się w teatrze Bataclan. Przy próbie ich odbicia doszło do wymiany ognia z policjantami i do detonacji ładunków wybuchowych. Bilans to 137 ofiar śmiertelnych i ponad 300 rannych.
Wartym przypomnienia tragicznym przykładem jest też zamach, w którym użyto zarówno samodzielnie skonstruowanej bomby dużej mocy, jak i broni automatycznej. Chodzi o zamach, który został zaplanowany i przeprowadzony przez jedną osobę – Andersa Breivika. 22 lipca 2011 r. najpierw wybuchała bomba ukryta w furgonetce zaparkowanej pod siedzibą premiera. Zabiła 7 osób, a 15 raniła. Drugi akt dramatu rozegrał się na wyspie Utøya, gdzie odbywał się zjazd młodzieżówki Partii Pracy. Breivik, przebrany za policjanta, przez półtorej godziny ścigał i strzelał do ukrywających się młodych ludzi. Zabił 69 osób, ranił 110.
JAK KAMIKADZE
Ten sposób ataku wybrali organizatorzy najtragiczniejszego zamachu w historii, ataku z 11 września 2001 r. Narzędziem były cztery przechwycone przez terrorystów samoloty. Zamachowcy dostali się na pokład jako pasażerowie. Celami były nowojorskie dwie wieże WTC i Pentagon. Czwartym celem, którego nie udało się terrorystom osiągnąć, miał być Kapitol lub Biały Dom. Przypadki porwania samolotu zdarzały się już wcześniej wielokrotnie, ale nigdy po to, by uczynić z nich latające bomby. W zamachu zginęły 2973 osoby, 26 nadal uważa się za zaginione. Ten sposób działania pozostaje na szczęście zupełnie wyjątkowym i – jeśli na zamach nie zdecyduje się pilot – w zasadzie w tej skali niemożliwym do powtórzenia. Tak myślano dotychczas, ale informacje libijskich służb bezpieczeństwa, że Państwo Islamskie szkoli pilotów samobójców na nowoczesnych symulatorach samolotów pasażerskich, które przejęli w październiku 2015 r. na lotnisku w Syrcie, kazały ten pogląd zweryfikować.
Zupełnie inaczej jest, jeśli narzędziem ataku będzie ogólnodostępny środek transportu, np. samochód. Po takie rozwiązanie sięgnęli Palestyńczycy w ramach wspominanej już „III Intifady”. 22 października w tłum ludzi czekających na stacji kolejowej wjechał Palestyńczyk z organizacji terrorystycznej Hamas. Zginęło trzymiesięczne dziecko, osiem osób zostało rannych. Kilkanaście dni później inny zamachowiec wjechał w grupkę osób czekających na autobus w okolicach Nablusu, raniąc cztery z nich. W Izraelu, w odpowiedzi na takie ataki, w miejscach, w których zwykle gromadzą się ludzie, jak właśnie przystanki, pojawiły się betonowe zapory.
PRZYSZŁOŚĆ
Przywołane przykłady dotyczą najbardziej typowych narzędzi, jakimi posługują się terroryści, ale cały czas trzeba pamiętać, że wciąż istnieje, a nawet rośnie zagrożenie, że w ich ręce dostaną się środki znacznie groźniejsze. Chodzi o broń biologiczną, chemiczną, nuklearną czy tzw. brudne bomy, będące kombinacją ładunku konwencjonalnego i materiału radioaktywnego. Do tej pory były one dla terrorystów niedostępne, ale i to staje pod znakiem zapytania. O tym, że dżihadyści dysponują bronią chemiczną już kilka tygodni temu ostrzegał szef CIA John Brennan. Zupełnie nowym zagrożeniem, z jakim przyjdzie się zmierzyć służbom zwalczającym terroryzm, są już powszechnie dostępne drony i wspomniane bomby implanty wszczepiane w ciała zamachowców.
KLAUDIUSZ KRYCZKA
rys. Piotr Maciejczak