Na skrzyżowaniu ul. Przyczółkowej i Vogla zderzyły się fiat i BMW. Na miejscu są już dwie załogi z sekcji obsługi zdarzeń drogowych i kontroli ruchu drogowego. Kierowca fiata jest w szpitalu, w ciężkim stanie. Policjanci już tam pojechali, żeby sprawdzić jego stan trzeźwości i porozmawiać z lekarzem – mówi asp. sztab. Maciej Kołodziej, który, jako kierownik sekcji w Wydziale Ruchu Drogowego KSP, też jedzie na miejsce.
Gdy dociera na skrzyżowanie, ruch jest wstrzymany, miejsce zdarzenia zabezpieczone, policjanci ustalają dane personalne uczestników i świadków wypadku, zabezpieczają ujawnione ślady.
– Są tu jakieś kamery? – Kołodziej rozgląda się wokół. Po drugiej stronie ulicy zauważa kamery monitoringu jednej z firm.
– Trzeba sprawdzić, co na nich widać – mówi i idzie do budynku, na którym są zamontowane.
– Jak długo trwają oględziny? – pytam policjantów.
– To zależy. Czasem jest to kilkadziesiąt minut, czasem kilka godzin, ale zdarza się pół dnia albo pół nocy spędzonych przy obsłudze wypadku – mówią. – Tu nie można sobie pozwolić na pośpiech czy niedopatrzenie czegoś.
– To wszystko trwa – mówi podinsp. Adam Pierzchała, biegły kryminalistyki ds. wypadku w Laboratorium Kryminalistycznym KSP. – Trzeba zebrać wszelkie informacje o okolicznościach wypadku, ustalić wstępnie jego przebieg, odszukać ślady, miejsce zderzenia, udokumentować, pomierzyć, narysować, dokonać oględzin pojazdów i zrobić dokumentację fotograficzną.
BRAK DOWODÓW
Potocznie mówi się o nich „pogotowie wypadkowe”.
– To dwuosobowa załoga, która ma takie uprawnienia, jak technicy kryminalistyki. Są wyszkoleni i mają właściwy nadzór merytoryczny, który nie zawsze jest zapewniony w mniejszych jednostkach – mówi podinsp. Adam Pierzchała. – Poza tym w razie potrzeby policjanci z sekcji wypadkowej mają możliwość współpracy z nami, ekspertami ds. wypadków z laboratorium kryminalistycznego.
Tego typu pogotowia wypadkowe są w Warszawie i w niektórych miastach wojewódzkich. Z kolei w powiecie wypadki drogowe najczęściej obsługują policjanci ruchu drogowego razem z technikiem kryminalistyki. Zaletą jest to, że technicy robią dobre zdjęcia. Wadą może być brak nadzoru, który skutkuje tym, że dowody materialne mogą być zebrane nieudolnie, niekompletnie, nieprofesjonalnie. Wtedy zamiast pomóc biegłemu w rekonstrukcji przebiegu zdarzenia, znacznie utrudniają wydanie jednoznacznej opinii. Bardzo rzadko, a jednak zdarzają się sytuacje, że biegły odmawia wydania opinii, bo zebrany w sprawie materiał dowodowy jest niewystarczający do przeprowadzenia rekonstrukcji wypadku. O takiej sprawie pisała „Gazeta Wyborcza”. Rzecz dotyczyła potrącenia 17-letniej dziewczyny w Obornikach w Wielkopolsce. Biegły, odsyłając akta, napisał: „Po zapoznaniu się z aktami postępowania stwierdzam, że zebrany w sprawie materiał dowodowy jest niewystarczający do przeprowadzenia rekonstrukcji wypadku. Przede wszystkim stwierdza się brak rzeczowego materiału dowodowego (m.in. dokumentacji miejsca zdarzenia i pojazdu, szkicu, protokołu oględzin miejsca zdarzenia z usytuowaniem uczestników, śladów). Z materiału dowodowego nie jest możliwe ustalenie m.in. toru jazdy pojazdu, toru przechodzenia jezdni przez pieszą, miejsca zdarzenia, miejsca upadku pieszej, zatrzymania się pojazdu”. W tym przypadku policjanci uznali, że wina jest pieszego, nie zrobili oględzin samochodu, zdjęć.
DOBRE ZDJĘCIA
– Prawda jest taka, że jeśli policjanci nie są wnikliwi, to zebrany materiał będzie niewystarczający, żeby wypadek zrekonstruować – mówi Tadeusz Diupero, warszawski biegły sądowy w zakresie rekonstrukcji wypadków drogowych. – Z drugiej strony, miałem też takie sprawy, gdzie śladów było bardzo dużo, a policjanci nie potrafili odróżnić śladów świeżych od starych i dokumentowali wszystkie. Moja praca biegłego polegała wtedy głównie na selekcji śladów związanych z wypadkiem.
A tak być nie powinno. Bo policjanci powinni umieć rozróżniać ślady i dobrze je dokumentować. Bardzo ważne są dobre zdjęcia. Przykładowo, samochód zjeżdża na pobocze – piaszczyste albo porośnięte trawą. Policjanci często nie potrafią rozróżnić, czy jest to ślad toczącego się koła, hamowania, czy zarzucania. Piszą w protokole „ślad jazdy koła”.
– Tymczasem jeśli mamy dobrze sfotografowany ten ślad, to biegły, który z założenia jest specjalistą, będzie potrafił go rozróżnić – mówi Diupero. – Jest to szalenie ważne, bo prędkość samochodu na jakimś etapie jego przemieszczania się jest liczona właśnie w oparciu o zakwalifikowanie czy to ślad toczenia, czy hamowania.
Taki problem pojawił się w sprawie wypadku z udziałem znanej pływaczki. Jej samochód na poboczu i w rowie zostawił dwa ślady. Ale czy to były ślady hamowania, czy toczenia – nie wiadomo. Zabrakło zdjęć.
– Różnica była taka, że jeśli hamowała, mogła jechać 117 km/h. Jeśli to były tylko ślady toczenia, wówczas oznacza to, że mogła jechać z prędkością 97 km/h – mówi Diupero. – Dlatego tak ważne są bardzo dokładne zdjęcia.
PIĘTA ACHILLESA
Czasami jest tak, że biegli, opiniując wypadek, muszą zweryfikować pracę policjantów i sporządzają szkic od początku, opierając się na wymiarach, które policjanci podali w protokole oględzin miejsca wypadku. I wtedy okazuje się, że nic się nie zgadza, począwszy od kształtu jezdni, przez wymiary, na śladach i usytuowaniu samochodów czy budynków skończywszy. Wygląda to trochę tak, że oględziny sobie, zdjęcia sobie. A gdy porówna się szkic ze zdjęciem satelitarnym, nagle okazuje się, że na przykład dom, przy którym doszło do wypadku, nie stoi prostopadle do ulicy, ale pod kątem.
– Piętą Achillesową przy wypadkach jest to, że policjanci nie potrafią rysować – mówi podinsp. Pierzchała.
– Czasem pomylą się też w pomiarach – dodaje Wojciech Pasieczny, były policjant i biegły w zakresie rekonstrukcji wypadków. – Pamiętam sprawę, w której policjanci o sto procent wydłużyli ślady hamowania samochodu. Zweryfikowałem to na podstawie znaków poziomych, czyli linii przerywanych na jezdni, i wyszło mi, że te ślady były znacznie krótsze.
Problemem jest też wymierzenie kształtu jezdni. Policjanci najczęściej rysują taki łuk, jaki mają krzywik. Tymczasem powinno się łuk zmierzyć, zwłaszcza w sytuacji, gdy samochód zjedzie albo zostanie wyrzucony z jezdni. Gdy Wojciech Pasieczny pracował w pogotowiu wypadkowym, brał sznurek (kupił sobie kilkaset metrów), wyznaczał i mierzył cięciwę łuku i potem od tego rozciągniętego sznurka w połowie jego długości mierzył tzw. strzałkę ugięcia.
– Mając te dane, można wykreślić promień łuku. A znając promień łuku i współczynnik przyczepności, można stwierdzić, jaka była prędkość graniczna, żeby samochód nie wpadł w poślizg lub nie wywrócił się – mówi Pasieczny.
PUNKTY ODNIESIENIA
Według biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków ideałem byłyby zdjęcia z miejsca wypadku z widocznymi charakterystycznymi punktami odniesienia, których wymiary są znane. Ich rozstawienie jest punktem wyjścia do przetworzenia fotografii tak, jakby była zrobiona z góry. A to z kolei daje możliwość dokładnego odwzorowania, jak przebiegał dany ślad.
– W jednej ze spraw, w której sporządzałem opinię, w jezdni była prostokątna wstawka nowego asfaltu. Miałem zdjęcia, pojechałem na miejsce, zmierzyłem i mając wymiary, mogłem zrobić transformację komputerową – mówi Tadeusz Diupero. – To są bardzo pomocne rzeczy do wnikliwej oceny.
Na co jeszcze powinni zwrócić uwagę policjanci obsługujący zdarzenie drogowe? Żeby nie przestawiać samochodów, bo położenie powypadkowe jest istotne dla odtworzenia przebiegu zdarzenia. Poza tym przy opisywaniu uszkodzeń pojazdów, zwłaszcza przy potrąceniu pieszych, powinni opisać i zwymiarować miejsce, w którym głowa pieszego uderzyła w samochód. Niektórzy, owszem, wymiarują, ale od dolnej krawędzi szyby, natomiast ideałem byłoby, gdyby mierzyli odległość od powierzchni jezdni do miejsca, gdzie pieszy uderzył głową, przykładając miarkę tak, by zmierzyć kształt samochodu. Jest to tzw. rozwinięcie pieszego, które służy do wymierzenia prędkości pojazdu w chwili potrącenia osoby. W dzisiejszych czasach, gdy samochody rzadko pozostawiają ślady hamowania, może być to jedyna metoda ustalenia jego prędkości.
Często źle wymierzone jest również położenie samochodu – policjanci podają jeden punkt i na tym koniec, a powinni mierzyć od kół albo od narożników – jeśli nie są uszkodzone. Ważne jest też mierzenie deformacji – ich szerokości, wysokości i głębokości, bo dzięki temu wiadomo, jak prędkość drugiego pojazdu wpłynęła na spowodowanie odkształceń.
NA KOLANACH
Bardzo istotne jest ujawnienie pierwszych drobin szkła i lakieru, które spadły z samochodu. To one najczęściej wyznaczają pierwsze miejsce zdarzenia, bo upadają najbliżej miejsca zderzenia lub potrącenia.
– Tyle że tych wszystkich śladów trzeba szukać na kolanach, a nie z góry. Bo to są przecież drobiny – mówi Pasieczny.
– Pamiętam taki wypadek na trasie lubelskiej. Była zima, zanim policjanci przyjechali na miejsce, wszystko było zajeżdżone, zero śladów – opowiada podinsp. Adam Pierzchała. – Oczywiście to wszystko było do znalezienia, bo te samochody tak się skasowały, że na pewno jakieś ślady w asfalcie zostały. Trzeba było tylko wziąć miotłę i odgarnąć śnieg. Tylko nikomu to nie przyszło do głowy.
Oczywiście zdarza się, że niektóre ślady są trwałe i można je odnaleźć nawet po pół roku. Na przykład wyżłobienia asfaltu w miejscu wypadku. Najczęściej jednak jeśli się na miejscu oględzin czegoś nie zrobi, potem już nie ma czego szukać.
– Czasem trzeba poczekać, aż te ślady pod pewnym oświetleniem wyjdą – mówi z kolei Wojciech Pasieczny. – Pamiętam wiele zdarzeń, gdy nie było widać śladów i pojawiały się dopiero, gdy słońce zachodziło i ustawiało się pod innym kątem. Na przykład podczas ostatniego śmiertelnego wypadku, który obsługiwałem, samochód potrącił pieszego z wózkiem. Nic nie było widać. Nie ma mowy, mówię, przecież muszą być jakieś ślady od kół wózka. Wyszły dopiero, gdy słońce schowało się za drzewami.
RAZ A DOBRZE
Jeśli do wypadku doszło w nocy i mamy do czynienia z potrąceniem pieszego, policjant powinien określić warunki widoczności, opisać, czy było oświetlenie uliczne lub inne oświetlenie zewnętrzne oraz jakiego rodzaju. Nie wszyscy to robią, a to dlatego, że w protokole oględzin miejsca wypadku rubryki są zbyt uproszczone. Jest za to pytanie o mgłę, która albo jest, albo nie ma – brak oceny intensywności mgły. Jeden policjant pomyśli i skreśli rubrykę z mgłą, wpisując tam np. oświetlenie latarni, a drugi tego nie zrobi.
Bardzo ważnym elementem w opiniowaniu wypadków z pieszym w warunkach zmroku i braku oświetlenia drogi jest udokumentowanie barwy ubioru pieszego – oczywiste jest, że pieszego ubranego w odzież jasnej barwy jest znacznie łatwiej zauważyć niż ubranego w odzież barwy ciemnej, zlewającej się z tłem.
– To taki totolotek – mówią zgodnie biegli, którzy mimo braku takich rubryk w protokole chcieliby też znać pełne dane identyfikacyjne samochodów – model, markę, typ, a także pojemność silnika. Albo mieć pewność co do warunków atmosferycznych.
– Czasem mamy z tym problem. Jest wypadek, po wypadku zaczyna padać deszcz i policjanci w protokole oględzin miejsca wypadku piszą „jezdnia mokra”, podczas gdy w czasie wypadku jezdnia była sucha i widać to na zdjęciach pod samochodem – mówi Diupero. – To jest o tyle ważne, że potem adwokaci wykorzystują każdą okoliczność, żeby wybronić klienta, a wiarygodność materiału dowodowego spada.
– Oględziny to czynność niepowtarzalna – tłumaczy podinsp. Krzysztof Zaranek, nauczyciel policyjny Zakładu Szkoleń Specjalnych CSP w Legionowie. – Jeśli o czymś zapomnimy albo coś przeoczymy, wiąże się to z utratą rzeczowego materiału dowodowego i może skutkować wieloma znakami zapytania zarówno w postępowaniu przygotowawczym, jak i sądowym. Z kolei każdy znak zapytania rodzi kolejne wątpliwości – a jak policjant wymiarował, a jak dobrał stały punkt odniesienia, jak zabezpieczył ślady pod względem procesowym i technicznym?
– Tu się musi wszystko zgadzać. Zdjęcia z oględzinami, oględziny ze szkicem – mówi asp. sztab. Andrzej Dusza, naczelnik Wydziału Kryminalnego KPP we Włoszczowie, który przez lata jeździł jako technik kryminalistyki do obsługi zdarzeń drogowych. Twierdzi, że koledzy czasem zarzucali mu, że wpisuje w protokół za dużo szczegółów. On jest zdania, że lepiej więcej niż za mało. A jak się nie wie, jaki to ślad, zamiast wypisywać bzdury, zrobić dobre zdjęcie i po prostu napisać, że jest ślad. Bo policjanci – co podkreślają biegli – nie są od weryfikowania śladów na miejscu zdarzenia. Wszystko, co zastali, powinni udokumentować. Na szkicach, w protokole oględzin, w dokumentacji fotograficznej. Może zdarzyć się tak, że ślady, na które nie zwrócili uwagi, mogą mieć bardzo duże znaczenie.
NAUKA I KURSY
Nie bez znaczenia są też kursy specjalistyczne. Asp. Wojciech Dutczak, kierownik ogniwa ruchu drogowego w KPP w Mrągowie, który przez 12 lat pracował jako technik kryminalistyki, mówi, że kursy poszerzają nie tylko wiedzę, ale dają też świadomość, po co robi się te wszystkie czynności i jak potem są wykorzystywane w procesie.
– Na podstawie śladów sąd ocenia zdarzenia i przesądza o roli sprawcy – mówi asp. Dutczak. – W czasach, gdy robiłem kurs, trwał on pół roku i składał się z kilku modułów dotyczących poszczególnych dziedzin. Dziś większość techników to tzw. samoucy, zdobywają doświadczenie w pracy, ucząc się od starszych kolegów. U nas na sześciu policjantów tylko dwóch ma przeszkolenie specjalistyczne.
– Kurs dla techników kryminalistyki trwa około trzech miesięcy – dodaje podinsp. Krzysztof Zaranek. – Podczas szkolenia policjanci uczą się postępowania na miejscu różnego rodzaju zdarzeń, w tym wypadku drogowego. A więc przeprowadzają oględziny, ujawniają i zabezpieczają ślady kryminalistyczne, utrwalając tym samym rzeczowy materiał dowodowy, wykonują zdjęcia, szkice, plany i wnioskują ze śladów kryminalistycznych. Po zajęciach praktycznych z oględzin wypadku drogowego uwrażliwiamy słuchaczy na istotne problemy, które mogą występować na miejscu zdarzenia i omawiamy właściwe postępowanie procesowo‑kryminalistyczne. Jako wykładowcy patrzymy, jak reagują i czy unikają tych samych błędów przy kolejnych ćwiczeniach.
Podobny kurs, tyle że trwający miesiąc, przechodzą policjanci ruchu drogowego. Jest to kurs obsługi zdarzeń drogowych.
– Praktyczny, kryminalistyczny ukierunkowany na działania na miejscu zdarzenia drogowego – tłumaczy podinsp. Zaranek. – Tu policjanci mają bardzo rozbudowany moduł fotograficzny, elementy medycyny sądowej, kryminalistykę, rekonstrukcję czasowo‑przestrzenną, wnioskowanie ze śladów kryminalistycznych, rozpoznawanie wszystkich rodzajów śladów. Przeprowadzamy też oględziny w różnych aspektach: z manekinami, w warunkach wieczornych i nocnych, w sytuacji najechania na przeszkodę czy zderzenia się z pojazdem jednośladowym. Policjanci po takich kursach są fachowcami.
– Wszystko to kwestia chęci, wiedzy i umiejętności. Ja wychodzę z założenia, że jeśli ktoś dokłada staranności, robi dobrze, błędów nie będzie – mówi asp. sztab. Andrzej Dusza.
– Przez wszystkie lata pracy nie zdarzyło się, żeby ktoś miał uwagi do mojej albo moich kolegów pracy – mówi asp. Wojciech Dutczak.
ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. archiwum Wojciecha Pasiecznego
W labiryncie śladów
Oględziny to nic innego jak badanie miejsca zdarzenia. Mozolne zabezpieczanie śladów i wnioskowanie z nich. Od nich zaczyna się żmudny proces tropienia sprawców.
– Ile trwają? Od dwóch godzin do kilku dni – mówi asp. sztab. Dariusz Sikora, koordynator techników w KMP w Gliwicach. – Zdarzało się, że wszystko na miejscu zostało zrobione, a pojawiały się nowe fakty i oględziny na nowo trzeba było robić.
Pamięta taką sprawę, gdzie oględziny trwały jedenaście godzin. Chodziło o zabójstwo starszego pana. Jego ciało znaleziono w domu na parterze. W pokoju na piętrze była jego żona. Po skończonych oględzinach mieli czas do rana, żeby porównać ślady, określić sposób poruszania się sprawców na miejscu zdarzenia i ostatecznie wytypować sprawców.
– Było nas wtedy trzech – mówi Sikora. – Udało nam się.
DWIE PARY OCZU
Dariusz Sikora jest zdania, że na miejsce zdarzenia lepiej wysłać dwóch niż jednego technika kryminalistyki.
– Bo to zawsze dwie pary oczu, a nie jedna – mówi. – A jak się już zjedzie do komendy, to trudno coś poprawić.
Technik na miejscu musi brać pod uwagę wszystkie okoliczności i zakładać kilka wersji zdarzenia. Nie może brnąć w jedną wersję. Dlatego asp. sztab. Sikora u siebie w Gliwicach zawsze wysyła dwóch techników. Jeden weryfikuje drugiego. Potwierdza lub wyklucza jego wersję.
W ROLI
– Kto? Co? Gdzie? Kiedy? Czym? Dlaczego? I jak? To siedem złotych pytań kryminalistyki, na które każdy z nas, robiąc oględziny, musi odpowiedzieć – mówi asp. Adam Łukasiak z KMP w Białej Podlaskiej.
– Technik musi się wcielić w rolę przestępcy – dodaje Dariusz Sikora. – Poruszać się tak jak on, żeby wiedzieć, jakie ślady mógł zostawić.
Pracę zaczyna się od rozpytania. Po przybyciu na miejsce technik musi się dowiedzieć, co się stało i gdzie się stało. Potem wyznacza teren, który zostanie poddany oględzinom, i ścieżki poruszania się na miejscu zdarzenia. Obecność innych osób ogranicza się do minimum.
– W zależności od zaistniałego zdarzenia przyjmuje się metodę prowadzenia czynności dośrodkową albo odśrodkową – mówi Adam Łukasiak. – Przykładowo, mamy zwłoki w pomieszczeniu, ale nie wiemy, czy to przestępstwo. Wtedy zaczynamy od centrum, ustalamy, czy są rany, jaki mają charakter. Albo inna sytuacja: jest napad, jest ofiara, zaczynamy od ustalenia, którędy wszedł sprawca i idziemy jego drogą.
PODPIS PRZESTĘPCY
Prowadzenie oględzin wymaga specjalistycznego sprzętu i fachowej wiedzy. Technik musi wiedzieć, gdzie szukać śladów – typuje miejsca, w których sprawca mógł je zostawić. Musi też wiedzieć, czym je ujawnić – bo przecież nie wszystkie są widoczne. Ważna jest też kolejność zabezpieczania śladów.
– Zaczynamy od traseologii, potem osmologia, ślady biologiczne i daktyloskopijne – mówi asp. Łukasiak.
– Na ich podstawie analizujemy sposób poruszania się sprawcy, jego orientację w terenie, ślady mówią nam o liczbie osób i wskazują na sprawcę – dodaje Dariusz Sikora.
– Dzięki nim wiemy, czy był młody i sprawny fizycznie, czy działał przypadkowo, pod wpływem emocji, czy zaplanował zdarzenie i się do niego przygotował – mówi Łukasiak.
Są jak podpis, który przestępca zostawił na miejscu zdarzenia. Trzeba tylko umieć go przeczytać.
ŚLADY NEGATYWNE
Technicy mówią, że brak śladów też jest śladem. Taka sytuacja świadczy o tym, że sprawcy byli przygotowani i wiedzą, o co chodzi w kryminalistyce. Są też tzw. ślady negatywne, czyli upozorowane. Na temat tych śladów technicy nie chcą mówić.
– W tej pracy trzeba mieć sporo doświadczenia i tak zwany policyjny nos – mówi Sikora. – A najgorsza jest rutyna. Rutyna gubi, zabija czujność.
Potwierdza to jego kolega z komendy w Białej Podlaskiej.
– Technik musi się cały czas kształcić, być ciekawym i żądnym wiedzy. Nie można zatrzymać się w miejscu.
ANNA KRAWCZYŃSKA